Szymon Hołownia: Co jest największym wyzwaniem dla Kościoła w Hondurasie? Kard. Oscar Rodriguez Maradiaga: - Zdecydowanie brak edukacji religijnej. W Hondurasie jest wielu ochrzczonych z powodu tradycji rodzinnych, którzy nigdy później nie poczuli potrzeby pogłębiania wiedzy. Nie mamy katechezy w szkołach, katolickich szkół też nie jest wiele. Szacuję, że chrzci się dziewięćdziesiąt procent ludzi, siedemdziesiąt przyjmuje Pierwszą Komunię, połowa bierzmowanie, a jakieś dwadzieścia procent bierze ślub kościelny. Jak uświadomić tym ludziom, że w wierze trzeba wzrastać, uczyć się, poznać argumenty? My nie zawsze dajemy radę i korzystają z tego sekty. Wielu z naszych katolików kerygmat usłyszy w sekcie, nie w Kościele. Ale co zrobić, gdy mam tak niewielu księży w stosunku do liczby wiernych? Są parafie obejmujące miasto liczące siedemdziesiąt tysięcy wiernych i osiemdziesiąt wiosek rozrzuconych w górach. Jak efektywnie służyć tym ludziom? Żeby sensownie przygotować księdza, zaszczepić mu ducha, idee, wrażliwość, dać mu do ręki skarb, który będzie mógł dać ludziom, potrzebuję dziesięciu lat. - W sekcie gość bierze do ręki Biblię, wynajmuje jakiś parter czy garaż, maluje sobie szyld i zaczyna nauczać. Sam siebie ustanawia pastorem, sam wybiera sobie fragmenty Pisma, które będzie głosił, zbiera dziesięcinę, psioczy na Kościół katolicki, pokazując, jak jest wielki i zepsuty, otwiera ten swój biznes, kiedy chce, zamyka, kiedy chce, nie ma poczucia odpowiedzialności. My tak nie możemy. Proszę spojrzeć, co oni tu robią (przejeżdżamy obok stadionu bejsbolowego, na który sekta Kościół Strumienie Wody Żywej zwozi właśnie wyznawców dziesiątkami autobusów na jakiś większy event - przyp. S.H.). Będą tu się modlić, krzyczeć, nie mogą przeboleć, że tylu ludzi wciąż przychodzi i przyjeżdża do Suyapy. Są gotowi nawet wynajmować autobusy, by zwieźć tutaj tych ludzi. Oni po prostu nas się boją. Na zdrowy rozum na wejściu do sekty wyłącznie się traci. Wydajesz pieniądze, słuchasz dziwnego gościa, który sam siebie namaścił na autorytet, nie ma realnej wspólnoty. Po co tam iść? - Dla magicznych sztuczek, o których oni mówią, że to cuda. Czasem zachowują się jak profesjonalni iluzjoniści. Od czasu do czasu dadzą komuś parę groszy, coś do jedzenia, jakąś rzecz, którą dostali od bratniej sekty w Stanach. A ponieważ ludzie nie są wyedukowani religijnie, wydaje im się, że chodzenie do sekty to to samo co chodzenie do kościoła. I tu, i tu mówi się o Bogu, produkt ten sam, ale sprzedawca jest bliżej. Oni nie umieją ocenić jakości tego produktu, dostrzec, że to, co wciskają im tamci ludzie, to chłam. W naszych ludziach jest wielki głód słowa Bożego. Mogę panu wiele o tym opowiedzieć, bo w 2008 roku w Rzymie był synod o słowie Bożym, papież poprosił mnie o przygotowanie wstępu połączonego z analizą sytuacji głoszenia słowa Bożego w Ameryce Łacińskiej. Przyłożyłem się, zrobiłem studium, napisałem pięćdziesiąt trzy strony, a na miejscu usłyszałem, że mam mówić przez dziesięć minut. Odbiję to sobie na panu. Ewangelizacja zaczęła się tu w 1531 roku, w 1536 arcybiskup Meksyku przygotował genialny plan katechez biblijnych, ale w 1545 rozpoczęła się kontrreformacja. Odkąd Luter dał Biblię luteranom, Kościół katolicki zaczął zabierać ją z rąk swoich wiernych. Ja sam nie miałem swojej własnej Biblii, zanim nie zacząłem studiować teologii, a i tak wtedy wolno nam było mieć tylko Nowy Testament. - Przez te setki lat wytworzyła się tu więc swoista próżnia słowa Bożego. I oto w tej próżni pojawia się ktoś, kto puka do twoich drzwi i pyta: "Czy słyszałeś już słowo Boże?". Wielu odpowiada: "O czym ty mówisz?". Zwłaszcza w trudnych sytuacjach, gdy ktoś kogoś stracił, ktoś zachorował, sekciarze podają im wersety biblijne niosące pocieszenie, robią coś na kształt studium. Ci ludzie czują się lepiej, ksiądz do nich nigdy z tym słowem nie dotarł, decydują więc: ok, będziemy chodzić do tej sekty, ci ludzie naprawdę troszczą się o mnie. Po II Soborze Watykańskim wystartował wielki ruch Los Delegados de la Palabra de Dios, wieśniacy zostali nauczeni, jak urządzać celebracje słowa Bożego w niedziele i święta w swoich kościołach i kaplicach, zaczął się wielki renesans naszej wiary. Kilka lat temu mieliśmy mniej niż czterystu księży, ale aż trzydzieści tysięcy mężczyzn i kobiet, którzy celebrowali słowo Boże, czytali je, dawali ludziom. To jest pewne, choć wciąż niedoskonałe antidotum na erozję, jaką powodują sekty. Znam wiele opracowań dowodzących, że Kościół w tym regionie świata co prawda jeszcze się nie zwija, jak w Europie, ale pod względem dynamizmu ustępuje już znacznie na przykład Kościołowi w Azji. - Absolutnie się z tym nie zgadzam. Widział pan, co działo się w Suyapie. Ja sam bierzmuję ponad tysiąc młodych osób każdego roku. Tak wygląda wytracający prędkość Kościół? Znam ten region dobrze, wszędzie jest podobnie. Może poza Argentyną, tam sekularyzacja daje się mocniej we znaki, trwa w najlepsze import dziwnych europejskich ideologii. Ale nawet tam wciąż jest ponad sto diecezji, ludzie chodzą do kościołów. Tam Kościół był, zdaje się, trochę za blisko dyktatorów? - Tak się mówi. Ale gdy żyjesz w środku tych terrorystycznych reżimów, wiesz, że aby przeżyć, musisz być roztropny. Nie można nikogo zobowiązać do męczeństwa. Mimo to w Argentynie też byli księża i biskupi, którzy w tamtych ciemnych czasach musieli oddać życie. I proszę mi wierzyć - to wciąż jest bardzo katolicki kontynent, a zagrożeniem wcale nie są dla nas dyktatury, ale niedostatki edukacji religijnej. Jeśli jesteś wyrobiony, uformowany w swojej wierze, nie zmienisz jej, nawet jeśli na chwilę osłabnie. Chrześcijaństwo to nie jest moralność, ideologia, tylko spotkanie Chrystusa. Reszta to komentarze. Czym jest jednak edukacja religijna, jeśli nie przekazywaniem idei? - W 2007 roku w Aparecidzie w Brazylii mieliśmy konferencję biskupów Ameryki Łacińskiej, gdzie zgodziliśmy się, że nie możemy ewangelizować w sposób, w jaki robiliśmy to do tej pory. Nie można koncentrować się na marketingu albo zredukować ewangelizacji do transmisji idei z jednej głowy do drugiej. Trzeba stworzyć środowisko, w którym człowiek mógłby osobiście spotkać i poznać Chrystusa. To jest teraz nasza misja na tym kontynencie. Obudzić w każdym ochrzczonym potrzebę bycia misjonarzem. Ciągle go pytać: "Jak głosisz kerygmat rodzinie, kolegom z pracy, sąsiadom?".