Fatalni z nas, Polaków, ludzie. Mamy pośród siebie człowieka, który - jak pisze się w podręcznikach - zmienił bieg dziejów, a traktujemy go tak, jak nikt nie powinien traktować psa. Tak, niewątpliwie, naród z nas wielki, ale ludzie - zbyt często - nikczemni. Chodzi mi o akademię ku czci Wałęsy, którą odprawiono w warszawskim Teatrze Wielkim i świadomie pominiętą przez TVP z powodów, no, właśnie - z jakich? Żenujących! Ćwierć wieku właśnie minęło, jak Komitet Nagrody Noblowskiej w Oslo wręczył Danucie Wałęsowej dyplom przyznania Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla. Niewiele o tym wówczas mówiono i uroczystości nie transmitowano, bo - jak uznały zdruzgotane tym faktem władze PRL - nie mieściło się to w charakterze misji publicznych mediów, a - tu mało błyskotliwie zauważmy - innych wówczas nie było. Ale jak to się mówi, historia raz dzieje się jako fakt, a drugi raz jako farsa. Dziś, po 25 latach od tamtego faktu, rozegrała się farsa. Wtedy Urban, rzecznik rządu, ironicznie przekonywał, że nie ma co się z tym Wałęsą gorączkować, skoro to prywatna osoba i nikt więcej. Lecz telewizja państwowa w Polsce, niezależnie od ustroju, działa według tej samej halucynacyjnej zasady: w koło Macieju. Więc i dziś publiczna telewizja uznała, że nie ma sensu transmitować uroczystości rocznicowych. To strata czasu i pieniędzy. Wałęsa - znów osoba prywatna - nie mieści się bowiem w "publicznej misji" telewizji publicznej. Jak podała "Wyborcza", dyrektorka z TVP, nomen omen Macieja, podczas rozmów z organizatorami uroczystości nie uznała ceremonii za wydarzenie misyjne, lecz typowo komercyjne, które nie przyciągnie... reklamodawców. Zauważmy, telewizyjna dyrektor Macieja nie bała się, że koncert nie przyciągnie widzów. Bała się o reklamodawców! Nie uznała też owa Macieja koncertu w Teatrze Wielkim za wydarzenie artystyczne, ale ja też nie lubię Kukiza. Wielka gala odbyła się jednak, mimo Maciejowej niechęci. Wałęsie oddano publicznie cześć, trzymano do niego mowy podniosłe i podejmowano pod kolana... Bo to się Wałęsie należy, niezależnie od tego, czy Macieja i jej podobni tego chcą, czy nie. I wszyscyśmy powinni wziąć udział w tym akcie strzelistym, bo Wałęsie jesteśmy to winni. Dziś widać to o wiele wyraźniej niż przed laty. Ale ignorancja telewizji publicznej jest monstrualna. Nie tylko "w temacie" Wałęsa. To ignorancja co do misji, jaką za publiczne pieniądze ma wypełniać. Po prostu nikt w Warszawie przy ulicy Woronicza nie wie, jaką i dla kogo misję publiczną realizuje. Poza oczywiście misją własnego przeżycia na posadzie. A to przecież bezcenne. I nie myślę tu tylko o Andrzeju Urbańskim, bo ten się utrzyma przy życiu, jeśli nie tu, to tam, ale o dziesiątkach "szeregowych" dyrektorów, takich jak rzeczona Macieja, którzy raz wysadzeni z siodła już nigdy nie dostaną takiej władzy, jaką mają dziś. Nikt o nich nie wspomni, chyba że źle. I o to ci ludzie do upadłego walczą. Z historią, z politycznymi przeciwnikami, a nawet z własną uczciwością. Bo nie wierzę, że Macieja i jej ideowi koledzy misję publiczną państwowej telewizji ograniczają do akwizycji reklam i zachowania status quo. Podejrzewam, że to ich partyjność czyni z nich ludzi pozbawionych honoru. Tak jak tych, których ostentacyjnie zabrakło na noblowskiej gali w Teatrze Wielkim. Widać zgasili już w sobie ducha... Z prezydentem państwa na czele. Telewizja publiczna, moloch, który dawno stracił już sterowność i ekonomiczny instynkt, chłepce publiczną kasę bez umiaru. W zamian ma wypełniać misję. Przy czym, jako się rzekło, nikt nie wie, o co w niej chodzi. Według Andrzeja Urbańskiego, misją jest pokazywanie wieczorami serialu "M jak miłość", bo to buduje ciepły klimat dla... rządu Tuska. Według wspomnianej Maciei, misją jest łapanie reklamodawców. Dla kogoś innego misja TVP to "Fort Boyard", chałowaty teleturniej, w którym udział grozi jednak śmiercią lub trwałym kalectwem. Kto nie wierzy, niech spyta generała Polki. Misją dla katolików domatorów są transmisje nabożeństw, ewentualnie - dla rozbudzonych literacko - "Plebania". Dla prostych mścicieli emituje się "Misję specjalną", zaś dla prokuratorów amatorów misyjny jest wyłącznie "Bronisław Wildstein przedstawia". Zatem, ogólnie rzecz biorąc, misyjne w publicznej telewizji misyjnej jest wszystko, ale przede wszystkim misyjny jest reklamodawca. Więc z tej perspektywy widać dopiero, dlaczego nie mieści się w tej misji Lech Wałęsa. Pewnie dlatego, że to, czego dokonał, było misją nie do wypełnienia. Taką "Mission impossible"... henryk.martenka@angora.com.pl