Konrad Piasecki: Wchodzi pan do rządu? Leszek Miller, szef SLD: - Którego? Tuska, co ma być rekonstruowany. Rekonstrukcja rządu Tuska dla pana? - Nie, to nie dla mnie. Czyli zamiany konserwatystów na millerystów nie ma co się spodziewać? - Nie będzie. Poza tym nie wiem czy pan podzieli mój pogląd, ale jestem przekonany, że koalicja PO-PSL dotrwa do końca kadencji, a koniec kadencji będzie za trzy lata. Pytaniem, czy nie miałaby to być koalicja na trzech nóżkach i również mieć tą nóżkę SLD-owską? - Dzielenie na trzech jest trudniejsze, niż na dwóch. Ale zawsze jakimś wicepremierem mógłby pan zostać. - No pewnie, przecież mam kwalifikacje. I doświadczenia, ale rozumiem, że czeka pan na kolejne rozdanie. - Tak, bardziej nas interesuje sytuacja po kolejnych wyborach parlamentarnych. A gdybym pana zapytał, nie jako lidera jednej z partii opozycyjnych, tylko tego człowieka z doświadczeniem, kogo Tusk wyrzuci? - Nie chcę wymieniać żadnych nazwisk, ale wydaje mi się, że kilku ministrów zasłużyło sobie na ewentualne decyzje. Na przykład Bartosz Arłukowicz. Nie, to zemsta, że odszedł z SLD. - Proszę pana, to jest minister najgorzej oceniany. Ministrowie zdrowia są zawsze najgorzej oceniani. - Niekoniecznie, a ten jest wyjątkowo. Czy minister skarbu.... Czyli Arłukowicz, Budzanowski, ktoś jeszcze? Arabski, wiadomo, korridą się będzie teraz zajmował. - Arabski odchodzi w nagrodę. Będzie udawał byka. Ale rekonstrukcja to dobry pomysł na ucieczkę do przodu? - Najczęściej się to robi, wtedy kiedy premier nie może już udawać, że ma samych znakomitych ministrów. Pan też parę razy próbował takiej ucieczki, ale jakoś panu się średnio udawało. - Na ponad trzy miesiące starczy, bo media interesują się nowymi twarzami, nowe twarze pojawiają się w kolorowej prasie, a potem opinia publiczna mówi: no, nie, to za płytko wszystko. Potem kolorowa prasa zaczyna szarzeć. - Życie zaczyna szarzeć i pojawia się głód, kto następny z sań zostanie na pożarcie wilkom wyrzucony. A jest taka rekonstrukcja, która mogła być skutecznym otrząśnięciem się z problemów na dłużej, czy tylko premiera trzeba zmienić w takiej sytuacji? - Oczywiście, zmiana premiera to jest trzęsienie ziemi, ale rzadko do tego dochodzi. Chyba że premier sam rezygnuje, bo na przykład traci większość parlamentarną. Natomiast póki jest ten sam premier, to zawsze cześć złaknionej opinii publicznej będzie uważała, że ta zmiana jest płytka. Na lewicy doszło wczoraj do wielkiej, walentynkowej ugody? - My nie byliśmy skłóceni, jeśli pan ma na myśli moje spotkanie z Aleksandrem Kwaśniewskim. My po prostu mamy różne fazy tej samej przyjaźni. To faza po dniu wczorajszym zmieniła się z fazy chłodnej na ciepłą, gorącą, miłosną, walentynkową? - To się dopiero okaże, jakie będą owoce naszej wczorajszej rozmowy. Ale zawsze lepiej rozmawiać niż nie, a poza tym - jak pan się pewnie ze mną zgodzi - Aleksander Kwaśniewski jest bardzo ciekawym rozmówcą. Pytanie, o czym się z nim rozmawia. Znaczy, o wszystkim... - ...z Aleksandrem Kwaśniewskim można o wszystkim rozmawiać na każdy temat. Tylko ja z nim rozmawiam jak dziennikarz, pan z nim rozmawia jako potencjalny konkurent - dzisiaj. - Ale też potencjalny wspólnik. Wpadliście sobie w ramiona, zrobiliście sobie rachunki krzywd? - Nie, my starzy weterani, starzy rewolwerowcy nie będziemy sobie wpadać w ramiona. A nie jest tak, że wizja Palikota u bram sprawiła, że pan wybaczył druhowi dawne krzywdy? On namaściła pana. - Co było, to było. Trzeba myśleć o tym, co przede wszystkim może być. A są jakieś postanowienia po tym spotkaniu, czy po prostu miło sobie pogadaliście o tym, co się działo podczas tego czasu, kiedy się nie widzieliście? - Są postanowienia, ale umówiliśmy się, że nie będziemy o nich mówić, tylko będziemy je realizować. A jak będą jakieś nowe fakty, a nie spekulacje, to będziemy informować opinię publiczną. Ale postanowienia twarde, mocne, wiążące? - Nie, to jest raczej etap konsultacji. Mogę powiedzieć tyle, że zastanawialiśmy się nad pewnymi scenariuszami, no bo w Polsce dzieje się wiele i warto o pewnych scenariuszach mówić, czy myśleć. To dużo mi pan powiedział. - Prawda? No naprawdę, to takie poranne wyznanie, że agencje będą to na żółtych paskach podawały. - I tak się boję, czy nie powiedziałem panu za dużo. A Kwaśniewski złożył zobowiązanie, że on nigdy przeciw panu? Chociaż tyle? - Nie, nie rozmawialiśmy o czymś takim. Nie wierzę, że pan go nie zapytał: "Olek, wystartujesz w wyborach do europarlamentu, stworzysz listę przeciwko SLD?" - Nie chodzi o jakieś nasze prywatne relacje, czy prywatne porachunki, tylko chodzi o to, czy jesteśmy w stanie porozumieć się na rzecz realizacji jakiś projektów, które dadzą lewicy szanse większe niż dzisiaj. Jesteście w stanie? - Będziemy to badać. Dobrze. Czy ma pan pewność po tym spotkaniu, że Kwaśniewski nie stworzy jakiejś listy, która byłaby konkurencyjna do listy SLD? - Właśnie tego nie mogę mówić. Ale pan już wie? - Domyślam się. A o swoich domysłach może pan powiedzieć. - Niech pan mnie nie dręczy. Czas wymyślono po to, żeby nie robić wszystkiego w tym samym momencie. Dzisiaj mogę powiedzieć panu o rozmowach, mogę się zobowiązać, że jak będę coś wiedział na pewno, to wtedy dam panu cynk i wtedy pan mnie zaprosi, żeby coś powiedzieć. Jak Kalisz mówi: "Zwińmy sztandary SLD, róbmy szeroką listę lewicy", to pan mówi: "Oj Rysiu, brzydko się bawisz". - No pewnie, że brzydko. Członek partii, który mówi: "Zwińmy sztandar naszej partii", sygnalizuje, że być może już tej partii nie chce. Czyli partyjną naganą go? - Nie no, nie naganą. Mówić można wszystko. Ważne, czy potem się przechodzi od słów do czynów. A jak przejdzie? - A jak przejdzie, to poniesie konsekwencje zapisane w statucie partii. Wyrzuci go pan. - Ja nie muszę nikogo wyrzucać. Są określone reguły, które są wpisane do statutu, i będą zrealizowane w stosunku do każdego. Do mnie też. Gliński może uwieść SLD? - Nie. PSL mówi, że to romantyk, romantyczna wizja. - No tak, ale polityka to są twarde fakty i raczej nie ma miejsca dla panienek, które wąchają stokrotki i fiołki. Nie no, Gliński mi na takiego nie wygląda. Chyba już zrozumiał, na czym polega polityka. - Ja się tylko mogę dziwić, że pan profesor Gliński podjął się tej straceńczej misji. Ale spotykacie się z nim, bo doceniacie, że próbuje wejść do polityki? - Tak. Ponieważ pan profesor Gliński wystosował do mnie pismo z propozycją spotkania, to my się oczywiście spotkamy. Nawet dlatego, że trzeba sobie cenić parlamentarną, wyrafinowaną, elegancję. To pytanie od słuchacza. Pan Krzysztof: Czy pan przyjaźnił się z Aleksandrem Gudzowatym? - Tak. Przeżywaliście w tej przyjaźni też różne etapy. - Bardzo różne. Był okres, gdzie w ogóle się nie spotykaliśmy. Zostawmy to. Natomiast byłem u niego na kilka dni przed śmiercią. Widziałem jak gaśnie i bardzo żałuję, że go nie ma wśród nas, ale przecież w dalszym ciągu pozostał.