Teleks - mało kto pamięta Jeszcze w latach 1980-1981, w latach zrywu "Solidarności", większość korespondentów zagranicznych nadawała swoje relacje do macierzystych redakcji nie mailem czy nawet faksem, ale - teleksem... Dzisiaj zastosowanie owego sprzętu telekomunikacyjnego, który swoją karierę rozpoczynał w latach trzydziestych, zanikło niemal zupełnie. Z przymrużeniem oka można by powiedzieć, że teleks był prekursorem internetu, ponieważ służył tylko wybranym abonentom - głównie instytucjom państwowym, ambasadom, towarzystwom lotniczym i armatorom morskim oraz największym firmom, giełdom, uniwersytetom i dziennikarzom. Sprzęt był godny zaufania, bo nadawca zawsze miał możliwość otrzymania wiarygodnego potwierdzenia, że list dotarł do adresata. Podobnie wymianę zdań w "real-time" za pomocą teleksu możemy nazwać ówczesnym czatem. Swoistym podzwonnym dla teleksu okazała się jednak konferencja Międzynarodowej Unii Telekomunikacji (ITU) w 1998 roku w Minneapolis: jej uczestnicy wezwali do szukania nowych metod umożliwiających komunikowanie się ludzi między sobą. W efekcie obecnie na całym świecie pracują zaledwie 3 miliony linii teleksowych. Pierwsze wieści o zanikaniu faksu Od kilku lat rozpowszechnia się przypuszczenie, że "telefonokopiarka" też dobiega kresu swojego żywota. Aż trudno uwierzyć, że ta technologia, podobnie jak telegraf, ma już 160 lat! Prawdę mówiąc, faks jest nawet starszy. Technologię przesyłania informacji "telefonokopiarką", czyli po prostu faksem, wymyślił i opatentował już w 1843 roku szkocki zegarmistrz Alexander Bain. Zadziwiające jednak jest to, że chociaż urządzenie stworzone przez Baina mogło sprawnie działać, sam jego twórca nigdy nie wysłał z niego tekstu lub rysunku. Prawdopodobnie też zwycięski marsz telegrafu spowodował, iż faks rozpowszechniał się w ślimaczym tempie. Dopiero w połowie lat siedemdziesiątych burzliwie rozwijające się japońskie firmy, produkujące sprzęt telekomunikacyjny, uczyniły z faksu produkt powszechnie dostępny. Być może zresztą dlatego technologia ta rozwinęła się zwłaszcza w krajach Dalekiego Wschodu, bo właśnie faksem najwygodniej można było przesyłać wiadomości pisane japońskim alfabetem. Za wcześnie jednak na pożegnanie się z telefaksem, chociaż - jak pisze brytyjski tygodnik "The Economist" - w 2004 roku w angielskich biurach koszt użytkowania faksów wynosił zaledwie 4 procent rachunków telefonicznych (o dziesięć lat wcześniej było to 13 procent - red.). Za to na przykład w Stanach Zjednoczonych faks jest używany w 9 na 10 biur. Skąd ta dziwna różnica? Wydaje się, że stoi za nią praktyczny sposób łatwego uwierzytelniania autentyczności podpisów. Poza tym stale rośnie praktyka faksowania z komputera - komputer sam wysyła faksy według wskazanej mu listy, a sekretarka w tym czasie może zająć się czymś innym. List w kopercie trzyma się mocno Aż dziwne, ale tradycyjny list najmocniej przeciwstawia się szturmowi poczty elektronicznej i SMS-ów. Wbrew skomasowanemu atakowi internetu i telefonii komórkowej, coraz intensywniej przenikających w nasze życie prywatne i urzędowe, wysyłanie listów przez pocztę ma się bardzo dobrze i sukcesywnie rośnie. I znowu Ameryka: za oceanem obrót poczty w tej dziedzinie zwiększył się w ciągu ostatniego roku o 6 procent. Natomiast wymownym faktem jest to, że poczta elektroniczna już wyprzedza pocztę tradycyjną. Pierwszy raz stało się tak w roku 1995. I tu mała ciekawostka: im intensywniej ktoś używa internetu, tym częściej do jego drzwi dzwoni listonosz. Nadawcami nie są krewni ani przyjaciele, lecz agencje reklamowe, banki, instytucje państwowe czy sklepy internetowe.