O zgodzie na utworzenie funduszu na pomoc syryjskim uchodźcom w Turcji poinformowała w środę Komisja Europejska. Miliard euro zasili fundusz z unijnego budżetu, pozostałe dwa dołożą państwa członkowskie. Składka Polski, ustalona na podstawie PKB, wyniesie 57 mln euro. To ważny krok, ale pomoc humanitarna potrzebna jest również w innych państwach, goszczących uchodźców, o czym w rozmowie z Interią przypomina przebywający w Libanie dr Wojciech Wilk, prezes Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. Dariusz Jaroń, Interia: Jak wygląda sytuacja uchodźców w Libanie? Dr Wojciech Wilk: - W Libanie przebywa obecnie 1,1 mln uchodźców z Syrii. Zważywszy, że kraj ten ma 4,5 mln mieszkańców, jest to ogromna liczba; to tak jakby Polska gościła 8-10 mln uchodźców. Liczba uchodźców przygniata Liban pod względem gospodarczym, społecznym, możliwości znalezienia pracy, ochrony zdrowia, miejsc w szkołach. Skutki kryzysu uchodźców syryjskich są dla takiego kraju jak Liban bardzo dotkliwe, a co gorsze nie widać szans na to, że kryzys ten szybko się skończy. - Nikt tu nie oczekuje, że pokojowe negocjacje w Genewie przyniosą zakończenie wojny w Syrii. Nawet gdyby do tego doszło, Syria jeszcze długo będzie miejscem niebezpiecznym, a to oznacza, że uchodźcy przebywający obecnie w Libanie, Jordanii czy Turcji pozostaną w tych krajach przez kilka najbliższych lat. - Dla tych państw może mieć to katastrofalne skutki. Nawet król Jordanii ogłosił w tym tygodniu publicznie, że jego kraj - właśnie przez liczbę uchodźców - znajduje się na krawędzi załamania, i nie jest to przesadą. Żaden kraj nie jest w stanie przyjąć na swoje terytorium liczby osób równej 25 proc. populacji, zapewnić im dach nad głową i pracę. Co jest największym problemem dla syryjskich uchodźców w Libanie? - Wielkim wyzwaniem jest to, że ci ludzie nie mają żadnego dochodu. Nie mają możliwości znalezienia pracy, a od niedawna w Libanie nie mogą także legalnie jej podjąć. Nie mają zatem pieniędzy na zapłacenie czynszu, kupno leków, opału czy jedzenia, co sprawia, że w ogromnym stopniu są uzależnieni od pomocy humanitarnej, a tej jest za mało. Dla tak dużej liczby ludzi potrzebujemy, mam na myśli działające tu organizacje humanitarne, kwot idących w miliardy dolarów. PCPM przygotowało infografikę, z której wynika, że utrzymanie rodziny uchodźców w Libanie jest pięciokrotnie tańsze niż w Polsce. Przekazanie większych środków z unijnej kasy to dobra recepta na skuteczną pomoc i zatrzymanie fali uchodźców poza granicami UE? - Przede wszystkim powinniśmy wiedzieć, że na obszarze Libanu, Turcji, Jordanii, ale też w Syrii i Iraku - pośrednio i bezpośrednio dotkniętych wojną - jest 17 mln uchodźców. W krajach graniczących z Syrią przebywa ok. 4,5 mln osób, wewnątrz Syrii i Iraku ok. 13-14 mln ludzi, którzy musieli uciekać ze swoich domów. Nie ma dla nich nadziei na rozpoczęcie nowego życia, dlatego wszyscy ci, którzy mają środki, aby przedostać się do Europy, zapłacą za nielegalny przerzut nawet kilka tysięcy dolarów. I ci ludzie nadal będą do Europy napływać. - Wyzwaniem dla Europy jest zatem zapanowanie nad tym niekontrolowanym procesem tak, aby nie stwarzać zachęty dla ludzi do migracji. Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest prosta: nie ma wystarczającej pomocy humanitarnej, nie ma pracy, dlatego kto ma pieniądze, chce zacząć nowe życie. Jedynym otwartym obecnie dla uchodźców kierunkiem, jest kierunek europejski. - Taniej i łatwiej jest nieść pomoc uchodźcom na Bliskim Wschodzie. Trzeba się jednak pozbyć myślenia, że wystarczy dać ludziom koc, jedzenie, dach nad głową i wszystko będzie załatwione. Potrzebna jest pomoc gospodarcza, aby stworzyć dodatkowe miejsca pracy dla uchodźców i wypchniętych przez nich z rynku pracy miejscowych pracowników. Uchodźcy nie wytrzymają długo w namiocie na środku pustyni, będą szukać możliwości ułożenia sobie życia. Rzeczywiście, według naszych obliczeń wynika, że różnica w utrzymaniu uchodźców w Polsce i na Bliskim Wschodzie, a umówmy się, że polskie stawki są niskie, jest pięciokrotna. Warto pomagać na miejscu, bo jest taniej. Dlaczego jeszcze? - Chociażby dlatego, że przebywając na Bliskim Wschodzie ci ludzie mają realną możliwość powrotu do swoich domów. Kiedy nastanie pokój w Syrii, będą chcieli rozpocząć nowe życie w swoich własnych okolicach, a w dodatku będą do tego zmuszeni przez rządy goszczących uchodźców krajów. Po przyjeździe do Europy szansa, że szybko i dobrowolnie wrócą do zniszczonej wojną Syrii jest praktycznie żadna. Jaka polityka Unii Europejskiej ws. uchodźców byłaby najbardziej efektywna? - Ta polityka jest jasno określona, problemem jest jej wdrożenie. Opiera się na trzech wymiarach: lepszej kontroli granic i szlaku migracyjnego, obecnie kontrolowanego przez zorganizowane grupy przestępcze, a nie przez władze państwowe. - Druga rzecz to oddzielenie osób wymagających pomocy i ochrony w Europie od całej reszty migrantów i azylantów w miejscach, które dyplomatycznie nazywa się hot spotami. To są w rzeczywistości ośrodki dla uchodźców zlokalizowane w pobliżu granic zewnętrznych UE, gdzie ubiegający się o ochronę ludzie muszą poczekać na decyzję władz, czy mogą zostać wpuszczone na teren Unii. W chwili obecnej szlak migracyjny, a tym samym ten proces, kończy się w połowie Niemiec, a powinien na granicy UE. - Trzeci punkt polityki to podniesienie nakładów pomocowych dla Bliskiego Wschodu. Zapanowanie nad sytuacją humanitarną w regionie spowoduje, że przebywający tam ludzie będą mieć nadzieję i możliwość kontynuowania normalnego życia, a desperacja nie zmusi ich do ucieczki do Europy. Na szczęście nie wszystkich na to stać, chociaż setki tysięcy osób nadal będzie tego próbować. "Trzeba rozwiązywać problemy tam, gdzie się rodzą" - to słowa premier Beaty Szydło. Wcześniej o pomocy na Bliskim Wschodzie, a nie masowym przyjmowaniu uchodźców w kraju mówił Jarosław Kaczyński. To słuszna polityka polskich władz? - Pomoc na miejscu jest o wiele bardziej potrzebna i efektywna. Lepiej pomagać na Bliskim Wschodzie niż czekać pasywnie, aż ci ludzie do nas przyjdą. Pod tym względem się całkowicie zgadzam. Natomiast nie powinniśmy zupełnie zamykać drogi dla uchodźców. Z dwóch powodów: humanitarnego i prawnego. W Libanie całe leczenie jest odpłatne, nawet za urodzenie dziecka w szpitalu się płaci. A uchodźcy potrzebują leczenia. - Unia Europejska, w tym Polska, ciągle mówi o poszanowaniu prawa międzynarodowego, jako podstawie polityki zagranicznej. Jednym z głównych aktów prawa międzynarodowego jest konwencja z 1951 roku o statusie uchodźcy. Umożliwia ona przesiedlenie osobie, która jest zagrożona w miejscu, w którym przebywa. Ten akt prawny obowiązuje od 65 lat. - W przypadku tak wielkiego kryzysu humanitarnego, największego od II wojny światowej, Unia powinna stosować literę prawa i ducha tej konwencji. Jeżeli tego nie zrobimy, z międzynarodowym prawem dotyczącym uchodźców stanie się to samo, co z prawami człowieka po otwarciu bazy w Guantanamo. Amerykańska baza stała poza nawiasem praw człowieka, przez co wszystkie kraje, które chciały je łamać, dostały idealną wymówkę. Rozmawiał Dariusz Jaroń Obserwuj profil autora na Twitterze *** Czytaj także: Porozumienie ws. funduszu. Trzy miliardy dla uchodźców w Turcji