Z danych francuskiego ministerstwa obrony wynika, że każdego roku do służby w tej formacji zgłasza się coraz więcej kandydatów. Wśród nich ponad 700 Polaków. Pierwszy kontakt z Legią to rozmowa z niesympatycznym wartownikiem w punkcie werbunkowym. Potem jest długi dźwięk zamykającej się bramy. Za tą bramą zostawia się wszystko: siebie, swoją historię i swoje nazwisko. I cały swój świat. Po przekroczeniu bramy w jednym z punktów werbunkowych, kandydat na legionistę dostaje inne imię i inne nazwisko. Wszystko po to, aby później nie mogły ich znaleźć rodziny lub służby specjalne ich ojczystych krajów. Potem kilka dni pobytu na koszt francuskiego podatnika w punkcie werbunkowym, testy psychologiczne i lekarskie, rozmowa z kandydatem i wstępna akceptacja. Wówczas kandydat podpisuje wstępny kontrakt na 5 lat służby i rozpoczyna szkolenie. I nowe życie. Kryminaliści, napaleńcy, uciekinierzy Piotr, Wojciech i Janusz nie skończyli jeszcze 30 lat, a każdy z nich ma już za sobą kilkuletnią służbę w Legii. Piotr trafił tam w 2003 roku. - Miałem trudny okres w życiu, moi rodzice się rozwiedli, dziewczyna mnie zostawiła, na studiach mi nie szło - opowiada. - Pewnego dnia, nie mogąc już wytrzymać, spakowałem swoje rzeczy do jednego plecaka i wyruszyłem w świat, tak bez celu. W południowych Niemczech zaczęło mi brakować pieniędzy. Wtedy pomyślałem, żeby się zaciągnąć do Legii. Wojciech uciekł z Polski przed wymiarem sprawiedliwości. W Legii spędził 10 lat. Tyle potrzebował, aby w Polsce przedawniło się jego przestępstwo. Ale w tym czasie wielokrotnie bywał w kraju, używając francuskich dokumentów. - Nikt mnie nie pytał o zatargi z prawem w ojczyźnie - wspomina. - Zresztą, gdyby na tej podstawie odrzucali, to musieliby zwolnić połowę ludzi. Z kolei Janusz, który zaciągnął się zaraz po ukończeniu technikum, marzył o podróżach i przygodach. W Legii spędził 2 lata. - Służyłem głównie w Dżibuti i Gujanie Francuskiej. Janusz należy do pechowców, którym służba nie opłaciła się. W trakcie jednej z akcji, w wybuchu miny został poważnie ranny. Lekarze amputowali mu nogę. Po kilku tygodniach wrócił do Polski. Resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Do punktów informacyjnych trafiają ludzie z wielu krajów świata. Rzadko bywają nielegalni imigranci z dalekiej Azji czy Afryki, którym udało się przedostać do Europy, a nie mają pracy. Są czarnoskórzy mieszkańcy dawnych francuskich kolonii, jest wielu młodych ludzi z Rosji i krajów dawnego ZSRR. No i oczywiście Polacy. Większość naszych rodaków bez problemu przechodzi wszystkie testy. - Polacy są znakomitymi żołnierzami - chwali kapitan Pierre Fromagarre - były dowódca jednego z batalionów, później przez wiele lat rzecznik Legii. - Są inteligentni, odważni, ambitni i umieją sobie radzić w najtrudniejszych sytuacjach. Polacy stanowią już prawie jedną czwartą wszystkich żołnierzy. - Nasz język jest tam drugi po francuskim - mówi Janusz. Tylko czterech legionistów ma dziś dłuższy staż służby niż 10 lat. Większość wraca w ciągu pierwszych pięciu lat. Większość rekrutów, którzy co roku zgłaszają się do Legii, to ludzie podobni do trzech naszych rozmówców. - Trafiają do nas najczęściej młodzi mężczyźni, którzy swoje życie chcą na stałe związać z wojskiem, chcą służyć pokojowi i bezpieczeństwu, a we własnych krajach nie zostali docenieni - mówi ppłk Christian Rascle - rzecznik Legii. Zgłaszają się młodzieńcy, których niedawno spotkał w życiu jakiś dramat: albo rozpada się małżeństwo, albo śmierć ukochanej. Są tacy, którzy robią to dla przygody, ale też tacy, którzy uciekają przed wymiarem sprawiedliwości. - To, że trafiają do nas kryminaliści, to mit - zastrzega ppłk Rascle. - Przestępców nie przyjmujemy. Może kiedyś istotnie zaciągało się wielu ludzi z marginesu społecznego, ale teraz się to zmieniło. Chcemy, aby Legia była formacją elitarną, a nie gromadą zabijaków.