O dzieciństwie w Cieszynie w rodzinie zasymilowanych Żydów mówi krótko. Było szczęśliwe, beztroskie, pełne ciepła. W wielokulturowym miasteczku nikomu nie przeszkadzało jego pochodzenie. Pamięta, że jego rodzina miała jeden z pierwszych nowoczesnych radioodbiorników w Cieszynie. Radio, tak jak aparat fotograficzny marki Retina, ojciec, wielbiciel Franciszka Józefa, przywiózł z targów w Wiedniu. To po nim odziedziczył zamiłowanie do nowinek technicznych. Sielskie życie rodziny Weberów nie trwało długo. Kiedy wybuchła II wojna światowa, Kurt miał zaledwie 11 lat. Wybuchła wojna, "jedźcie do Oświęcimia" - Zbliżała się moja bar micwa. Podczas ceremonii miałem się modlić na głos i do tego publicznie. Coś okropnego. Nie znałem języka, nie znałem też słów modlitwy. Zacząłem więc prosić Boga, żeby tej bar micwy uniknąć. No i... wybuchła II wojna światowa. To nie było moim życzeniem, daję słowo - żartował podczas niedawnego spotkania w Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie. Matka z dziećmi, dla bezpieczeństwa, opuściła Cieszyn. Ojciec został pilnować dobytku. Sądził, że wojna skończy się za kilka dni. - Jedźcie do Oświęcimia - zaproponował. Weberowie mieli tam dalszą rodzinę. Pojechali. Po czterech dniach uciekli przed zbliżającym się frontem na wschód. Trafili do Lwowa. - Tam wkrótce odnalazła się rodzina ojca, on też do nas dołączył. Hitler i Stalin zacieśnili więzi. Było kilka opcji do wyboru. Kto chciał zostać, mógł przyjąć rosyjskie obywatelstwo. Niemcy proponowali powrót do Generalnej Guberni. Ojciec chciał przeczekać, wybrał trzecie rozwiązanie: paszport bez obywatelstwa. Polskie papiery też zachował - przyznał Weber. Którejś nocy do drzwi zapukało NKWD. - Dokumenty! - zarządził oficer. - Proszę, polski paszport - odpowiedział ojciec. - Macie 10 minut, pakujcie się. Wywieźli ich na wschód. Bali się, że to koniec, tymczasem oficer NKWD, przypadkowo lub nie, uratował im życie. Potem okazało się, że z 30-osobowej rodziny, która odnalazła się we Lwowie, przeżyło osiem osób - ci wywiezieni na wschód. - To był przykry moment w naszej historii. W łagrze, gdzie nas zabrali, było zimno, nie mieliśmy co jeść. Uciekaliśmy na południe. Tam przynajmniej było cieplej... "Weber, bogaty to ty nie będziesz" Do Polski rodzina Weberów wróciła w 1946 roku. Wcześniej w tadżyckim Leninabadzie Kurt ukończył kurs dla kinooperatorów. Zdał też maturę. Uczył się bardzo dobrze. Miał drugie najlepsze świadectwo w całej szkole. - Weber, bogaty to ty nigdy nie będziesz - powiedział mu dyrektor. - Spełniło się. Do interesów smykałki nigdy nie miałem - podkreśla. Miał za to dar do operatorki, chociaż mógł zostać lekarzem. Takie było życzenie matki. Oblał jednak egzamin wstępny we Wrocławiu, bo nie miał pojęcia o ustroju politycznym, obowiązującym w Polsce po 1945 roku. Wyjechał do Monachium, bo Niemcy w ramach "pokuty" przyjmowali na studia żydowskich studentów. Zamiast indeksu dostał pracę. - Jeździłem po obozach dla uchodźców w strefie amerykańskiej i wyświetlałem filmy - wspomina. Spisał się świetnie, dlatego kiedy wracał do Polski amerykański oficer wystawił mu nienaganne referencje. Z dokumentem w rękach trafił do szkoły filmowej w Łodzi. Widząc papiery młodego chłopaka, dyrekcja od razu przyjęła go na studia. Odpłacił się z nawiązką, zostając pilnym studentem i jednym z najlepszych polskich operatorów w historii. Współpracował m.in. z Tadeuszem Konwickim, Kazimierzem Kutzem, Janem Łomnickim i Januszem Majewskim. W fabule zadebiutował w 1958 roku głośną "Bazą ludzi umarłych" w reżyserii Czesława Petelskiego. Jest autorem zdjęć m.in. do "Ludzi z pociągu", "Czarnych skrzydeł", "Wiana" czy "Salta". Weber pracował przy kolejnych produkcjach, prowadził zajęcia w łódzkiej filmówce. Przełom nastąpił w 1968 roku. Po fali antysemickiej nagonki coraz poważniej zaczął rozważać emigrację. Przytłoczony panującą w kraju atmosferą rok później wyjechał do RFN. Gomułka wysyła Żydów do Izraela "Obecnie znajduje się w naszym kraju określona ilość ludzi, która nie czuje się ani Polakami ani Żydami (...). Nikt nikomu nie może narzucić poczucia narodowości. Ludzie tacy powinni jednak unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną" - apelował Władysław Gomułka. "W swoim czasie, towarzysze, otworzyliśmy szeroko nasze granice dla wszystkich, którzy nie chcieli być obywatelami naszego państwa i postanowili udać się do Izraela. Również i dziś, tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać emigracyjne paszporty" - dodał I sekretarz KC PZPR, zastrzegając przy tym, że działania partii nie mają charakteru antysemickiego, tylko antysyjnonistyczny. Szacuje się, że w latach 1968-1972 w rezultacie kampanii antysemickiej z Polski wyemigrowało 15-20 tys. osób. Na drogę od władz otrzymali dokumenty podróży - uprawniające do wyjazdu z kraju i zamykające szanse na powrót do ojczyzny. To był protest przeciwko złu - Emigracja była w pewnym sensie tchórzostwem. Bałem się stawiać opór, a władze chciały mnie wykorzystać jako parawan dla swoich nieczystych akcji. Po wyrzuceniu na bruk wielu wielkich wykładowców w filmówce, chciano mnie awansować, udowadniając, że władze nie mają nic do Żydów, bo przecież promują Webera. Powiedziałem sobie: jak nie masz siły walczyć, stawiać oporu, to wyjedź - podkreśla po latach. Tadeusz Konwicki: - On w tym świecie nie widział dla siebie miejsca. Kazimierz Kutz: - Wyjechał przez honor, poczucie godności. To był jego protest przeciwko złu. Weber, uznany operator, człowiek o określonej pozycji społecznej i artystycznej, znalazł się w nowej rzeczywistości. Zaczynał od zera w wieku 41 lat. - Nie mam personalnie do nikogo żalu. Mam żal do państwowości tamtego okresu. Szybko zaczęło brakować pieniędzy. Żył z zasiłku, ale tego nie chciał. Miał iść do pracy w sklepie fotograficznym, szczęśliwie wrócił jednak do zawodu. Uczył sztuki operatorskiej w Berlinie, Monachium i Hamburgu. W 1979 roku został profesorem Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji. Wrócił też do robienia zdjęć. - Niemcy kompletnie oci..., jak zobaczyli jego papiery. Mieli skarb - nie owija w bawełnę Kazimierz Kutz. - Kurt to nie jest jakiś technik, to jest artysta. Niemcy to zobaczyli i docenili - dodaje Janusz Majewski. W Polsce do 1989 roku Weber był persona non grata. Komunistyczne władze wpuściły operatora do kraju tylko raz - w 1982 roku na pogrzeb brata. W minionym tygodniu 86-letni dziś artysta promował w kraju swoją biografię pt. "Dokumenty podróży". Warto po nią sięgnąć.