Ewa Kopacz przywiozła do Krakowa nie tylko garść inwestycji dla Małopolski - tym większych, im bliżej wyborów - ale też swoich ministrów, którzy pokornie referowali, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Wojewoda Jerzy Miller, gościnnie uczestniczący w posiedzeniu rządu, wygłosił ministrom i zgromadzonym na sali dziennikarzom wykład z historii Nowej Huty i zachwalał perłę socrealistycznej architektury przy ulicy Ujastek 1 - gdzie odbywały się rzeczone obrady.W kolejnych wystąpieniach ministrowie zapewniali premier, że Małopolska będzie się rozwijać, a Kraków będzie gotowy na Światowe Dni Młodzieży. Premier z zadowoleniem kiwała głową. A co działo się za kulisami tej sztampowej uroczystości? Oto co udało nam się podejrzeć:Znudzony minister SchetynaKolejne referaty wyraźnie nie wciągnęły ministra spraw zagranicznych. Grzegorz Schetyna szybko zajął się pałaszowaniem śliwek i przez całe obrady wyglądał mniej więcej tak: Czaruś NitrasNajwiększy czaruś w kancelarii Ewy Kopacz? Przywrócony do łask Sławomir Nitras (według prasy zaprzysięgły wróg Michała Kamińskiego). Jeśli była taka dziennikarka, której Nitras nie posłał we wtorek szerokiego uśmiechu, to... nie, nie było takiej. Barney czy Fred?Warszawscy dziennikarze uparcie nazywają Janusza Piechocińskiego "Barneyem", choć naszym zdaniem Piechociński to przecież wypisz, wymaluj Fred Flintstone! Zostawiamy telefonyObowiązek obowiązkiem jest - telefon trzeba zostawić przed wejściem na Radę Ministrów. Żadnego sprawdzania, czy ziemniaki już nastawione, żadnego wrzucania postów na Snapchata. Odpowiedzialność za ojczyznę, jak widać, niesie ze sobą nie lada wyrzeczenia. "Borowiki"Jeśli byliście kiedyś przeszukiwani przez ochronę na koncercie czy na meczu, to... nic nie wiecie. Przeszukanie w wykonaniu BOR-u to jest dopiero przeszukanie! Tylko po dokładnym sprawdzeniu, czy długopis nie strzela ostrą amunicją i czy okulary na pewno są okularami, "borowiki" - nadmieńmy: niezwykle uprzejmi i profesjonalni - dopuszczą cię w pobliże członków rządu.ŻyrandolPosiedzenie rządu odbywało się pod okazałym żyrandolem, co jest dość zabawne, zważywszy na to, jak lekceważąco wypowiadał się o polityce uprawianej pod żyrandolem "król Europy" Donald Tusk. Schowany "Misiek"Michał Kamiński chował się po kątach i z nikim nie rozmawiał, co do niego zupełnie niepodobne. Do autokaru wchodził też jakiś taki przykulony. Podejrzewamy, że może mieć z tym związek świetny humor Sławomira Nitrasa. Dziennikarz w poczekalniPraca reportera politycznego to w dużej mierze czekanie na panią premier. Czekanie i czekanie. I czekanie. Dziennikarz starszej daty zabawia towarzystwo sprośnymi dowcipami i gdy wszyscy śmieją się do rozpuku (lub wykonują klasyczny "facepalm"), gawędziarz przesuwa się o kilkanaście centymetrów w kolejce do zadawania pytań. Dwie godziny i kilkanaście dowcipów później jest już prawie na samym przedzie. Łowcy autografów80-latkowie uparcie czekali na zakończenie posiedzenia rządu, by złapać ministrów przy autokarze i zdobyć autograf każdego z nich (no chyba że były to czeki in blanco...). Sędziwi sympatycy rządu byli wyraźnie rozczarowani, gdy okazało się, że premier wykmnęła się na pociąg tylnym wyjściem. "To premier nie podpisze"? - pytali zasmuceni. Ten wizerunkowy pożar gasiła przedstawicielka Kancelarii Premiera, która zapewniła łowców autografów, że jak napiszą do kancelarii, to ich prośba zostanie spełniona. Profesorska "stylówa" ministra ZembaliNajbardziej stylowym ministrem w rządzie Ewy Kopacz ogłaszamy... Mariana Zembalę. W jednej ręce torba z laptopem, w drugiej telefon, pod pachą sterta dokumentów, okulary zsunięte na sam czubek nosa, brwi zmarszczone, garnitur nienaganny - atrybuty bycia ważnym, zajętym i profesorem.