Nie chodzi o likwidację, a o przekształcenie stołówek - tłumaczy urząd miasta. Jest to jeden ze sposobów szukania oszczędności w szkołach, nawiązujący do kontrowersyjnego zarządzenia prezydenta Jacka Majchrowskiego. Kto zarobi na likwidacji stołówek w szkołach? Dołącz do dyskusji na FORUM "Ze szczególną dezaprobatą przyjęliśmy niefortunne zarządzenie Prezydenta Miasta, które radykalnie zmienia organizację trwającego już roku szkolnego poprzez wprowadzenie poważnych cięć budżetowych" - czytamy w liście otwartym dyrektorów krakowskich placówek oświatowo-wychowawczych, do którego dotarł portal INTERIA.PL. Szkoły będą musiały zwolnić wielu pracowników. Pracę stracą woźne, kucharki i pomoce wychowawcze. "Z ubolewaniem stwierdzamy, że jest to polityka krótkowzroczna, której negatywne efekty odczuje całe społeczeństwo już w niedalekiej przyszłości" - czytamy w liście. Dyrektorzy zwracają uwagę na fakt, że taka sytuacja będzie skutkowała zubożeniem oferty edukacyjnej i likwidacją zajęć pozalekcyjnych, obniży poziom nauczania i wychowania, a także przyczyni się do masowych zwolnień i ograniczenia liczby klas pierwszych. "Koszty społeczne podjętych reform będą niewspółmierne do poczynionych oszczędności" - podkreślają autorzy listu. Największe kontrowersje wśród rodziców budzi jednak kwestia stołówek. Od nowego roku mają być bowiem obsługiwane w inny sposób. Dotychczas zatrudnione w nich osoby będą musiały podpisać umowę ajencyjną z placówką. Jeśli tego nie zrobią, szkoła może skorzystać z usług zewnętrznej firmy cateringowej. Co to oznacza dla rodziców? Dwukrotne zwiększenie wydatków na żywienie dziecka w szkole. Za dwudaniowy obiad przywieziony do szkoły przez firmę będą musieli zapłacić średnio dwa razy więcej, niż do tej pory. Nauczyciele zwracają uwagę na fakt, że pomysł uderza w najbiedniejsze dzieci, dla których szkolny obiad jest często jedynym ciepłym posiłkiem w ciągu dnia. ZOBACZ RÓWNIEŻ: "Stołówkowa rewolucja" w krakowskich szkołach Zarządzenie Prezydenta Miasta nr 152/2012