"Ataku atomowego na Polskę nie będzie. Wicepremier Rosji stara się rozwiać obawy co do ewentualnego ataku na Polskę i Czechy. Wywiad Sergiusza Iwanowa dla BBC ma uspokoić Zachód po groźbach dowódcy sił strategicznych, który straszył, że po instalacji tarczy antyrakietowej (...) Rosja może uderzyć". "Rosja obowiązkowo zareaguje, dlatego że nie zareagować nie może. Nie oznacza to naturalnie, że planujemy ataki jądrowe przeciwko Czechom i Polsce" (...). Z tego, co mówił rosyjski generał i szef wojsk rakietowych Mikołaj Sołowcow, wynika, że nie wszyscy na Kremlu są tak pokojowo nastawieni. "Nie mogę wykluczyć, że celami dla naszych rakiet mogą się stać obiekty tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, a w przyszłości - inne podobne obiekty" - mówił jeszcze niedawno dowódca sił strategicznych Rosji". Po co to cytuję? Po to, że - jak widać - nie wiemy: uderzą - czy nie uderzą? To skąd w 1981 roku p. gen. Wojciech Jaruzelski miał wiedzieć, co zrobi ZSRS - państwo znacznie bardziej skryte niż FR? Nawet dziś nie wiemy: "weszliby - czy nie?" - bo niby skąd? A wtedy? Ważniejsza jest jednak inna kwestia, którą p. Generał porusza (niesłusznie) półgębkiem. Sowieci mogliby nie wejść - a "Solidarność" mogła zdecydować się w grudniu 1981 na próbę przejęcia władzy - co mogło skończyć się wojną domową. Ówczesna Grupa Trzymająca Władzę wcale nie chciałaby jej oddać innej Grupie - tym bardziej że zamiana socjalizmu moskiewskiego na euro-socjalizm to żadna wielka zmiana: chodziło tylko o wysiudanie starych, związanych z Moskwą - i instalację młodych, związanych (wtedy, w 1981) z Waszyngtonem - obecnie (po 1988): z Brukselą. Podejrzewam, że p. gen. Czesław Kiszczak do spółki z Adamem Michnikiem i "Wielkim Wschodem Francji" (GOdF) wykiwali wszystkich, z p. Generałem włącznie. Ale to inna sprawa. Tu tylko twierdzę, że były poważne szanse (oceniam je na ponad 70 proc.), iż bez wprowadzenia stanu wojennego mielibyśmy rozstrzygnięcie siłowe, bardzo krwawe. I tyle. A sądy mają obowiązek w przypadku wątpliwości stać po stronie oskarżonego; czy w dzisiejszym euro-faszyzmie zasada "In dubio - pro reo" - nie obowiązuje? Wreszcie: podzielam opinię p. płk. A.K. z listu do Redakcji; mnie też byłoby wstyd, że p. Generał, zamiast powiedzieć po żołniersku: "Zrobiłem to, co uważałem za najlepsze dla Polski!" - i wyjść z sali, by nie brać udziału w tej sądowej komedii - tłumaczy się i usprawiedliwia. To samo zresztą zrobił w Londynie śp. gen. August Pinochet... To smutne - ale często na starość ludzie miękną. Mam nadzieję, że mnie to nie dotknie. Emerytury... Według konserwatystów emerytura - to wypłacany z opóźnieniem odłożony zarobek. Według liberałów, to hazard; "składka" to kupowany bilet na loterię: jeśli dożyję, to co miesiąc przynoszą mi na raty wygraną pochodzącą ze składek moich... i tych, co "przegrali" (czyli: zmarli). Tak czy owak: odebrać jej nie można. Nawet mordercom nie odbiera się ani zarobków, ani wygranej w Toto-lotka... Natomiast socjaliści, komuniści i inne szuje uważają, że emerytura to "świadczenie socjalne" - które państwo może dać - a może i zabrać; zwiększyć - lub zmniejszyć. Teraz w ZUS-ie brak pieniędzy, to testują na byłych SB-kach. Jak nie będzie protestów - to będzie się odbierać emerytury dalszym grupom... Sama dyskusja nad tym to kolejny dowód, że żyjemy w komunizmie. Ja jednak oświadczam: Kto głosuje za zmniejszeniem - lub zwiększeniem - emerytur komukolwiek, ten stawia się poza nawiasem cywilizacji. A w wolnej Polsce - bo kiedyś wyjdziemy spod okupacji "III Rzeczypospolitej" - ci Senatorowie i Posłowie, którzy za tym głosowali, będą też mieli zmniejszone emerytury. Za to, że przez nich od tej chwili nikt nie jest już pewny swojej emerytury! Kto mieczem wojuje - od miecza niech ginie... (Gwoli wyjaśnienia: JA nie pobieram - ani nie oczekuję specjalnie - żadnej emerytury).