Wiadomo: czytanie czytaniu nierówne. Tylko dla bezdusznego psychologa czytanie polega zawsze na śledzeniu liter i składaniu ich w większe całości: słowa, zdania, akapity. Jednak inaczej czyta się zawiadomienie o czekającej nas kontroli instalacji gazowej, inaczej - list miłosny w różowej kopercie, a jeszcze inaczej - ukochaną książkę. Proces lektury może być wyrazem sympatii, podziwu, wzruszenia albo też aktem nienawiści. Inaczej czyta dziecko, znudzony student, zakochana albo spragniona miłości kobieta, nieskłonny do wzruszeń buchalter albo stary profesor. Każda z tych osób miała swoje powody, by sięgnąć po książkę. I każda przystępowała do lektury z rozmaitym bagażem życiowych doświadczeń, marzeń, nadziei, złudzeń. Pamiętam wstrząsające wyznanie sprzed kilkunastu lat. Pewien profesor oświadczył na łamach prasy, że książki czyta w pośpiechu, stojąc na jednej nodze w tramwaju. Skutków takiego sposobu czytania nie udało się rzecz jasna ukryć. Pomysłowy uczony mylił fakty, daty, nazwiska, a nawet narodowość twórców. Precyzja i wiarygodność nie są jednak nieodzowne dla kariery naukowej, więc owego profesora widuję niekiedy w dyskusjach prowadzonych przez redaktorów TVP Kultura. Dzieli się z widzami swoją mądrością, opowiadając o swoich niedoczytanych zapewne książkach.