Reklama

Kryzys migracyjny. "Okres europejskiej gościnności się kończy"

- Strefa Schengen na pewno będzie trzeszczała w szwach przez najbliższe miesiące, może nawet zostanie czasowo zawieszona. Nadzieja w tym, że szok spowodowany taką decyzją nakłoni kraje Unii Europejskiej do znalezienia sposobu na rozwiązanie problemu i zatrzymanie napływu tak wielkiej liczby uchodźców - zwraca uwagę w rozmowie z Interią Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Przed upadkiem strefy Schengen ostrzegał w ubiegłym tygodniu przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude-Juncker. Odnosząc się do decyzji kilku państw unijnych o przywróceniu kontroli na granicach w związku z kryzysem migracyjnym powiedział, że "strefa Schengen to jedno z największych osiągnięć UE", a "mniej strefy Schengen będzie oznaczać też mniej miejsc pracy i niższy wzrost gospodarczy w Unii Europejskiej".

Strefa Schengen będzie trzeszczała w szwach

- Upadek strefy Schengen to bardzo poważne i realne zagrożenie. I to, chociaż nie formalnie, już się dzieje. Widzimy to na granicach Szwecji, Austrii, Danii. Słyszymy, że Niemcy też chcą przywrócić kontrole na granicach. Strefa Schengen na pewno będzie trzeszczała w szwach przez najbliższe miesiące, może nawet zostanie czasowo zawieszona. Nadzieja w tym, że szok spowodowany taką decyzją nakłoni kraje UE do znalezienia sposobu na rozwiązanie problemu i zatrzymanie napływu tak wielkiej liczby uchodźców - podkreśla Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Reklama

- Do Niemiec trafiło dotąd milion osób, trudno sobie wyobrazić recepcję kolejnych w kontekście zagrożenia terrorystycznego, wydarzeń w Kolonii i zmiany nastawienia opinii publicznej. To wszystko może ułatwić niemieckim władzom przynajmniej zawieszenie Schengen do momentu wprowadzenia kontroli i uporządkowania napływu uchodźców - dodaje nasz rozmówca.

Nie widać efektywnego wyjścia z sytuacji

Od października ze 160 tysięcy uchodźców, którzy mieli zostać osiedleni w krajach Unii Europejskiej udało się relokować zaledwie 272 osoby. "Państwa unijne nie sprostały zadaniu" - ocenił w piątek Jean-Claude Juncker i dodał, że jeśli w 2016 roku wspólnota nie wywiąże się z deklaracji ws. uchodźców, nastąpi kryzys wiarygodności UE.

Tyle że Unia od miesięcy nie mówi o uchodźcach jednym głosem i trudno oczekiwać, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie. Pohukiwania z Zachodu na kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polskę, które nie palą się do przyjęcia tysięcy migrantów, przynoszą raczej odwrotny efekt od zamierzonego, dodatkowo komplikując i tak niełatwe relacje na kontynencie.

- To największy kryzys z jakim mierzy się obecnie Unia Europejska. Niestety, nie widać efektywnego wyjścia z sytuacji. Problemem jest skala, poziom skomplikowania zjawiska i fakt, że źródła kryzysu mają charakter zewnętrzny, stąd ograniczone pole manewru Unii. Inna była sytuacja np. w trakcie kryzysu finansowego w Grecji. Tam, przynajmniej teoretycznie, wszystko zależało od Unii - przypomina Patryk Kugiel.

Szanse na wspólne stanowisko Unii w kwestii uchodźców, zaznacza analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, wydają się obecnie mniejsze niż pół roku temu, kiedy dopiero poznawaliśmy potencjalne rozmiary kryzysu migracyjnego.

- Dlatego zgodziłbym się w tej kwestii z przewodniczącym Junckerem, że to państwa unijne zawiodły w największym stopniu. To nie jest problem Komisji Europejskiej i jej skuteczności. Prawie od roku wychodziła z propozycjami, chociażby przedstawiając w maju agendę ds. migracji. W tym dokumencie zarysowano kompleksowe podejście do problemu migracyjnego, ale kraju unijne nie chcą tych rozwiązań wdrażać - podkreśla Patryk Kugiel.

- W Polsce skupiliśmy się na relokacji uchodźców jako jednym z rozwiązań, ale propozycji Komisji Europejskiej i instrumentów radzenia sobie z kryzysem było znacznie więcej. Kraje unijne nie stanęły na wysokości zadania, nie przekazały środków osobowych czy finansowych do Turcji, Syrii czy Afryki. Wskaźniki opisujące wywiązywanie się z tych zobowiązań jednoznacznie negatywnie świadczą o państwach członkowskich - dodaje.

Polityka otwartych drzwi się nie sprawdza

Nie można rozpatrywać kryzysu migracyjnego w oderwaniu od islamskiego terroryzmu. Dżihadyści żerują na strachu przed obcą kulturą, dodatkowo go podsycając zapowiedziami o krwawych atakach, do których wykorzystają łodzie pełne uchodźców, naszpikowane ładunkami wybuchowymi. Relokacji migrantów, o którą apeluje przewodniczący Juncker, nie sprzyjają także wydarzenia m.in. z Kolonii, gdzie doszło do masowych ataków azylantów na tle seksualnym na kobiety (policja otrzymała ponad 800 zawiadomień).

- Polityka otwartych drzwi wobec uchodźców nie sprawdza się. Zamachy w Stambule i Paryżu pokazują, że w większym stopniu należy też uwzględniać ryzyko związane z zagrożeniem terrorystycznym. Dlatego konieczne jest przynajmniej usystematyzowanie procesu i ścisła kontrola trafiających do Europy osób - zauważa ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

- Okres europejskiej gościnności się kończy. Spodziewam się zmiany polityki unijnej, dążącej raczej do zniechęcania do podróży do Europy, co może doprowadzić do kolejnych napięć. Nie jest łatwe zatrzymanie naporu, tak samo jak odesłanie ludzi, którzy w Europie pozostają nielegalnie. Efektem ubocznym takiej polityki będzie zatrzymywanie migrantów gdzieś po drodze, pewnie mocno dotknie to Bałkany. Do tego dochodzi Grecja: najpewniej nie uda się zatrzymać napływu nowych uchodźców, co też będzie destabilizować sytuację w kraju. To potężny problem, z którym dyplomacja unijna będzie musiała sobie poradzić - zaznacza Patryk Kugiel.

Obserwuj autora na Twitterze

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy