Na co dzień złodzieje kieszonkowi obracają się tam, gdzie jest tłoczno i gwarno - na bazarach, targowiskach, w supermarketach, w poczekalniach dworcowych, na stadionach, cmentarzach (zwłaszcza w okresie Wszystkich Świętych)... Jednakże złodziejskie gangi wyspecjalizowały się też w okradaniu pasażerów w pociągach dalekobieżnych i podmiejskich, trolejbusach i innych środkach komunikacji miejskiej. W pociągu i autobusie - Przyszedłem o dosyć wczesnej porze na lubelski dworzec PKS - zwierza się Jan S. - Kupiłem bilet w kasie, potem jakąś gazetę w kiosku i spacerowałem, oczekując na podstawienie autobusu. Nadeszła stosowna pora, autobus podjechał na stanowisko. Gdy wsiadałem, ktoś mnie popchnął do przodu, wręcz przytłoczył swoim ciężarem. Chciałem ustąpić miejsca natrętowi. Rychło okazało się, że zostałem okradziony. Z kieszeni zniknął mój portfel z niewielką zawartością gotówki. Siostra zakonna opowiada, że jadąc trolejbusem nawet nie poczuła, gdy złodziej wsunął rękę do jej torebki. A potem nachylił się i szepnął zakonnicy do ucha: "Proszę zasunąć torebkę, nie można tak jeździć z otwartą". Taki był uprzejmy. Obrobić jelenia Przed wojną kradzieży kieszonkowych dokonywali wysokiej klasy profesjonaliści, którzy potrafili niepostrzeżenie "obrobić" upatrzonego "jelenia". Miesiącami trenowali sprawność rąk na manekinie obwieszonym dzwoneczkami. Poruszenie choćby jednego z nich oznaczało, że nie doszedł jeszcze do perfekcji. Zawodowcy codziennie gimnastykowali palce. Ręce myli sodą, opuszki nacierali gliceryną i talkiem... Subtelne techniki złodziejskie dawno odeszły w zapomnienie. Dziś przeważnie kradnie się "na chama", bez cienia finezji. Na dobrą sprawę nikt nie wie, ile tego rodzaju przestępstw dokonywanych jest w ciągu roku. - Notujemy od kilku do kilkunastu kradzieży kiszonkowych dziennie - mówi rzecznik prasowy policji w Lublinie. - Stosowane przez kieszonkowców metody różnią się w zależności od doświadczenia. Pojedynczo kradną złodzieje okolicznościowi, "zawodowcy" nieutrzymujący kontaktów ze środowiskiem przestępczym i starzy złodzieje mający doskonale opanowane rzemiosło. Doświadczeni sprawcy posługują się m.in. żyletkami, drucikami, spinkami od włosów przy wyciąganiu przedmiotów z kieszeni, mniej doświadczeni kieszonkowcy działają gołą ręką, stosując wyuczone chwyty. Na ogół kieszonkowiec sprawdza, czy ktoś jest "elektryczny" , to znaczy, czy reaguje na dotyk. Jeśli nie, można go bez skrupułów okraść. Bez względu na wiek Utarło się przekonanie, że złodziejami są przeważnie młodzi mężczyźni między 20. a 30. rokiem życia. Ale nie ma reguły. Policyjne kroniki odnotowały np. kieszonkowca, który liczył sobie 93 lata i w dodatku był częściowo sparaliżowany, ale miał wciąż sprawne palce. Coraz częściej grasują szajki młodocianych rabusiów w wieku 13, 14 lat. Kradną przede wszystkim torebki, złote łańcuszki, telefony komórkowe. Przeważnie atakują starsze osoby, zwłaszcza kobiety. Tylko nieliczni kieszonkowcy trafiają za kraty. Bo żeby postawić kogoś przed kolegium czy przed sądem, trzeba złapać go na gorącym uczynku. A to, jak się okazuje, nie jest takie proste. Janusz Świąder