Co ja o tym sądzę, Państwo wiecie - bo pisałem o tym kilka razy na łamach "ANGORY". Jest oczywiście bzdurą, co podawał "DZIENNIK", że na rynku we Wrześni twierdziłem, że można "zarazić się" jeżdżeniem na wózku inwalidzkim - ale już np. jąkaniem się: jak najbardziej można! Pisze o tym p. prof. Andrzej Kajetan Wróblewski, podając przykład słynnego chemika i fizyka brytyjskiego, śp. Roberta Boyle'a, który całe życie nie mógł się pozbyć jąkania, którego nabawił się, przebywając z jąkającym się rówieśnikiem. Czyżby ktoś negował słynną zasadę: "Z kim przestajesz - takim się stajesz"?. Z tym że człowiek kulawy, przebywając ze zdrowymi, nie nauczy się, niestety, chodzić normalnie - a zdrowy, przebywając z kulawymi, może zacząć kuśtykać... Jest rzeczą zdumiewającą, że w kraju, w którym połowa kobiet w ciąży stara się nawet nie patrzeć na osoby niepełnosprawne lub choćby brzydkie, by nie zaszkodzić dziecku, banda Czerwonych Propagandzistów próbuje wmówić ludziom, że ich dzieciom bezpośrednie przebywanie z dziećmi niepełnosprawnymi na pewno nie zaszkodzi! Z tym że w tej kwestii są dwie osobne sprawy. Pierwsza - to dzieci kalekie, ale całkowicie sprawne umysłowo. Tu problem dotyczy wyłącznie lekcji WF-u. W lekcjach tych nie mogą przecież brać udziału dziewczynki razem z chłopcami - bo mogłyby zostać poszkodowane - a co dopiero dzieci niepełnosprawne! Jest to absurd. Wpłaciłem już 10 tys. zł na fundację, która ma zająć się tym, by dzieci te na lekcjach WF-u trenowały takie sporty jak brydż, szachy, go, warcaby itp., w których dzieci te mogą walczyć jak równe z równymi z dziećmi w pełni zdrowymi. I tyle. Ich udział w sportach takich jak biegi czy skoki ma tyle samo sensu, co udział dziecka niesprawnego umysłowo w turnieju szachowym. Druga - to dzieci niesprawne umysłowo lub nieprzystosowane charakterologicznie. Mam tu dramatyczne świadectwa rodziców, których dzieci do takich klas uczęszczały. Dowiedziałem się też, ku swojemu przerażeniu, że w "klasach integracyjnych" jest zawsze para nauczycieli - przy czym to drugie zajmuje się tymi "niepełnosprawnymi". Jak w takiej klasie można się normalnie uczyć - nie mam pojęcia! To przecież jakaś kompletna paranoja! Ale, oczywiście, o wyborze klasy i szkoły powinni decydować rodzice. Pokrzywdzone są przy tym właśnie dzieci niepełnosprawne. Przebywając w domu, z kochającymi rodzicami, kształcone indywidualnie - mogą czuć się szczęśliwe. Dzieci z zespołem Downa bywają wręcz urocze. Natomiast wrzucenie ich do szkoły, między dzieci normalnie rozwinięte umysłowo, powoduje, że na każdym kroku czują się gorsze. I są, oczywiście, wyśmiewane. Trzeba być sadystą, by je w takie otoczenie wysłać. Dzieci pełnosprawne też cierpią - choć tego nie wiedzą. Cierpią, gdyż poziom takiej klasy z konieczności musi być niższy. Należy wątpić, że rozwiną się w nich cechy opiekuńcze - raczej odwrotne, choć w przypadku dziewczynek może i tak się zdarzyć - natomiast z całą pewnością opuszczą szkołę z gorzej rozwiniętymi zdolnościami i mniejszą wiedzą. A w świecie wygrywa ten naród, który dobrze wykształci jednego Edisona, von Moltkego czy Carnegiego - a nie ten, który opiekuje się milionem swoich niepełnosprawnych. Tym bardziej że tego rodzaju "opieka" wcale nie jest tym niepełnosprawnym miła.