W ciągu ostatnich kilku lat upowszechnił się zwyczaj organizowania wielkich i hucznych przyjęć komunijnych w wynajmowanych lokalach lub salach. Dziecku robi się małe wesele - często po to, by pokazać rodzinie, że nas stać. Skoro inni tak robią, to widocznie tak trzeba. Zastaw się, a postaw się, a po komunii przez dwa miesiące chleb ze smalcem, a od święta kartoflanka. Dziecko w ładnym opakowaniu Suto zastawione stoły, wynajęci kelnerzy i kucharz, zarezerwowana z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem sala, zaproszenia ozdobione brokatem i aplikacją w kształcie hostii - a skoro tak, to trzeba dać adekwatny prezent, bo inaczej nie wypada... Dziecko traktuje się jak osobę dorosłą - makijaż, żeby ładnie wyglądało na zdjęciu, koronkowe dodatki do komunijnego stroju i koperta z pieniędzmi. I takiego ufryzowanego brzdąca z różańcem i książeczką w ręce sadza się w kościelnej ławie po to, by całą mszę myślał, co dostanie w prezencie. Cała ta oprawa komunijnego spektaklu przesłania to, co jest najistotniejsze - czyli fakt, że dziecko zaczyna w pełni uczestniczyć we mszy świętej. Bolączki chrzestnych Rodzice chrzestni zaciskają pasa na kilka miesięcy przed uroczystością, by odłożyć jakąś sumkę do koperty. Później tylko zakupy - nowa garsonka i nowy krawat, żeby dobrze się prezentować w kościele, bo będzie fotograf i kamerzysta. Powoli zaciera się granica między prezentem na ślub a prezentem na komunię. W kopercie często ląduje 1000 zł. O ile nowożeńcom taka suma jest jak najbardziej potrzebna, o tyle dziewięciolatkowi niekoniecznie. A po co dawać dziecku pieniądze, których pewnie nawet nie zobaczy? Sterta prezentów Najbardziej pożądanym przez młodych prezentem są po prostu pieniądze, które często ułatwiają start. Nowożeńców obdarowuje się też sprzętami AGD - wszystko to ma swoje logiczne uzasadnienie. Tymczasem laptop, komórka, polisa ubezpieczeniowa dla małego dziecka są prezentami na wyrost i często po prostu niestosownymi. Z pewnością nie wszystkim rodzicom podoba się urządzanie pociechom dwóch wesel, ale obawa, że zostanie się skrytykowanym przez rodzinę i znajomych bywa często silniejsza. Zgodnie z teorią spirali milczenia, strach przed brakiem akceptacji ze strony otoczenia, powstrzymuje nas często przed wyrażaniem niepopularnych poglądów. A może trzeba czasem więcej odwagi, żeby nie robić dziecku krzywdy swoją głupotą i kompleksami.