Krzysztof Różycki: W ostatnich dniach nasi politycy ostro się spierali, czy lepiej, żeby w Parlamencie Europejskim Polak stał na czele Komisji Spraw Zagranicznych, czy Komisji Budżetowej. Bez wątpienia pod względem prestiżowym najwyżej stoi Komisja Spraw Zagranicznych. Wypowiedzi jej przewodniczącego zamieszczane są w mediach znacznie częściej niż przewodniczącego Komisji Budżetowej i te dysproporcje będą się jeszcze pogłębiać, gdyż założenia budżetowe Unii są już uchwalone na najbliższe 13 lat. Ale Andrzej Olechowski stwierdził, że przedstawiciele państw członkowskich na kolanach przychodzą do przewodniczącego Komisji Budżetowej, prosząc o fundusze. To bzdura. Jeżeli przewodniczącym jest osoba o silnej pozycji, to wówczas może mieć pewien nieformalny wpływ na urzędników Komisji Europejskiej, ale pan Lewandowski z pewnością do takich polityków nie należy. Znaczenie Komisji Spraw Zagranicznych też jest iluzoryczne, bo przecież Unia żadnej wspólnej polityki zagranicznej nie prowadziła i nie prowadzi. Dlatego nie spodziewajmy się, że Polska jako kraj zyska na tym jakieś wielkie profity. Dla mnie ważny jest kontekst personalny. Z całą pewnością Jacek Saryusz-Wolski jest lepszym kandydatem niż Janusz Lewandowski, za którym na dodatek ciągnie się sprawa prywatyzacji dwóch krakowskich firm, co skończyło się postawieniem mu zarzutu przez prokuraturę. Saryusz-Wolski należy do Platformy Obywatelskiej - ugrupowania, którego program jest daleki od pańskich poglądów. Dziś, po bliższym poznaniu, mam o panu Saryusz-Wolskim lepsze zdanie, niż w czasach, gdy byłem posłem polskiego Sejmu. Miałem do niego zastrzeżenia, że jako sekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej w jakiejś mierze odpowiadał za fatalny wynik negocjacji. W Parlamencie Europejskim jest politykiem racjonalnym i w przeciwieństwie do wielu swoich partyjnych kolegów, o których się mówi z przymrużeniem oka, że zachowują się jak "stronnictwo pruskie", nie boi się upominać o polski interes. Na stanowisku przewodniczącego Saryusz-Wolski zastąpi niemieckiego eurodeputowanego Elmara Brocka. Czy to nie pogorszy naszych i tak złych stosunków z Niemcami? Niemcy zdążyli się przyzwyczaić do faktu, że na czele Komisji Spraw Zagranicznych stoi Brock. Z tego, co wiem, uruchomili wszelkie możliwe środki, żeby tak pozostało. Przecież w tej sprawie do Donalda Tuska dzwoniła nawet kanclerz Merkel. Jednak wobec ogromnych nacisków nie tylko ze strony PiS, ale i wielu naszych mediów, Tusk nie mógł się zachować inaczej, jak poprzeć kandydaturę Jacka Saryusz-Wolskiego, mimo że widać było, iż zrobił to z wielką niechęcią. Pamiętajmy, że nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego jest Niemiec, że w Unii trwa właśnie niemiecka prezydencja i jeszcze mielibyśmy oddać Niemcom Komisję Spraw Zagranicznych? Czy według pana "stronnictwo pruskie" zrzesza wielu polskich eurodeputowanych? Sporo. Jest też duża grupa posłów, którzy nie są już tak proniemieccy, ale mimo to interes Polski wydaje się być dla nich drugorzędny, a przynajmniej ich zachowanie powoduje, że tak to oceniam. Mam tu na myśli przede wszystkim twórcę pierwszej "Solidarności", Józefa Piniora. Ten pan tak bardzo kocha Unię Europejską, że jako jedyny polski eurodeputowany sugerował, iż w Polsce były amerykańskie obozy dla aresztowanych terrorystów. Zachowuje się tak, jakby jego centrala znajdowała się nie nad Wisłą, lecz gdzie indziej. Myślę, że zarówno Geremek, Onyszkiewicz, jak i Tadeusz Mazowiecki przede wszystkim czują się Europejczykami, a dopiero później Polakami.