Ks. Jacek Międlar Zeszłotygodniową debatą publiczną zawładnęła postać księdza Jacka Międlara. Dlaczego? Duchowny z białostockiej katedry podczas obchodów 82. rocznicy powstania Obozu Narodowo-Radykalnego wygłosił gromkie kazanie. "Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm" - miał mówić podczas mszy ks. Międlar. Sobotnie wystąpienie księdza Międlara nie było jednak niczym zaskakującym, uwzględniając jego wcześniejsze wystąpienia i komentarze zamieszczane w sieci. Ksiądz Międlar zasłynął chociażby w listopadzie ubiegłego roku, wygłaszając przemówienie podczas marszu niepodległości. "Wrogowie ojczyzny i wrogowie Kościoła dzisiaj dostają szału, bo widzą wielką, ogromną armię patriotów, narodowców i kibiców, którzy mają Boga, honor i ojczyznę w sercu. Jestem przekonany, że lewacka propaganda dwoi się i troi, żeby nas zniszczyć. Nie możemy na to pozwolić, jesteśmy Kościołem walczącym, jesteśmy Kościołem wielkiej Polski. Im bardziej nas atakują, tym bardziej nasza duma wzrasta" - przemawiał. W międzyczasie, ksiądz zamieszczał w internecie komentarze, odnoszące się m.in. do WOŚP, czy aborcji. Ks. Międlar dostał również swoją rubrykę w portalu wdolnymslasku.com. Cykl "Narodowiec w sutannie" miał był komentarzem księdza Międlara, który "prosto z mostu opisze bieżące sprawy naszego kraju". W jednym z komentarzy, Międlar odniósł się do kwestii aborcji i ostro skrytykował Annę Zawadzką - feministyczną aktywistkę. "Takie prowokacje niech schowa sobie do kieszeni. Z kim niby miałaby mieć dziecko? Przecież nie ze swoją lesbijską partnerką? Środowiska "pseudofeministyczne" próbują podtrzymać i zaprowadzić w Polsce nowe kanony prawne, zezwalające na zabijanie nienarodzonych. Bez względu na to, czy jest się katolikiem, żydem, muzułmaninem czy ateistą, nie ma mowy o jakiejkolwiek racjonalnej zgodzie na aborcję" - pisał ks. Międlar. Kapłan-narodowiec już wielokrotnie sprawiał Kościołowi problem, czym skutkowało przenoszenie go do różnych parafii. Przenoszenie księdza Międlara nie przyniosło jednak spodziewanych rezultatów, bo niepokorny ksiądz-narodowiec nie przestawał brać czynnego udziału w manifestacjach zdominowanych przez ONR. Ostatecznie, ks. Międlar otrzymał całkowity zakaz jakichkolwiek wystąpień publicznych oraz organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych. Sam zainteresowany napisał na Twitterze, że zawiesza swoją działalność na profilu i zamierza podporządkować się zaleceniom przełożonego. Warto jednak dodać, że to nie pierwszy raz, kiedy ksiądz Międlar dostaje reprymendę od przełożonych. Ostatnim razem przerwał jednak milczenie, aby podczas obchodów 82-lecia ONR-u powrócić do głoszenia swoich poglądów. Zakaz publicznego wypowiadania się Abstrahując jednak od sprawy ks. Międlara, warto się zastanowić, jakie możliwości w stosowaniu ograniczeń względem duchownych, ma Kościół. O nakładanie zakazu publicznego wypowiadania się zapytaliśmy ks. dr hab. Piotra Majera. - Zakaz albo ograniczenie publicznych wypowiedzi niekoniecznie musi być karą. Najczęściej stanowi środek zaradczy (kan. 1312 § 3 Kodeksu Prawa Kanonicznego), którego celem jest zapobieżenie przestępstwu i uchronienie przed jego szkodliwymi konsekwencjami zarówno wspólnoty Kościoła jak i samego duchownego. Na przykład, gdy ksiądz zaczyna aktywnie działać na rzecz konkretnej partii politycznej, wykorzystywać ambonę lub obecność w mediach do przekazu, którego nie da się pogodzić z ponadpartyjną misją Kościoła do głoszenia Ewangelii, przełożony może zdyscyplinować takiego kapłana, zabraniając mu występowania w mediach albo nawet - choć tu z pewnością racje musiałyby być poważniejsze - pozbawić go uprawnienia do przepowiadania słowa Bożego, czyli głoszenia homilii lub kazań - mówi Interii ks. Majer. - Inną przyczyną zastosowania ograniczeń mogłoby być wypowiadanie treści niezgodnych z nauczaniem Kościoła lub chociażby wątpliwych pod względem ortodoksji, albo głoszenie treści, które naruszałyby czyjeś dobra osobiste (np. gdyby ksiądz dopuścił się pomówienia jakiejś osoby), czy wreszcie treści kontrowersyjnych pod względem formy przekazu - dodaje. - Oczywiście taki zakaz może być także nałożony jako kara, jeśli po sprawiedliwym procesie - zawsze z zachowaniem prawa oskarżonego do obrony - zostanie udowodnione przestępstwo. Przepisem, który się nasuwa, jest kan. 1369 Kodeksu Prawa Kanonicznego: "Kto w publicznym widowisku lub wypowiedzi, w rozpowszechnionym piśmie albo w inny sposób za pomocą środków społecznego przekazu, wypowiada bluźnierstwo, poważnie narusza dobre obyczaje albo znieważa religię lub Kościół bądź wywołuje nienawiść lub pogardę, winien być ukarany sprawiedliwą karą" - wskazuje. Jakie konsekwencje wiążą się z nieprzestrzeganiem nałożonych na kapłana kar? - W razie niezastosowania się do nałożonych ograniczeń czy wymogów, przełożony może zastosować stopniowo restrykcje poważniejsze. Oczywiście zawsze mając na uwadze to, że większość kar stosowanych w Kościele to tzw. kary poprawcze, które zmierzają do poprawy winowajcy - a nadrzędnym celem prawa kościelnego jest zbawienie dusz - tłumaczy ks. Majer. "Niepokorni" w Kościele Przypomnijmy również, że zakaz publicznego wypowiadania się, to kara zastosowana przez Kościół nie pierwszy raz. W tym kontekście wystarczy wrócić pamięcią do wydarzeń sprzed kilku lat, kiedy Kościół radził sobie w taki sposób z ks. Wojciechem Lemańskim, czy ks. Piotrem Natankiem. W przypadku wspomnianych duchownych, zastosowano nawet karę suspensy, polegającą m.in. na zakazie odprawiania mszy świętej. W przypadku ks. Lemańskiego nałożone kary były uzasadniane w bardzo rozbudowany sposób. Wymieniono m.in. "brak ducha posłuszeństwa, notoryczne kontestowanie decyzji przełożonego, czy przynoszenie kościelnej wspólnocie poważnych szkód. Przełożeni ks. Lemańskiego bardzo negatywnie ocenili również publiczne podważanie nauki Kościoła i brak szacunku do Episkopatu Polski i kapłanów. Ks. Wojciech Lemański był kojarzony głównie ze słowami, jakie wypowiedział podczas spotkania na Przystanku Woodstock. "Czy nasi biskupi się zmienią? Prawdopodobnie nie. Jeden z biskupów, który był moim profesorem w seminarium, właśnie kiedy mówiliśmy o tym, że nie podoba nam się, no właśnie, skostnienie Kościoła, że nie podobają nam się ci biskupi, którzy mówią właściwie do ścian, a nie do ludzi, powiedział nam coś takiego: »To pokolenie musi wymrzeć«. Brzydkie słowa, ale oni się już nie zmienią" - przemawiał. Ks. Lemański zabrał również głos w sprawie prof. Chazana. Powiedział, że "wolność jest wartością, która przynależy do każdego człowieka". "Nie możemy tego deptać tylko dlatego, że uważamy, że to my mamy rację" - dodał. Stwierdził także, że ktoś, kto rozmawia z ludźmi, matkami chorych dzieci, nie będzie mówił potem bzdur o tym, że cierpienie uszlachetnia. W przypadku ks. Natanka, reakcja Kościoła była jeszcze poważniejsza, a samego Piotra Natanka trudno nazywać jedynie niepokornym kapłanem. Duchowny wygłosił pamiętne kazanie, m.in. o książkach o Harrym Potterze, które miały być oznaką szatańskiego wpływu na osobę, która czyta wspomniane treści. Ks. Natanek głosił również tezę, że Jezus Chrystus jest królem Polski i odwoływał się do nieuznanych objawień prywatnych. W związku z licznymi skargami na ks. Natanka, została powołana komisja teologiczna, która oceniła zasadność uwag w stosunku do duchownego i wytknęła mu błędy teologiczne, zarzucając ośmieszanie nauczania Kościoła. Decyzją Arcybiskupa Metropolity Krakowskiego nałożono na księdza Natanka liczne zakazy, w tym zakaz publicznego wypowiadania się. Pomimo obietnicy zastosowania się do nałożonych ograniczeń, ks. Natanek nie zaprzestał głoszenia swoich kontrowersyjnych tez. Dopuścił się także bezprawnego, nieważnego pobłogosławienia małżeństwa. W związku z tym została na niego nałożona kara suspensy. Jak się jednak okazało, i ta kara nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, gdyż ks. Natanek sprawuje liturgię, czy publicznie wypowiedział posłuszeństwo kard. Dziwiszowi, uzasadniając je przekonaniem o kontaktach kard. Dziwisza z masonerią. W 2012 Rada Stała Episkopatu Polski po raz kolejny przestrzegła katolików przed gromadzeniem się wokół suspendowanego księdza i popieraniem głoszonych przez niego idei. Osobom współpracującym z ks. Natankiem zarzucono współdziałanie w niszczeniu jedności Kościoła. "Sprawiedliwa kara"? Czy wobec tego prawo kanoniczne jest elastyczne, skoro za różne przewinienia dostaje się podobną karę? Ks. dr hab. Piotr Majer wskazuje, że o elastyczności prawa kanonicznego świadczy zapis, według którego duchowny "może być ukarany sprawiedliwą karą". - Po pierwsze, jeśli przepis stanowi, że ktoś "może" być ukarany - to jest to tzw. kara fakultatywna - od decyzji przełożonego zależy, czy zechce skorzystać z przysługującej mu możliwości zastosowania sankcji - mówi. - Innym przykładem elastyczności karnego prawa kanonicznego jest wyrażenie "sprawiedliwa" kara. Mówimy wówczas o tzw. karze nieokreślonej. To do sędziego lub przełożonego należy decyzja, jaką karę konkretnie zastosuje, aby w danych okolicznościach była "sprawiedliwa". Tylko za niektóre przestępstwa prawo kanoniczne przewiduje określone kary - np. kara ekskomuniki za bezpośrednie złamanie tajemnicy spowiedzi albo kara suspensy za usiłowanie zawarcia małżeństwa przez duchownego. Wtedy nie ma już żadnego wyboru w stosowaniu kar, zresztą w tych przypadkach zaciąga się je automatycznie, mocą samego prawa - dodaje. - Przełożeni kościelni zwykle mają bezpośrednią i szerszą wiedzę na temat działalności danego księdza niż tylko przekazy medialne, i oceniają różne aspekty jego posługi duszpasterskiej - precyzuje w rozmowie z Interią ks. Majer. Wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II wskazuje również najpoważniejsze kary przewidziane dla duchownych. - Najpoważniejszą karą nałożoną na duchownego jest definitywne wydalenie ze stanu duchownego. Choć jego święcenia pozostają ważne, nie może ich wykonywać. Traci też wszystkie prawa i obowiązki duchownego, z wyjątkiem celibatu, z którego może być zwolniony jedynie przez papieża. Jednak gdyby zachodziła potrzeba wyspowiadania kogoś w niebezpieczeństwie śmierci, taki ksiądz mógłby udzielić rozgrzeszenia - tłumaczy. - Kara wydalenia ze stanu duchownego może być wymierzona jedynie za najcięższe przestępstwa rodzące poważne zgorszenie w Kościele (np. szczególnie ciężkie przestępstwa przeciwko wierze, profanację Najświętszego Sakramentu, uporczywe nieposłuszeństwo, łamanie celibatu wbrew upomnieniu, nadużycia seksualne wobec małoletnich czy inne rażące przestępstwa przeciwko VI przykazaniu Dekalogu). Kara wydalenia nie może być wymierzona jednoosobowo przez przełożonego (np. biskupa), ale tylko przez sąd kościelny w składzie co najmniej trzyosobowym, oczywiście po przeprowadzeniu sprawiedliwego procesu karnego, w którym taki czyn zostałby udowodniony zgodnie z przepisami prawa. Za szczególnie ciężkie przestępstwa karę tę może wymierzyć Stolica Apostolska lub osobiście papież - dodaje.