Pod koniec czerwca minął rok od ustanowienia na terenie Syrii i Iraku samozwańczego Państwa Islamskiego. Na czele kalifatu stanął Abu Bakr al-Baghdadi. IS pod jego wodzą stało się ugrupowaniem siejącym strach, nie tylko na okupowanych przez siebie ziemiach. Próby scharakteryzowania początków organizacji, przyczyn jej gwałtownego wzrostu i powodów, dla których władze nie potrafią skutecznie przeciwstawić się dżihadystom podjął się irlandzki korespondent wojenny na Bliskim Wschodzie Patrick Cockburn. Książka "Państwo Islamskie" ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa PWN. Dariusz Jaroń, Interia: Jak silne - rok od proklamowania - jest dziś tzw. Państwo Islamskie? Patrick Cockburn: Militarnie jest bardzo silne, o czym przekonało pokonując w maju armie Iraku i Syrii w Ar-Ramadi i Palmyrze. Siły rządowe tych państw nie potrafiły przeprowadzić skutecznego kontruderzenia. Koalicja prowadzona przez Stany Zjednoczone miała atakami z powietrza zapobiec dalszej ekspansji IS, ale jej działania nie przynoszą zapowiadanych rezultatów. - Państwo Islamskie ma ponadto bardzo dobrze zorganizowaną strukturę administracyjną, potrafi zbierać podatki, werbować nowych bojowników i utrzymywać siły bezpieczeństwa. IS stanowi większe zagrożenie niż Al-Kaida Osamy bin Ladena? - O wiele większe. Państwo Islamskie kontroluje obecnie obszar o powierzchni odpowiadającej Wielkiej Brytanii, zamieszkały przez 5-6 milionów ludzi. Dla porównania Osama bin Laden dysponował paroma obozami w Afganistanie. Czego właściwie chcą przywódcy samozwańczego kalifatu? - Oczekują od wszystkich muzułmanów lojalności wobec kalifatu, a także, aby cały świat był muzułmański. Oczywiście mówimy o wariacji islamu, w którą wierzą członkowie Państwa Islamskiego. Dlaczego IS jest tak atrakcyjne dla ochotników z całego świata? - Liczby tych ochotników nie są tak wielkie, jak sugerują media. Popatrzmy na Wielką Brytanię: mieszka tam 2,8 mln muzułmanów, a do Syrii pojechało kilkaset osób. Wśród tych, którzy gotowi są zabić w imię Państwa Islamskiego były trzy osoby w Paryżu, jedna w Tunezji, jedna w Londynie i jedna w Kuwejcie. IS podobnie jak Al-Kaida traktuje samobójcze ataki jako dowód głębokiej wiary, kładzie na to ogromny nacisk, budując swoją propagandę. Masowe egzekucje w Syrii i Iraku, zamachy w Paryżu, strzelanie do turystów w muzeum i na plaży w Tunezji. Czego jeszcze możemy spodziewać się po dżihadystach? - Kolejne zamachy terrorystyczne są nieuniknione, satyrycy z Paryża czy turyści w Tunezji to łatwe cele dla zamachowców. Spodziewam się również dalszej eskalacji konfliktu w Syrii i Iraku, a także próby wypełnienia próżni przez IS w tych krajach regionu, w których sytuacja polityczna i militarna na to pozwoli. Wspomniał pan, że naloty sił koalicji na cele Państwa Islamskiego to za mało. Co zatem pan proponuje? - Połączenie sił wszystkich przeciwników IS. Potrzebny jest wspólny front, na razie mamy do czynienia z działaniami fragmentarycznymi, a te nie są wystarczające.