Nowi ministrowie zostali powołani przez prezydenta we wtorek. Bronisław Komorowski wręczył nominację prof. Marianowi Zembali - ministrowi zdrowia, Andrzejowi Czerwińskiemu - ministrowi skarbu państwa i Adamowi Korolowi - ministrowi sportu. Panowie zajęli miejsca zwolnione kolejno przez Bartosza Arłukowicza, Włodzimierza Karpińskiego i Andrzeja Biernata. SLD uważa jednak, że wszystkie te zmiany przyszły zbyt późno.- Pani premier i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a> spóźniła się ze zmianami w rządzie o rok. Te zmiany powinny były zostać dokonane po wybuchu tzw. afery taśmowej, a nie na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Nazwiska kandydatów na nowych ministrów wskazują, że jedynym kryterium ich doboru było to jak daleko przyszli ministrowie siedzieli od mikrofonów w restauracjach - mówi w komentarzu dla Interii Tomasz Kalita. Wśród zarzutów, które SLD formułuje wobec nowych członków rządu jest między innymi to, że nie zdążą oni wprowadzić żadnych merytorycznych zmian. Ale to nie wszystko. - Niestety Pan prof. Marian Zembala będzie odpowiadał za ostatnie 8 lat rządów koalicji PO-PSL. I to nie na pełny etat. Nowy minister już zapowiedział, że w każdy piątek będzie pracował w swoim dawnym miejscu zatrudnienia, a w czwartek podróżował po kraju. Już na początku jego urzędowania propozycja ministra powrotu do tzw. podatku Religii również budzi kontrowersje - przypomina Kalita. - Podobnie nowy minister sportu - maratończyk, który ma przed sobą krótki dystans - dodaje. Kalita zaznacza, że Sojusz będzie chciał skonsultować ze społeczeństwem pomysły nowych ministrów. - Niemniej jednak, wiarygodność i zaufanie społeczne do rządzącej ekipy koalicyjnej PO-PSL wyczerpały się. Jedynym rozwiązaniem jest przyjęcie przez Sejm projektu uchwały Klubu Poselskiego SLD o skróceniu kadencji Sejmu - podsumowuje.