7-letni Prava potrafił ćwierkać i trzepotać rękami. Przez lata żył w pokoju pełnym klatek, ptaków i ich odchodów. Nie był bity, regularnie jadł, ale do 2008 roku nie miał możliwości porozmawiania z drugim człowiekiem. Potrafił się porozumiewać jedynie z fruwającymi współlokatorami. Dziś lekarze walczą o to, by kiedyś mógł normalnie funkcjonować. To jedna z wielu historii, którymi żyły media. Do przypadków prześladowanych dzieci, które musiały się wychowywać ze zwierzętami, wraca w swojej serii zdjęć Julia Fullerton-Batten. O pomyśle na projekt "Feral Children", celu, w jakim powstał, i historiach, które nigdy nie powinny się wydarzyć rozmawiamy z jego autorką. Przed przeczytaniem tej rozmowy zachęcamy do obejrzenia zdjęć "dzikich dzieci". Fotografie wraz z krótkimi opisami poszczególnych przypadków są dostępne TUTAJ. - - - Ewelina Karpińska-Morek, Interia: To mroczny świat, a w główne role musiały się wcielić dzieci. Rozmawiała pani z nimi na temat postaci, które odgrywają? Julia Fullerton-Batten: - Najpierw był casting, a później rozmawiałam na temat detali z dziećmi i ich rodzicami. Tłumaczyłam, że zostaną ucharakteryzowani - będą wyglądali jak półnadzy, brudni, posiniaczeni czy poranieni. Jednej dziewczynce musieliśmy wplątać we włosy robaki, by małpy podchodziły do niej i mogły je wyciągać. Ale nie wykorzystałam tego zdjęcia. Była dzielna, ale fotografia wyszła źle. Rodzice protestowali? - Część rodziców uznała te historie za bardzo niepokojące. Nie byli przekonani co do udziału dzieci w projekcie. Ale wszyscy byli zadowoleni z tego pomysłu, gdy tłumaczyłam, że głównym powodem jest zwiększenie świadomości na temat cierpień, jakich doświadczają dzieci. Która z opowiedzianych za pośrednictwem fotografii historii wzbudziła najwięcej emocji? - Genie mnie przerażała. Nie byłam pewna, czy będzie pasować do ogólnej koncepcji. Ta historia nie miała związku ze zwierzętami. Ale czułam, że jej postać jest ważna i że należy o niej powiedzieć, bo odzwierciedla wiele bardziej aktualnych przypadków molestowania, prześladowania dzieci. Możemy o niej coś więcej powiedzieć? - Zamknięta w małym pomieszczeniu, przywiązana do krzesła w ciągu dnia, a w ciągu nocy do łóżka - ze skrępowanymi nogami i rękami. Sama, nie wliczając ojca, który ją bił i faszerował jej usta surowymi jajkami. To trwało 13 lat. Myślałam o sytuacji, w jakiej się znalazła, i cierpiałam razem z nią w myślach. Dzisiaj jest oczywiście osobą zniekształconą fizycznie, borykającą się z problemami psychicznymi. Skupia się pani głównie na przypadkach dzieci, które wychowywały się ze zwierzętami. Genie wykracza poza te ramy. Nie było pokusy sięgnięcia jeszcze po inne, znane z mediów, historie - po Cleveland czy Josepfa Fritzla? - Historia Genie jest dla mnie szczególnie wzruszająca. Jestem pewna, że wiele osób, które spojrzą na tę fotografię lub przeczytają opowieść o tej niewoli, znajdzie się w trudnej sytuacji emocjonalnej. Tak trudnej, w jakiej ja się znalazłam. Chociaż przypadki Cleveland i Fritzla są przerażające i odrażające, to postanowiłam, że tylko jeden przypadek bez zwierząt w tle pojawi się w mojej serii. I właśnie za pośrednictwem Genie chciałam zilustrować deprawację niektórych rodziców. - Ojciec Genie, który popełnił ostatecznie samobójstwo na krótko przed rozpoczęciem procesu, nigdy nie przyznał się do tego, że postępował źle! Doniesienia o takich tragediach pojawiają się od czasu do czasu w mediach. - Nie jestem pewna, czy w codziennych wiadomościach pojawiają się przypadki "dzikich dzieci". Na pewno mamy do czynienia z zaniedbaniem, maltretowaniem czy pedofilią. Świadomie sportretowałam przypadki, które dotyczą historii z kilku wieków, czterech kontynentów, mają różne tła, bo są związane z innymi zwierzętami, państwami, miejscami. Mam nadzieję, że dzięki zestawieniu ekstremalnych przypadków projekt ten zwiększy świadomość społeczną, że przypadki - jak te pokazane przeze mnie i te, o których pani mówi - są nadal zbyt powszechnym zjawiskiem. Co było fundamentem tego pomysłu?- Inspiracja pojawiła się właściwie przypadkowo. Miałam okazję przeczytać biografię Mariny Chapman ("The Girl with No Name: The Incredible True Story of a Child raised by Monkeys", Marina Chapman, Vanessa James). Zainspirowana tą książką doszłam do wniosku, że temat będzie dobrym materiałem na duży projekt z mocnym przesłaniem. Długo szukała pani "dzikich dzieci"? - Poświęciłam sporo czasu na zbadanie udokumentowanych przypadków "dzikich dzieci". Część z nich znalazłam w sieci - zarówno te z 18. wieku, jak i te bliższe nam - z 21. wieku. Bazowałam również na książkach, takich jak "Savage Girls and Wild Boys: A History of Feral Children" Michaela Newtona i "Genie: A Scientific Tragedy" Russa Rymera - tam docierałam do szczegółowych informacji. - Również Mary-Ann Ochota pomogła mi w tych poszukiwaniach, jestem jej bardzo wdzięczna. Jej telewizyjny serial na ten temat był niezwykle inspirujący. Opisała swoje prywatne spotkania z trzema osobami, które dziś są dorosłe, a kiedyś były "dzikimi dziećmi". Po tych traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa, dziś wiodą normalne życie. - - - Co się stało z dziećmi, których historie zostały opowiedziane w fotografiach Fullerton-Batten? Genie (przypadek z 1970 r.) została umieszczona w ośrodku dla psychicznie chorych, stan Madiny (przypadek z 2013 r.) lekarze oceniają jako zadowalający i twierdzą, że może uda jej się nadrobić zaległości, Iwan Miszukov (przypadek z 1998 r.) dziś wiedzie normalne życie, Prava (przypadek z 2008 r.) został zamknięty w szpitalu dla psychicznie chorych, Sujit (przypadek z 1978 r.) ma dziś 30 lat - ma poważne problemy psychiczne, Oksana (przypadek z 1991 r.) też ma 30 lat. Jej dom to klinika w Odessie. - Uważam, że te 15 zilustrowanych przeze mnie przypadków (te, których nie ma w tekście, znajdziecie na stronie artystki - red.), jak i pozostałe udokumentowane historie, z pewnością wpłyną na emocje odbiorców w bardzo mocny sposób. Często zadaję sobie pytanie, czy takie historie są dzisiaj możliwe. Wierzę, że są. Po zrealizowaniu serii zdjęć zapragnęłam, by te przypadki stały się powszechnie znane, bo w moim odczuciu zwiększy to świadomość, że podobne sytuacje mogą mieć miejsce tuż za rogiem, gdzieś w świecie - podsumowuje w rozmowie z Interią Julia Fullerton-Batten. Źródło: Zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z oficjalnej strony Julii Fullerton-Batten.