I, jak to od zawsze bywa na tym najlepszym ze światów, jednym będzie miłościwie królował, innym zgoła bezlitościwie. Ale i ci ostatni niełatwo się poddają. Nad Sekwaną, a raczej nad paryskim kanałem Świętego Marcina, przyjęli imiona Dzieci Don Kichota i z podniesioną przyłbicą wkroczyli w świat polityki. Dzieci Don Kichota to paryskie stowarzyszenie bezdomnych, które ledwo co powstało, a już zyskało duży rozgłos. Mają swojego lidera, 31-letniego aktora Augustyna Legranda, swój manifest, noszący nazwę Karty właśnie znad kanału Świętego Marcina, bo nad tymże kanałem zaczęli swoją publiczną działalność, rozbijając 150 namiotów, w których zamieszkali. Żądają "godnego schronienia dla każdego w oczekiwaniu na stałe mieszkanie", jak brzmi pierwszy postulat ich manifestu. A sprawa nie jest błaha, obiegła już całą słodko-gorzką Francję, w której trzy miliony mieszkańców żyje w niegodnych warunkach, milion nie ma mieszkania, a sto tysięcy regularnie nocuje na ulicy. Dzieci Don Kichota pojawiły się w dobrym momencie, na cztery miesiące przed wyborami prezydenckimi. Zmusiło to kandydatów do sukcesji po Chiracu do pochylenia się nad ich losem i prześcigania w składaniu solennych obietnic, że za ich panowania nikt nie będzie spać i umierać z zimna na ulicy. A obiecać warto, bo prezydent V Republiki żyje jak prawdziwy monarcha. Wprawdzie Francja przed ponad dwustu laty obcięła głowę monarchii, ale z Wersalem nie skończyła. Zwyczaje króla i jego dworu przejęły republikańskie instytucje. Jego Prezydencka Wysokość zajmuje Pałac Elizejski, wzniesiony dla hrabiego Evreux w latach 1718-1722. W tej wytwornej budowli otoczonej Polami Elizejskimi prezydenci Francji rezydują od 1873 roku. Szczególnego majestatu nadają marmury z Carrary, obicia z Aubusson, porcelana z Se`vres. Każdy prezydent może na swój sposób urządzić 365 pałacowych pomieszczeń. Może w tym celu skorzystać z 15 tys. zabytkowych przedmiotów, które ma do dyspozycji lub zaopatrzyć się w nowe. Wszystko podporządkowane jest wygodzie i bezpieczeństwu Jego Prezydenckiej Wysokości. Dzień i noc służy mu 929 osób, w tym 369 żołnierzy. Nad jego bezpieczeństwem czuwa 258 żandarmów. Cały personel korzysta z ekstra nadanych mu przywilejów. Poza oficjalnym wynagrodzeniem otrzymują premie w gotówce i cenne nagrody rzeczowe. Zwolnieni są z opłat za transport kolejowy, miejski i lotniczy (liniami Air France); dostają bezpłatne bilety na mecze miejscowej drużyny piłkarskiej (PSG). W zamian wiernie służą Najjaśniejszej Wysokości. Zajmują się polityką państwa (sekretariat generalny), sprawami "dworu" (gabinet cywilny), łącznością z armią i jej centralą dowodzenia atomowymi siłami uderzeniowymi (QG) oraz podziemnym bunkrem pałacowym "Jupiter" (sztab wojskowy). Dziesiątki kucharzy przygotowują 300 posiłków dziennie, nie licząc przyjęć i oficjalnych obiadów wydawanych przez prezydencko-królewską parę. Setki innych nadwornych zajmuje się korespondencją, liczącą miesięcznie 30 tys. listów i 2 tys. e-maili. Kilkunastu ogrodników pielęgnuje pałacowy park o powierzchni 11 tys. mkw. Na miejscu jest też grupa dekoratorów, archiwistów i... żłobek. Prawdziwie królewskie miasteczko. Oczywiście serwis musi być bez zarzutu: odźwierni przed drzwiami, napoje o każdej porze, park samochodów najwyższej klasy. Kuchnię można porównać do tych z najlepszych restauracji. Zaopatrywana jest przez najlepszych dostawców: foie gras de Labeyrie, sery Barthélemy, wypieki Gosselin, ciasteczka Potel&Chabot etc... "Obiady państwowe" odbywają się zgodnie ze sztywnym ceremoniałem protokołu. Trwają dokładnie 55 minut. Ani minuty dłużej, ani minuty krócej. Oczywiście "królewskie" trawienie nie może się obyć bez królewskiego wina. Pałacowa piwniczka dysponuje ponad 12 tys. butelek godnych najbardziej wybrednego podniebienia. Mimo takiego kulinarnego zaplecza, kucharze przywykli znosić "monarsze" kaprysy, choćby François Mitterranda, który nieoczekiwanie mógł żądać natychmiastowego podania swym kilkudziesięciu gościom rzadkich okazów homara. Lokatorzy Pałacu Elizejskiego mają niemały kłopot, by dobrze wypocząć, tak wiele mają możliwości. Pompidou i Giscard d'Estaing organizowali snobistyczne gonitwy jeździeckie wokół zamku w Rambouillet lub w narodowych posiadłościach w Marly. Uwielbiali też letnie wypady w lasy Bregançon na Lazurowym Wybrzeżu. Mitterrand zaś chętnie spędzał wolny czas w renesansowym zamku Souzy-la-Brich, często ze swą publicznie ukrywaną nieślubną córką Mazarine. Chiraca z kolei zadowalają proste eskapady na ciepły Mauritius. Wydatki Pałacu Elizejskiego nie podlegają kontroli zewnętrznej. Prezydent ma finansową autonomię i sam określa ich wysokość. Formalnie "kredytuje" je parlament. Najpierw uchwala coroczny budżet prezydencki - z góry wiadomo, że fikcyjny ze względu na zaniżone kwoty. Później, w kolejnym budżecie, koryguje je, regulując długi prezydenckiego monarchy. Ciekawe, kto przejmie owe słodkie długi po Jego Wysokości Jacques'u Chiracu? Tego dowiemy się w najpiękniejszym miesiącu maju. Sondażowe wyrocznie mówią, że będzie to najpiękniejsza polityk, Segolene Royal. Jej równie piękne nazwisko "Royal", czyli Królewska, dobrze się wpisuje w monarsze zwyczaje prezydentów Francji. Leszek Turkiewicz (Paryż)