Opowieść o Tybecie to opowieść o magicznej krainie, położonej na Dachu Świata, pomiędzy niebem buddyjskich bogów a ziemią czcigodnych kapłanów i koczowników, wypasających stada jaków i owiec. To opowieść o ojczyźnie Dalajlamy XIV, przywódcy duchowego tego narodu, prawdziwego orędownika pokoju. Ale nie tylko. Od 1950 roku ta ziemia jest świadkiem tragicznych wydarzeń. Teraz, gdy oczy całego świata są zwrócone na pekińskie święto sportu, warto zatrzymać się przy tym narodzie, którego rzekomi rzecznicy idei olimpijskiej od dawna pozbawiają podstawowych praw. Tak więc opowieść o Tybecie to także opowieść o makabrycznych prześladowaniach, mordach i niesprawiedliwości, wobec której tylko nieliczni nie pozostają obojętni. A wszystko zaczęło się od zdrady... Historia miłości i zdrady Najpierw należałoby przywołać mit o małpie i demonicy, spółkujących w tybetańskich skałach. Tak według legendy poczęli się pierwsi Tybetańczycy, którzy z upływem czasu zasiedlili tę Krainę Wiecznych Śniegów. Jednak prawdopodobnie najmłodsi mieszkańcy Tybetu nie znają już tej historii. Dziś w szkołach nie uczą tu pradawnych legend. Zamiast tego chińscy okupanci sprzedają dzieciom bajkę, według której od czasów kiedy Czingis-chan i jego następcy podbili Chiny i Tybet , stanowi on "integralna część chińskiego terytorium". Tymczasem bolesna prawda jest ukrywana od 1950 roku, kiedy to wojska chińskie wtargnęły do Tybetu. Prawda o zdradzie, prześladowaniach, aresztowaniach, egzekucjach, które od tamtego czasu na stałe wpisały się w historię Tybetu. Najwyższa ofiara Być może inaczej potoczyłyby się losu tego magicznego narodu, gdyby nie zdrada, jaka dosięgnęła Tybet ze strony państw zachodnich w chwili, kiedy najbardziej potrzebował wsparcia. O ile można jeszcze zrozumieć milczenie słabiej rozwiniętych krajów, które w latach 50. chciały okazać swoją solidarność z Chinami w ramach powstającego frontu antykolonialnego, o tyle bierność Londynu, Francji czy wreszcie ONZ (Tybet był popierany tylko przez maleńki Salwador), to zwykłe tchórzostwo. Brytyjczycy bali się tego,że Chińczycy odpowiedzą ingerencją w ich prawa do Hongkongu. Francja bała się, że straci swoje "prawa" w Wietnamie czy Algierii. Od początku nie bali się Tybetańczycy, którzy nierzadko ponosili dla swojej ojczyzny najwyższą ofiarę. Zapowiedź piekła Jest w Tybecie pałac Potala. To jeden z najważniejszych symboli narodu tybetańskiego. Majestatyczna budowla ze złotymi dachami wznosi się na szczycie Marpo Ri - Góry Czerwonej. To siedziba tybetańskiej władzy świeckiej i dalajlamów sprzed chińskiej inwazji. Właśnie tutaj został aresztowany i ciężko pobity młody Tybetańczyk, który w 1999 roku próbował zerwać sprzed pałacu chińską flagę. To była tylko zapowiedź tego, co czeka Tybetańczyków, jeśli będą próbować podnosić głowy spod chińskiego jarzma. "Pokojowe wyzolenie", jak określa ChRL swoją agresję na Tybet, miało dopiero zebrać swój krwawy plon.