W niedzielę islamiści poinformowali, że dokonali egzekucji jednego z japońskich zakładników - Haruno Yukawy. Mężczyzna przebywał w niewoli od 14 sierpnia 2014 roku. Został uprowadzony w pobliżu syryjskiego miasta Aleppo. Powiązany z komunistyczną partią chiński tabloid napisał w poniedziałek, że wsparcie, jakiego <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-japonia,gsbi,4367" title="Japonia" target="_blank">Japonia</a> udzieliła Stanom Zjednoczonym, sprowadziło na Japonię kłopoty, choć kraje Azji Wschodniej - jak podkreślono na łamach "China's Global Times" wcale nie miały być kluczowymi celami dżihadystów. "Zabicie japońskiego zakładnika jest ceną, jaką Japonia zapłaciła za wsparcie udzielone Waszyngtonowi" - czytamy w "CGT". Gazeta pięć razy wymienia w artykule nazwisko japońskiego premiera, obarczając go winą za śmierć zakładnika - informuje AFP. "Skandaliczne i niewybaczalne" Chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest bardziej powściągliwe w osądzaniu aktualnej sytuacji niż gazeta. Rzecznik MSZ Hua Chunying podkreśla, że Pekin "sprzeciwia się wszelkim formom terroryzmu i ekstremistycznych działań ukierunkowanych na niewinnych cywilów". Premier Japonii nazwał zabicie Yukawy "skandalicznym i niewybaczalnym" aktem. Wezwał do natychmiastowego uwolnienia drugiego zakładnika Kenji Goto. Państwo Islamskie początkowo żądało od Japonii 200 mln dolarów okupu, ustanawiając jednocześnie 72 godziny na dostarczenie wyznaczonej kwoty. Premier Japonii zapewnił, że Tokio nigdy nie podda się w walce z terroryzmem - przypomina AFP. Spory terytorialne Pekin i Tokio spierają się o terytoria na Morzu Wschodniochińskim. Choć powiązania gospodarcze między tymi państwami są silne, to polityczne stosunki chłodzi historia. Chiny toczą również spory terytorialne z kilkoma innymi krajami regionu na strategicznych wodach Morza Południowochińskiego i Wschodniochińskiego. Kwestionują amerykańskie wpływy w regionie. EKM