Na wstępie: moja końcowa uwaga sprzed dwóch tygodni - o tym, że "tramwaj to zachęta dla terrorystów" - to, oczywiście, był w moich ustach żart. Ale tylko w moich ustach - bo Czerwoni używają znacznie głupszych argumentów!! Piszą, na przykład, że zniesienie przymusu ubezpieczeń powoduje strrrraszliwe zagrożenie, gdyż ktoś się nie ubezpieczy i na starość zostanie żebrakiem. Albo że trzeba rozbierać do naga wszystkich pasażerów samolotów - bo terroryści... Chciałem sparodiować. Przykro mi, że parę osób wzięło to na serio. Ale w ustach np. JE Jerzego W. Busha taki argument mógłby się znaleźć! Oczywiście: tylko w trakcie kampanii wyborczej. W tym bowiem czasie króluje dowolna głupota. Przechodząc do problemu tramwajów... Może ujmę to inaczej. Z punktu widzenia samochodu, motocykla czy innego autobusu, autobus jest taką samą przeszkodą w jeździe jak tramwaj. Jest tylko jedna różnica: Autobus jest przeszkodą dla innego autobusu tylko wtedy, kiedy jedzie. Natomiast tramwaj - jeśli ma wydzielone torowisko - jest przeszkodą dla innych uczestników ruchu drogowego nawet wtedy, gdy nie jedzie. I nawet wtedy, gdy przejedzie dopiero za pół godziny. Bo torowisko już jest wyłączone z ruchu. Pół, 1/3 czy 1/4 jezdni po prostu się marnuje. Zawsze. I choćby dlatego tramwaje trzeba w centrach miast zlikwidować. Natomiast poza centrum, tam gdzie miejsca jest dużo i tereny tanie - niech tramwaje jeżdżą jak najbardziej. Tramwaj na peryferiach - to po prostu naziemne metro. We wszystkich znanych mi miastach - Nowy Jork, Paryż, Londyn, Budapeszt - metro poza centrum wyjeżdża na powierzchnię, bo tak jest po prostu taniej. A czym różni się metro naziemne od tramwaju? Niczym... Poza komunistami, którzy, jak pisałem, "... nienawidzą wolności", Człowiek na rowerze, motocyklu czy w samochodzie jest wolny: może w każdej chwili zatrzymać się, zmienić decyzję i pojechać w dowolnym kierunku. Człowiek w tramwaju rzadziej, a w pociągu w ogóle. Nie jest sam - jest członkiem Kolektywu Pasażerów" - ale jest im obojętne, czy jest to tramwaj, czy autobus. Zwolennikami tramwajów są Zieloni. Przezabawne jest tylko, że są za tramwajem, bo jest elektryczny, czyli "nie zanieczyszcza środowiska". Jednak gdy chcieć wybudować elektrownię atomową, to "ekolodzy" są przeciw - i to jak! Gdy chcieć wybudować tamę, by postawić elektrownię wodną - to "ekolodzy" protestują, bo zakłóca to... itd. Gdy wreszcie postawić elektrownię węglową, to podnoszą wrzask pod te same niebiosy, do których unosi się brunatny dym z komina. Więc skąd, do cholery, ma ten tramwaj czerpać energię? Może przywrócić tramwaje konne? Ja, osobiście, bardzo lubię tramwaje. Właśnie wczoraj dzięki tramwajowi zdążyłem coś pilnego załatwić... poza tym: w autobusie robi mi się niedobrze (podobnie w samochodzie na tylnym siedzeniu!). Niemniej jednak nie jestem egoistą i gdy jadę sobie szybko tramwajem, to myślę o nieszczęśnikach w autobusach, którzy zamiast po 10 minutach docierają do celu po pół godziny - właśnie dlatego, że ja sobie mknę tramwajem. A ten w stojącym w korku autobusie do tego dopłaca. Tramwaj jest w ruchu uprzywilejowany - a bilet kosztuje tyle samo... Gdybyśmy mieli za dużo pieniędzy i za dużo czasu, to byłbym za dofinansowywaniem omnibusów i wydzieleniem dla nich po dwa pasy ruchu w każdą stronę; wiecie Państwo, jak przyjemnie jest jechać na dachu omnibusu, gdy woźnica strzela wesoło z bata?! Tyle że nie mamy ani nadmiaru pieniędzy, ani czasu. A tramwaj jest zawalidrogą, która innych uczestników ruchu drogowego rabuje z czasu - a więc i z pieniędzy. "Time is money" - nieprawdaż? Janusz Korwin-Mikke