Fotyga dopytywana, czy powodem tego, że nie pojechała dotąd do Moskwy, jest sprawa embarga nałożonego przez Rosję na polskie produkty, odpowiedziała, że "embargo w dobrych relacjach handlowych między partnerami jest po prostu rodzajem wypowiedzenia wojny". JE Anna Fotyga jest zapewne dobrą ministerką spraw zagranicznych - gdy chodzi o wykonywanie drobnych, subtelnych manewrów. Nie jest jednak dobra, gdy trzeba podejmować działania zdecydowane. P. Fotyga jest kobietą - i w dzieciństwie nie czytała zapewne książek o prowadzeniu wojen. Stąd braki w Jej wykształceniu w tym względzie. Otóż: "nałożenie embargo" na jakiś kraj - niezależnie od tego, czy się jest z nim w "dobrych relacjach handlowych" - jest równoważne wypowiedzeniu wojny. Natomiast Federacja Rosyjska nie nałożyła na Polskę żadnego "embarga"!!! "Embargo" oznacza bowiem zakaz handlu z danym krajem. To, że Federacja Rosyjska nie życzy sobie, by okupowane przez nią Rosja, Czeczenia, Kałmukia itd. sprowadzały mięso z okupowanej przez III Rzeczpospolitą Polski - nie ma nic wspólnego z embargo; z dokładnie tych samych powodów, dla których rodzice nie kupując dziecku ciastka, nie skazują go na śmierć głodową. Moskwa zakazuje kupowania mięsa w Polsce tylko swoim firmom; przecież Bruksela też zabrania nam kupowania wielu rzeczy - nie wolno nawet kupować w Polsce od Polaków np. niepasteryzowanego mleka!!! Rosja nie blokuje polskich granic, by uniemożliwić eksport i import, ani wreszcie (co też nie oznaczałoby wypowiedzenia wojny!) nie powstrzymuje się od zakupów innych polskich towarów. Wyobraźmy sobie, że p. Kowalska po latach kupowania pieczywa u starej Mucykowej postanawia bułeczki kupować w innym sklepie. No, to co? Każdy ma prawo czegoś od kogoś nie kupić. I nie kupować. FR jest suwerennym państwem i ma prawo nie kupować mięsa z Polski - a rurociąg do Niemiec prowadzić przez Bałtyk, przez Ocean Lodowaty lub przez środek Ziemi - czy nam się to podoba, czy nie. "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Zamiast się cieszyć, że dzięki temu mięso w Polsce jest tanie i nawet biedaka z Pcimia Górnego stać na kotlet schabowy - to publicyści martwią się, że kotleta tego nie zje mieszkaniec Dolnego Tagiłu! Powiedzmy sobie, że w Rosji jest 37 mln wegetarian. I któregoś dnia wszyscy zaczynają jeść polskie mięcho - w wyniku tego w Polsce mięso zniknęło z półek. To by dopiero był problem! Problem z nadmiarem mięsa mam, szczerze mówiąc, tam, gdzie słońce nie dochodzi. I nie powinien on obchodzić MSZ. MSZ jest od "prowadzenia wojny innymi środkami" (zgodnie z definicją śp. Karola von Clausewitza), a nie od gescheftów! Niestety: MSZ zajmuje się mięsem. Skutki są opłakane. Gdyby nie to, handlarze już dawno znaleźliby rynki zbytu! Przecież Rosjanie jakieś mięso jedzą? Jeśli zamiast polskiego zaczęli jeść argentyńskie, to polskie mięso należy sprzedać tym, którzy do tej pory to argentyńskie jedli - i tyle. I tak by się stało w normalnym kraju i w normalnych czasach. Niestety: nasi handlarze siedzą jak sparaliżowani - w świętym przekonaniu, że JE Anna Fotyga istnieje po to, by zmusić wrednych Ruskich do kupowania od nich polskiego mięsa! Że nie trzeba szukać nowych rynków zbytu - bo od rozwiązywania ich problemów (Ich! Nie: "polskich". JA jestem Polakiem i - podobnie jak 95 proc. moich Rodaków - NIE mam "problemu" z nadmiarem mięsa!) są urzędnicy. Takie przekonanie niejednego już zgubiło. janusz@korwin-mikke.pl