Przed paroma tygodniami na rynku ukazała się książka pt. "Po Bajkale. Rowerem przez Syberię" - relacja z wyprawy, napisana przez pierwszego z podróżników. Dariusz Jaroń, Interia: Bajkał to dla ciebie szczególne miejsce? Jakub Rybicki: - Na pewno. To było jedno z pierwszych dalekich miejsc, które odwiedziłem. Trafiłem do Irkucka na wymianę studencką, kiedy studiowałem stosunki międzynarodowe: wymiana trwała pół roku, nigdy dotąd dłużej nie byłem na wyjeździe zagranicznym. Do tego dochodzą ludzie, których tam poznałem, tamtejsza aura. Tak, na pewno jest to dla mnie szczególne miejsce. Sentyment do miejsca to jedno, na ekstremalną wyprawę zimą po Bajkale pewnie mało kto by się zdecydował. Kiedy zrodził się ten pomysł? - Właściwie od razu jak tylko zobaczyłem Bajkał. Niesamowity widok. Jezioro przytłoczyło mnie swoim ogromem. Wokół były masy lodu, po drugiej stronie ciągnęły się góry. Nawet w tak turystycznej miejscowości jak Listwianka kontakt z Bajkałem jest wspaniałym przeżyciem. Pomyślałem wtedy, że fajnie byłoby ten Bajkał przejechać rowerem. Miałeś podobne wycieczki za sobą? - Już wtedy dużo jeździłem na rowerze, także miałem na koncie kilka większych wypraw rowerowych. Wracamy nad Bajkał... - No więc na początku chciałem tylko przejechać z jednego brzegu na drugi, to jakieś 40 kilometrów. Nie myślałem, żeby pokonać wzdłuż całej jezioro. W tamtym czasie plan okazał się niewykonalny: nie miałem roweru, sprzętu, ciuchów odpowiednich, żeby się poruszać w ekstremalnych temperaturach. Zdobyłem jednak rower i pojechałem do Mongolii, a ten bardziej ambitny plan odłożyłem na przyszłość. Po pięciu latach udało mi się wrócić nad Bajkał i zrealizować to marzenie. Wspomniałeś o sprzęcie. Droga impreza? - Na Bajkale temperatury wahały się od -20 w dzień do -35 stopni Celsjusza w nocy, dlatego ciuchy to najważniejsza rzecz i to od nich trzeba zacząć myślenie o jakiejkolwiek wyprawie gdzieś, gdzie jest zimno. Nie można na tym oszczędzać, bo nie oszczędza się na własnym życiu. To są rzeczywiście drogie rzeczy. Zbierałem je chodząc w góry przez ładnych kilka lat. Kiedy pomyślałem: "Hej, jedź nad ten Bajkał", właściwie miałem już wszystko co potrzebowałem, oprócz opon zimowych do roweru, ale to - w porównaniu ze specjalistycznym ubraniem - są sprawy groszowe. Śpiwór puchowy, kurtka, dobre spodnie, bielizna termoaktywna, każda z tych rzeczy kosztuje minimum kilkaset złotych. Powtarzasz, że jeździsz na wschód po dobro, piękno, prawdę i wódkę. Piękna i wódki zakładam, że nie zabrakło. A prawdy i dobra? - To zależy, jak je sobie zdefiniujemy. Każdy ma inną definicję prawdy i dobra. Mi się wydaje, że prawdziwa jest przyroda, bo nie da się jej oszukać w żaden sposób. Jest też dobra, kiedy umiemy się z nią obchodzić, dbamy o nią, oddajemy szacunek. Co do piękna na Syberii - nie ma żadnej dyskusji. Wbrew pozorom najtrudniej o tę wódkę było... Ale pierwszej nocy, jak próbowaliście spać w namiocie, miejscowi zaprosili was do siebie i ugościli po słowiańsku. - Tak, rzeczywiście. Siewierobajkalsk było jedynym większym miastem na naszej drodze. Minęliśmy je i pojechaliśmy na północ w stronę kilkutysięcznego Niżnieangarska. Pierwszy samochód, jaki przejeżdżał obok nas, zatrzymał się. Wysiedli z niego Rosjanie, a właściwie Ukrainiec i Białorusinka, którzy po rozpadzie Związku Radzieckiego definiują się jako Rosjanie. Ugościli nas znakomicie, zresztą wielokrotnie właśnie tak, czym chata bogata, byłem goszczony przez Rosjan. Bardzo przyjaźni ludzie, szczególnie na Syberii, z dala od wielkich ośrodków miejskich. Piszesz w swojej książce, że na Syberii ludzie mniej się dziwią. Nie pytali, po co jedziesz rowerem po zamarzniętym Bajkale. Jacy to są ludzie? - Zdecydowanie dziwią się mniej niż inni. Tłumaczę sobie to tak, że oni wystarczająco wiele dziwów widzą na co dzień. Bajkał jest epicentrum wszelkiego rodzaju anomalii, mistycyzmu, a wiara w duchy jest tam powszechna i niepodważalna, nawet UFO, według relacji świadków, od czasu do czasu tam lata. Wobec tego dwóch kolesi porywających się na jazdę po lodzie nie mogło zrobić na nikim większego wrażenia. Ci ludzie wyznają prostą zasadę: jesteś dorosły, to rób co chcesz, bylebyś innym nie szkodził. Myśląc o Rosji mamy przed oczami Kreml, Putina, Moskwę, a nie Bajkał, Syberię czy - upraszczając - wszystko, co dzieje się za Uralem. Jak ta Rosja B, o ile można użyć takiego określenia, wygląda z bliska? - Na pewno można mówić o Rosji B. Jest Moskwa, Petersburg, może jeszcze kilka większych miast i cała reszta. Są różne Rosje, tak jak są różne Polski. Mieszkam w Poznaniu, ale pochodzę z Podlasia, mam tam rodzinę, i stwierdzam, że to są dwa światy. Tak samo jest w Rosji, a przez tamtejsze odległości jest to spotęgowane do potęgi n-tej. Syberia, poza miastami, dalej jest dzika, żeby tam przetrwać, ludzie musieli sobie pomagać. U tamtejszych mieszkańców myślenie grupowe wciąż jest bardzo silnie zakorzenione, co w Europie jest niezrozumiałe, bo u nas stawia się na indywidualizm. Na Syberii czuć troskę o podróżnych, każdy chce pomóc, martwi się o turystę. Jak odebrano podróżników z Polski? - Bardzo dobrze. Na Syberii Polacy są bardzo dobrze pamiętani. Byliśmy największą, po Rosjanach, grupą zesłańców na Syberię. Po powstaniu listopadowym, a szczególnie po styczniowym, na Syberię wysłano dziesiątki tysięcy Polaków. Do dzisiaj jak pochodzimy po Irkucku, popytamy mieszkańców, okaże się, że co trzeci będzie miał polskie korzenie. Polonia działa tam dość prężnie. Pamiętajmy, że Polacy wiele wnieśli w rozwój kultury, sztuki czy technik uprawy roślin na Syberii, sprawowali ważne urzędy w Irkucku. Także odbiór naszej dwójki był bardzo pozytywny. Rozmawialiście o polityce z Rosjanami? - Z nimi trzeba odpowiednio rozmawiać, ponieważ pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Oni są wychowani w zupełnie innej tradycji niż my. Tyczy się to zwłaszcza II wojny światowej, której ocena ma dla Rosjan kluczowe znaczenie. Dla Polaka pytanie: "Kto wygrał II wojnę światową" może być dziwne, dla nich to sprawa honoru. Nie wolno odpowiadać, że Amerykanie, trzeba powiedzieć, że alianci pod przywództwem ZSRR. Jak odpowiadałeś na pytanie o wojnę? - Jako typowy oportunista nauczyłem się odpowiadać, że wygrali ją bracia Słowianie, którzy szli ramię w ramię z bohaterską Armią Czerwoną. To przełamywało wszystkie lody, potem można już było swobodnie rozmawiać na każdy temat. Nie ma sensu forsować swojej wizji polityki i historii, ponieważ na pewnych płaszczyznach i tak nie dojdziemy do porozumienia. Rosja jest inna niż Europa, a Rosjanie różnią się od Polaków, chociaż mamy na tyle dużo wspólnego, że warto koncentrować się na tym, co nas łączy, a nie podkreślać różnice. Mówisz "bracia Słowianie". W ostatnim czasie dominuje raczej wojenna narracja... - Uwielbiam podróżować po słowiańszczyźnie, przejechałem wszystkie kraje słowiańskie, najczęściej właśnie rowerem. Łatwo się nam tam dogadać: mamy wspólne korzenie, podobne języki, również dziedzictwo komunistyczne nas zbliża. Chciałoby się, żeby współpraca kulturalna i gospodarcza była mocniejsza. W obecnych warunkach politycznych rzeczywiście dominuje narracja wojenna i trudno o ocieplenie stosunków, ale pamiętajmy, że Rosja to też przebogaty kraj ze wspaniałą kulturą, a pod względem ekonomicznym bardzo pożądany partner dla Polski. Władza jest, jaka jest, ale nie znaczy to, że powinniśmy odwracać się plecami od zwykłych Rosjan. Sytuacja prędzej czy później w końcu się unormuje. W obecnej sytuacji politycznej bałbyś się powtórzyć podróż w głąb Rosji? - Nie bałbym się. Chciałbym pojechać teraz do Rosji, bo od wybuchu rewolucji na Ukrainie tam nie byłem. Jeździłem na Majdan tuż przed tragicznymi lutowymi wydarzeniami, patrzyłem jak to wygląda od strony Ukraińców, relacje Rosjan znam tylko z korespondencji ze znajomymi. Może w przyszłym roku uda się pojechać? Absolutnie nie martwię się o to, jak zostanę przyjęty, bo to zależy od tego, jak się komunikujesz z drugim człowiekiem, jakie masz nastawienie. Ja chciałbym raczej zrozumieć, jak Rosjanie widzą ten konflikt, a nie narzucać im swojej wizji świata. Mówisz, że ewentualny wypad do Rosji dopiero za rok. Co planujesz wcześniej? - Na horyzoncie mam wrześniową wyprawę w Himalaje na siedmiotysięcznik, drugą najwyższą niezdobytą górę świata. Później zamierzam przejechać rowerem Grenlandię. Nie da się ukryć, że lubię zimno... I nie potrafisz usiedzieć w miejscu. - Nie potrafię. Bo jak człowiek siedzi w miejscu, to mu stawy tężeją, ma problemy z kośćmi. Zdrowiej jest się ruszać cały czas. Rozmawiał: Dariusz Jaroń