Na ten temat są rozmaite hipotezy. Taka dla prymitywów, czyli ludzi uczonych w państwowych, XX-wiecznych szkołach, głosi, że w Ziemię walnął jakiś Wielki Meteor. Niestety: nie wyjaśnia ona, dlaczego w takim razie miałyby przetrwać protoplaści ssaków, krokodyli czy ptaków - a nie np. Tyrranozaury czy Brontozaury? Dlatego ta hipoteza jest diabła warta. W rzeczywistości było to tak. Po stu milionach lat dinozaury rozwinęły się do tego stopnia, że wykształciła się wśród nich warstwa intelektualistów. Dinozaury rozwinęły nawet pismo! Niestety: nie dotrwało ono do naszych czasów, bo dinozaury pisały pazurem po glinie. Ich łapy nie były chwytne, więc nie mogły wytworzyć nie tylko długopisu, ale nawet wiecznego pióra czy choćby papieru. Natomiast mazać po glinie umiały znakomicie. Zdołały nawet przekazać nam wiedzę o sobie, żłobiąc, z ogromnym wysiłkiem, rysunki na płaskowyżu Nazca, pokazujące pterodaktyle i inne zaury. Ale między sobą porozumiewały się, pisząc na nietrwałej glinie. Otóż pod koniec okresu Kredy temperatura Ziemi zaczęła rosnąć (co jest, jak dziś wiemy - a raczej: wiedzieliśmy, dopóki ludzie nie zaczęli być pod przymusem "uczeni" w szkołach państwowych - zjawiskiem cyklicznym) i dinozaurom zaczęło być za ciepło. Normalne stworzenia by się z tym pogodziły i z wolna dopasowały. Jednak wśród zaurów istnieli już intelektualiści - uważający, że Coś Trzeba z Tym Zrobić. Zwołały wielką naradę, na której najmądrzejszy Tyrranozaur imieniem Algore oznajmił: "Badania naszych uczonych (tu szczególne podziękowania dla diplodoków!) wykazały, że temperatura Ziemi podnosi się z powodu zbyt dużej ilości gazów cieplarnianych. Głównym źródłem gazów cieplarnianych są, niestety, produkty naszej przemiany materii - zwłaszcza zaurów roślinożernych. Dlatego musimy podjąć kroki zaradcze, gdyż w przeciwnym razie roztopią się lodowce i całą Ziemię zaleje". Słowa Algore były święte - tym bardziej że Tyrranozaury stały za nim murem i miały potężne szczęki. Pod ich naciskiem uchwalono, że tylne otwory roślinożerców będą zatykane specjalnymi korkami, produkowanymi przez eustreptospondyle, a wtykane przez pyroraptory. Te zaury, które odmawiały zastosowania się do Rozporządzenia - zjadano na miejscu. Po krótkim, zdumiewającym paleontologów, okresie, zaury roślinożerne gdzieś znikły - przetrwały tylko takie, które umiały schować się pod kamieniem lub w norkach (jak jaszczurki i węże), podfrunąć na drzewo (jak pterodaktyle i archeopteryksy, będące przodkami dzisiejszych ptaków) - lub we wodzie (jak krokodyle i żółwie). A potem wyginęły i mięsożerce. Było to straszne: gdy zabrakło smacznych iguanodonów i brontozaurów, musiały zacząć pożerać się nawzajem. Zaczęły - nie wiadomo dlaczego - od diplodoków. W końcu na planecie pozostały wyłącznie tyrranozaury. Ostatni z żywych, Algore, napisał na Wielkim Glinowisku (w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Foggy Bottom w Waszyngtonie, DC) rozpaczliwe posłanie do Potomności, informujące o poświeceniu, z jakim dinozaury uratowały Ziemię. I Ziemia rzeczywiście została uratowana! Niestety, w Brukseli nasza dwugłowa delegacja z Panem Prezydentem i p. Premierem uniemożliwiła podjęcie skutecznych kroków w walce z Globalnym Ocipieniem - dlatego, niestety, rodzaj ludzki nie wyginie - a więc zapewne Ziemię szlag trafi!