- Trzeba dużo samozaparcia, by poświęcać czas w imię spełniania własnej misji, zagrożonej przez prozę życia - uważa Piotr Pytlakowski, dziennikarz "Polityki", laureat nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze w 1999 roku, uczestnik konferencji zatytułowanej Misje Czwartej Władzy, która odbyła się w połowie czerwca w krakowskiej Willi Decjusza. W spotkaniu tym wzięli udział dziennikarze odpowiedzialni za odkrycie najgłośniejszych polskich afer ostatnich lat, a rozmawiano przede wszystkim o obecnych problemach oraz o przyszłości dziennikarstwa śledczego w naszym kraju. Naczelne zasady każdego dziennikarza to, według Kodeksu Etyki Mediów, prawda, obiektywizm, umiejętne oddzielanie faktów od komentarzy, tolerancja, pierwszeństwo dobra odbiorcy, wolność i odpowiedzialność. Czy są one wciąż stosowane wśród dziennikarzy śledczych? Podczas konferencji dyskutowano o tym, jakie zagrożenia czekają na dziennikarzy. Zobacz ten fragment konferencji w INTERIA.TV! Dużą część spotkania poświecono bardzo ważnej kwestii zaufania do informatorów, na których bazują wszystkie dochodzenia. Czy należy im ślepo ufać? Czy można bezgranicznie wierzyć w notatki i wiadomości pochodzące z takich źródeł, jak policja, prokuratura, czy służby bezpieczeństwa kraju? Czy łatwo można w tym zawodzie ulec manipulacji? Posłuchaj, co sądzą na ten temat czołowi dziennikarze śledczy naszego kraju! Choć Polska jest krajem, w którym obowiązuje wolność słowa, jak okazało się podczas dyskusji prowadzonych w trakcie konferencji, w niektórych redakcjach nadal obowiązuje nieformalna cenzura. Może dojść do sytuacji, gdy materiał śledczy rujnujący daną firmę nie jest publikowany, gdyż stroną pokrzywdzoną jest akurat jeden z większych reklamodawców danego medium. W najlepszym razie taki dziennikarz zostanie delikatnie odwiedziony od zamiarów ujawniania afery, w najgorszym, zwolniony z pracy. Przykład takiej historii podał podczas konferencji Jacek Łęski, specjalista w dziedzinie dziennikarstwa śledczego i współautor głośnego artykułu "Wakacje z agentem". Dowiedz się, jakie były szczegóły tej sprawy! Początki dziennikarstwa śledczego to wczesne lata 70. Wtedy to w Stanach Zjednoczonych wybuchła głośna afera Watergate, w którą poważnie wmieszany był ówczesny prezydent kraju Richard Nixon. W rozwiązaniu sprawy kluczową rolę odegrali dwaj dziennikarze gazety "Washington Post", Bob Woodward i Carl Bernstein. Ujawniona sensacja miała ogromny wpływ nie tylko na amerykańskie społeczeństwo i politykę kraju, ale pokazała również siłę działania mediów, które od tamtej pory znacznie chętniej zaczęły zajmować się tropieniem nieprawidłowości w polityce. Polskie dziennikarstwo śledcze, choć jest jeszcze stosunkowo młode, ma już na swoim koncie wiele osiągnięć. Dzięki mediom Polska dowiedziała się na przykład o aferze łódzkich "łowców skór", mafii paliwowej, nadużyciach na giełdzie, czy sensacyjnych wiadomościach, dotyczących Jaromira Netzela. Często jednak, mimo wielu sukcesów, dziennikarze z różnych powodów rezygnują z dalszej pracy w tym zawodzie. Wielu z nich znajduje sobie miejsce w public relations, gdzie przydają się zdobyte wcześniej doświadczenia i szerokie kontakty. Jak ocenia ich środowisko? Czy to prawda, że byli dziennikarze śledczy z sędziów stają się adwokatami broniącymi ludzi i firm, przeciwko którym wcześniej występowali? Czy decydując się na przejście do zawodu PR-owca dziennikarze śledczy stają po drugiej stronie barykady? Zobacz, jak komentowano ten problem podczas konferencji! Dziennikarstwo śledcze to ciekawy, ale i trudny zawód, którego przyszłość w naszym kraju nie jest pewna. Dużym zagrożeniem jest tabloidyzacja mediów, w których coraz mniej miejsca poświęca się na obszerne i czasochłonne materiały. Z drugiej strony, obiecujący wydaje się rozwój tak zwanego dziennikarstwa obywatelskiego. Czy nadejdzie taki czas, w którym internauta, którego orężem będzie komputer, telefon i aparat fotograficzny stanie się konkurencją dla dziennikarza śledczego? Jedno jest pewne. Dopóki istnieć będą w naszym społeczeństwie deformacje i patologie, dopóty zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy nie będą mogli narzekać na brak zajęć.