- Ja nie chcę, żeby odpytywała mnie ta małpa w czerwonym. My naprawdę nie mamy już własnych, obiektywnych dziennikarzy? To co, może jeszcze Lisa zatrudnicie?! - głos premiera niebezpiecznie podniósł się do pisku. - Gdzie jest Semka? Gdzie Pośpieszalski? - Na pielgrzymce - usłużnie podrzucił jakiś głos. - Wasza wysokość... - zaczął pojednawczo sztabowiec nr 2. - Ty, Bielan, mnie nie irytuj... Tak możesz mówić do mojego brata, nie do mnie - Jarosław surowo skarcił pochlebcę. - Czego chcesz? - Chcę prosić, by pan premier zechciał wszechstronnie przygotować się do debaty. Mam tu najnowszy stenogram z podsłuchów, dostarczony z Ministerstwa Sprawiedliwości. - A ja mam wyniki badania opinii publicznej - wciął się sztabowiec nr 1. - Po kolei, nie wszyscy naraz - pogodził ich premier. - Mów, mój Kamiński... - Lud polski niedobrze odebrał słowa pana premiera o powtórce 13 grudnia. Nasze notowania spadły na łeb. Wszyscy się boją wprowadzenia stanu wojennego... - Kamiński przerwał, widząc, że brzuszek szefa drży od tłumionego śmiechu. - Boją się, powiadasz? - dawno już premier nie był w lepszym nastroju. - A może, posłuchajcie, panowie... - sztabowiec Bielan nie bez kozery sączył gęstą myśl. - A może ten argument przebić i w debacie zagrozić ciemnemu ludowi, że jak wybory wygrają PO i LiD, to w Polsce powtórzy się 1 września 1939 roku? - Co tam Ziobro podsłuchał? - Jarosław machnął lekceważąco rączką i wrócił do przerwanego wątku. - Stenogram jest porażający - mruknął Kamiński. - Dotyczy wczorajszej narady sztabu Kwaśniewskiego. Też nie chcieli Olejnikowej, kombinowali, jak nas podejść, i wymyślili, że wystawią żonę Olejnika... Tego prokuratora z Łodzi. Nazwisko to samo, osoba inna. Na pewno dałaby fory czerwonym. - To my im wtedy poślemy do studia Bogusia Kaczyńskiego - roześmiał się z własnej przemyślności premier. - Nazwisko to samo, a osoba inna. Ten by im zaśpiewał. - Tu jednak premier urwał, bo od pewnego czasu nie lubił żartów o publicznym śpiewaniu. - Daj mi nogę, daj mi nogę, ja ci nogi dać nie mogę, dać nie mogę - zanucił lubieżnie, choć głosem przykrym, najwierniejszy z wiernych wicepremier. - Gosiu, ty rozpustniku, zamilcz! - uciszył go szef, ale widać było, że ma do Gosiewskiego męską słabość. - Zarzucają nam, że wybierając do debaty Kwaśniewskiego, a nie Tuska, celowo wzmacniamy lewą nogę - przypomniał zebranym Bielan. - Niech zarzucają. Póki Tusk nie przysięgnie, że nie wejdzie w koalicję z czerwonymi, gramy tak, żeby czerwoni myśleli, że ich doceniamy, a różowi niech się boją, że ich lekceważymy. Pamiętajcie, im silniejszy Kwaśniewski, tym słabszy Tusk. A to dla nas cel najświętszy! Pognębić Tuska! Tym bardziej że Donek taki mało zdolny jest. Kwaśniewski, choć nawet nie magister, przy Tusku jest ostry jak brzytwa Oleksego. - Nawet chwiejący się na nogach Kwaśniewski jest bardziej realnym bytem społecznym i politycznym niż najbardziej trzeźwy i histerycznie rwący kartki papieru na oczach kamer Tusk - na jednym oddechu zawarczał spod okna Kurski, a premier spojrzał nań z niekłamanym uznaniem. - Ale co będzie potem? - zmartwił się na zapas Kamiński. - Potem będzie zupa z kompotem - zrymował po swojemu milczący dotąd jak inwalidzka kula Dorn. - Na koniec debaty podam nogę Kwaśniewskiemu - roześmiał się serdecznie premier, przywołując w pamięci swego ukochanego pryncypała Wałęsę. - Ale lewą, czy prawą? - domagał się konkretów sztabowiec. - Co ty, Bielan, taki anatom jesteś... Brat mi podpowiedział - zaczął Jarosław - żeby potraktować Kwaśniewskiego tak samo, jak on przyjął Tuska. Postawimy na stole flaszki z winem Monsignore. Brat z Tuskiem cztery wypili... - tu premier aż zamilkł na moment, dziwiąc się niespodziewanym możliwościom prezydenta. - My możemy postawić dziesięć, a wtedy zacznie Kwaśniewski tańczyć, śpiewać, chwiać. I wtedy go mamy... - Wasza wyso... - Bielan urwał skarcony złym błyskiem w oczach premiera. - Chcę zwrócić uwagę, że napity Kwaśniewski zaczyna mówić w różnych językach... Jak prorok, jeszcze zacznie uzdrawiać... To może być dla nas groźne. - Nie pękajcie, Bielan, nasz elektorat nie jest czuły na masońskie ekstrawagancje. Rydzyka uprzedźcie tylko, żeby ta jego Wolna Europa napięcie psychiczne wytrzymała. A Polak po polsku ma mówić. Po polsku ma myśleć, jak prawdziwy patriota, a nie jakiś brukselski kosmopolita. O czym to będziemy debatować? Premier wyraźnie pobudzony, rozejrzał się po kancelarii za posłanką Szczypińską. - Wodzu, wylosowaliśmy trzy tematy: sprawy zagraniczne, wewnętrzne i gospodarka - meldował z pamięci ambitny sztabowiec 1. - Eeee, same bzdety! Lepiej mogliście losować, sieroty! - skrzywił się z niesmakiem premier. - Gdzie są teczki, tajni agenci, bogacze? Prawda o nich naród obchodzi! I ja chcę taką prawdę ludziom objawiać. Dziś w debacie z Kwaśniewskim, jutro z Putinem, a pojutrze z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Bo do mnie należy przyszłość! Do mnie należy cały świat! - i patrzył wokół co nieco nieprzytomnie. Sztabowcy stali wyprężeni jak struny, jak jeden mąż wpatrzeni w naczelnego wodza. W powietrzu czuć było przeciąg historii. henryk.martenka@angora.com.pl