W ogrodzie przy ulicy Polanki bawiła się także stara, sprawdzona, prezydencka gwardia z Andrzejem Milczanowskim i Mieczysławem Wachowskim oraz dawni przyjaciele z opozycji: Bogdan Lis, Jerzy Borowczak i Krzysztof Pusz. Wśród gości byli także Jan Krzysztof Bielecki i Bronisław Geremek, wicemarszałek Senatu Maciej Płażyński, szef "Solidarności" Janusz Śniadek, biznesmen Zbigniew Niemczycki, aktorki Ewa Kasprzyk i Grażyna Wolszczak oraz dziennikarz Grzegorz Miecugow. I pomyśleć, że kiedyś tu często bywała Monika Olejnik - wzdychali starzy bywalcy. Chwilami w ogrodach bywało zabawnie. Jeden z restauratorów pytany o Kaczyńskich odpowiedział: "Ja załatwiałem indyki, a nie kaczory". Były lewicowy poseł opowiadał z kolei, jak to żona go przed wyjściem zapytała: "To dzisiaj tylko nasi tu będą?" Solenizant, który imieniny obchodził wspólnie z żoną Danutą, otrzymał w prezencie ulicę w szwedzkim Kalmarze, która będzie wkrótce nazwana jego imieniem. Lech Wałęsa, dowiedziawszy się o tym, mówił ze śmiechem: "Mam nadzieję, że tam nie będzie stał tylko jeden dom. Usłyszawszy od burmistrza Kalmaru, że będzie to bardzo długa ulica, powiedział tylko: No". Innym oryginalnym prezentem (od gdańskiej telewizji) była zastawka. Ta sama, która przysłoniła napis z nazwiskiem Wałęsy na gdańskim lotnisku podczas wywiadu Telewizji Polskiej z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Te imieniny już na wiele dni przed budziły spore emocje. A to za sprawą listy gości, jakich były prezydent zaprosił. Czego jak czego, ale fantazji i rozmachu nie można mu odmówić. Tym razem solenizant poszedł na całość, wysyłając zaproszenia m.in. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, marszałkowi Ludwikowi Dornowi, wicepremierom Giertychowi, Lepperowi i Gosiewskiemu, a także byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu (nieobecny usprawiedliwiony, bo za granicą). Wysłano też zaproszenia do Anny Walentynowicz i małżeństwa Gwiazdów oraz do ojca Tadeusza Rydzyka. Z tych wymienionych wyżej zaproszonych nikt nie przyjechał. I chyba mało kto się temu dziwił. Niektórzy mówili wprost, że to taki happening Wałęsy. Inni, że chce włożyć kij w mrowisko, chociaż sam solenizant zapowiadał, że chodzi mu tylko o pojednanie się z tymi osobami. - Najbardziej życzyłbym sobie zobaczyć Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę - mówił, czekając na gości. - Chciałem zobaczyć, czy Polacy potrafią, mimo tych różnic, wziąć za kielich, strzelić się i pogadać. Ja bym chciał, żeby u Wałęsy można było odetchnąć, powiedzieć sobie to i owo, popić, a potem można się znów brać za bary - tłumaczył. Twierdził, że nie jest rozczarowany tym, że bracia Kaczyńscy nie przyjęli zaproszenia. Tym razem nie dał się sprowokować dziennikarzom, którzy mu przytaczali słowa Lecha Kaczyńskiego, że zaproszenie go przez Wałęsę to wielka śmiałość i że z nim może się najwyżej spotkać na sali sądowej. Solenizant - pytany o obecnego prezydenta - ważył słowa i ostrożnie się wypowiadał. Za to Danuta Wałęsa stojąca obok męża nie wytrzymała i wypaliła: "Wielu chciało, żeby komuna wróciła. I wróciła, w innej formie, ale za sprawą państwa Kaczyńskich". Mimo tych nieobecności gospodarz był w doskonałym humorze.