Jak twierdzi psychologia, odruch bezwarunkowy, a z nimi mamy w Polsce do czynienia niemal bezustannie, występują wtedy, gdy nerwy powodują jakąś reakcję wcześniej, niż powiadomią o tym mózg. Przykład pierwszy: w gabinecie dyrektora Agencji Rynku Rolnego oddziału bydgoskiego dzwoni telefon, dyrektor odbiera, gnie się, przytakuje, po czym zapewnia o spełnieniu oczekiwań partyjnego przełożonego. Odruch dokładnie taki sam, jak w znanym eksperymencie doktora Pawłowa. Inny przykład, też z Bydgoszczy. Policyjny patrol zostaje powiadomiony, że przez miasto pędzi samochód z pijanym kierowcą. Patrol rzuca się w pościg, mimo że każdy wie, iż żaden goniony pijak nie posłucha, tylko przyspieszy i będzie uciekał. Też odruch. Tak się też dzieje, po czym dzieje się tragedia. Ale odruchem policyjnym zastępującym myślenie jest: Gonić! I jeszcze jeden przykład z wódką w tle. Pijany piłkarz z peruką na głowie zaczyna głupawą, zbędną dyskusję z interweniującymi policjantami. Do nie swojej akcji przystępuje odruchowo. Zaczyna się szamotanina, piłkarz dostaje po łbie. I tak ma szczęście, że pajacował przed polskim policjantem, a nie dajmy na to amerykańskim. Nasz potraktował go gazem, tamten jednym strzałem odesłałby futbolistę na wieczne boisko. Trzy różne sytuacje, które łączy jeden wspólny mianownik: odruch bezwarunkowy. Przypomnę: pojawia się wtedy, gdy człowiek reaguje, nie fatygując swego rozumu. Przypadek pierwszy to słynna już dziennikarska prowokacja TVN, której ofiarą (?) padł dyrektor bydgoskiego oddziału ARR. Zadzwoniono doń w imieniu ministra rolnictwa. - Wicie, rozumicie, syn naszego działacza szuka pracy, trzeba pomóc... - Nie ma problemu, już robotę u mnie ma - zapewnia - odruchowo! - swego mocodawcę dyrektor. Podręcznikowy przykład politycznego nepotyzmu. Nieprzypadkowo wiążący się z PSL, partią kojarzoną jako formacja skadrowana, gotowa za stanowiska funkcjonować w każdym układzie. Tej opinii nie zmieni już nic, bo jest sprawdzonym skutkiem kilkudziesięcioletniej obecności w życiu publicznym. Niepotrzebnie tylko, więc odruchowo, zrobił z siebie adwokata złej sprawy peeselowski poseł - nomen omen - Kłopotek, próbujący z nagannej praktyki swej partii uczynić cnotę. Wszak on sam - przekonywał w mediach - setki razy interweniował, pomagając załatwić robotę znajomym. Nie wszystkim zatem, bo trzeba założyć, że tylko znajomi znają numer telefonu posła Kłopotka. Najboleśniej wyśmiał swego towarzysza ludowy europoseł Wojciechowski, z zamiłowania wokalista biesiadny, który zaśpiewał w blogu: "Kto nie zna Kłopotka, ten jest sierotka..." (szczęśliwie się okazało, że skompromitowany dyrektor ARR charakteryzował się przyzwoitością i podał do dymisji. Młody jest jeszcze i w PSL był krótko...). Kontrowersyjny pościg policyjny po bydgoskich ulicach za pijanym kierowcą przeczy zawodowstwu i dobitnie dowodzi przewagi odruchów nad refleksją. Pamiętam usłyszaną kiedyś w TV wypowiedź policjantów z drogówki, którzy świadomie nie podjęli pościgu za piratem drogowym, chociaż nie zatrzymał się do kontroli, bo wiedzieli, że taka akcja może zagrozić innym ludziom na drodze. Brzmiało to sensownie. W Bydgoszczy, mieście, w którym PSL przez telefon załatwia wszystko, pościg za przestępcą, tu: pijanym kierowcą (potem okazało się, że to bandzior poszukiwany listem gończym, bez prawa jazdy), podjął patrol w sile: jeden radiowóz, jeden kogut, jeden policjant i jeden strażnik miejski. Wystarczający akurat, by przegonić z chodnika babcię sprzedającą nielegalnie grzyby. Nie zarządzono blokady, nie próbowano wyprowadzić niebezpiecznego przestępcy w miejsce, w którym nikogo nie skrzywdzi. Nie zatrzymano ruchu. Niczego nie przemyślano! W efekcie odruchowego, brawurowego i bezmyślnego pościgu zginęło dziecko. Trzeci przypadek wskazuje na sumowanie się odruchów. W nadmorskim kurorcie, późnym wieczorem, hałas i rejwach. Ktoś wzywa policję, ta przyjeżdża, ucisza zebranych. I naraz w tę scenę wcina się - zapewne odruchowo - znany piłkarz na wakacjach, nabuzowany fantazją, odwagą i promilami. Zaczepia gliniarza, bo w piłkarzu zawsze budzi się taki odruch, gdy widzi "pięknego kawalera". Gliniarzowi, bądź co bądź funkcjonariuszowi na służbie, nie podobają się odruchy gościa w peruce, więc odruchowo traktuje go pałką i sika gazem po oczach. Gliniarz nie wie, co piłkarz kombinuje (ten wykonuje niezrozumiale czynności, chcąc zdjąć perukę, co gdzie indziej skończyłoby się odstrzeleniem peruki razem z głową). Piłkarz płacze, bo gaz bardzo szczypie go w oczy i nie rozumie, dlaczego on, bożyszcze przedmieścia, leży pyskiem na glebie, a siedzą na nim jakieś krawężniki. Do akcji odruchowo włącza się po chwili inny piłkarz, ale wezwane policyjne posiłki odruchowo spuszczają manto herosom murawy i zabierają ich do ciupy. Konkluzja tej opowieści jest nadzwyczaj prosta, ale może być dla wielu dyrektorów, piłkarzy i policjantów wielce szokująca: Panowie, powstrzymajcie odruchy! Najpierw puknijcie się w głowy! Potem pomyślcie! henryk.martenka@angora.com.pl