Datę 15 lipca 1410 każdy ma wyrytą w pamięci. Nic dziwnego, skoro to jedna z największych bitew średniowiecza. Przed sześciuset laty prawie sześć godzin trwała walka pomiędzy 21 tys. Krzyżaków pod dowództwem Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena a 34 tysiącami wojów Władysława Jagiełły. Pamięć o tych wydarzeniach jest ciągle żywa, a grupa zapaleńców od 1998 roku organizuje jej inscenizację. Inscenizacja nie do końca udawana - Przygodę z Grunwaldem zacząłem w roku 1992 r. - mówi Jacek Szymański, który co roku wciela się w postać Władysława Jagiełły. - Wtedy to zjechało się kilka bractw, które na polach pamiętnej bitwy zorganizowały turniej. Po kilku latach zaczęliśmy zajmować się samą bitwą. W efekcie w 2005 r. zjechało 3200 pasjonatów, z czego w walce wzięło udział 1400. Wszyscy uczestnicy muszą być ubrani historycznie i bezpiecznie. - Ta ostatnia sprawa jest szczególnie ważna - podkreśla Artur Brzychcy, ataman Piaseczyńskiego Stowarzyszenia Rycerskiego "Eodem Tempore", dowódca chorągwi podolskiej na Grunwaldzie, namiestnik na Mazowsze kapituły Rycerstwa Polskiego. - Co prawda jest to inscenizacja, ale dotyczy ona tak naprawdę tylko tego, co dana chorągiew ma robić. Pojedynczych walk nikt nie ustawia. Przez co mamy do czynienia z ogromnymi dawkami adrenaliny, która wzmacnia i tak silne uderzenia miecza. - Za pierwszym razem, gdy walczyłem na Grunwaldzie - opowiada Konrad, który w tym roku bierze udział w bitwie po raz piąty - wróciłem z pola z pękniętym żebrem. Jednak sama walka sprawia mi tak wielką radość, że co roku staję w szranki. - Ja walczyłem 3 razy - dodaje Grzegorz Lasek, jeden z rycerzy "Eodem Tempore". - Najlepiej macha mi się tasakiem, ale lubię też miecze jednoręczne. Dzięki temu skraca się dystans. Adrenalina jest ogromna, ale trzeba mieć się pod kontrolą. W końcu chodzi o ludzkie zdrowie i życie. Szaleństwo nie jest wskazane. "Bogarodzica" chórem A właśnie na szaleństwo pozwala sprzęt, którym dysponują uczestnicy bitwy. Składa się on z hełmu, przyszywalnicy, którą zakłada się pod zbroję pytową albo kolczugę, ochraniaczy na ręce i nogi. Zapomnieć nie można o broni i tarczy. Kompletny rynsztunek kosztuje około 3-4 tys. zł. W efekcie człowiek waży blisko 30 kg więcej i jest dosłownie uzbrojony po zęby. - Do noszenia zbroi trzeba być odpowiednio przygotowanym - przekonuje Grzegorz Lasek. - Ja trenuję przynajmniej raz w tygodniu w pełnej zbroi. Dzięki temu łatwiej się poruszam i potrafię wytrzymać około 4 godzin w 30-stopniowym upale. Mimo środków ostrożności szał bitewny zbiera swe żniwo. Co roku są przypadki różnych ran, złamań. Nie odstrasza to jednak rzeszy chętnych do uczestnictwa w bitwie. - Dla mnie ta inscenizacja to machina czasu, dzięki której odwiedzam średniowiecze - twierdzi Grzegorz. - Nie może być inaczej - kwituje Artur. - Kiedy 700 mężczyzn w pełnej zbroi chórem śpiewa "Bogarodzicę", a potem z całym impetem naciera na przeciwnika, mamy wrażenie, jakbyśmy w kapsule czasu cofnęli się o tych sześć wieków.