Putin największym beneficjentem Po tragicznych wydarzeniach w Paryżu bardzo szybko wyszło na jaw, że zepchnięcie Rosji do narożnika jest działaniem obliczonym na krótką metę, a największym beneficjentem ponownie okazał się - tymczasowo i tylko pozornie odsunięty na boczny tor - Władimir Putin. Sprytnie wykorzystując sytuację w Syrii, nie tylko wrócił do stołu, ale zajął krzesło głównego rozgrywającego. Czy zatem sparaliżowana strachem przed dżihadystami Europa "odpuści" Putinowi zbrojny najazd na Ukrainę? Doktor Stanisław *Gregorowicz przestrzega, że stosowana wobec Rosji polityka ustępstw może zapędzić Zachód w ślepy zaułek. - Najgorszą metodą, jaką można zastosować wobec Moskwy jest appeasement. Niestety, jego przejawy mogliśmy zaobserwować w momencie, gdy rozpoczęła się bezpośrednia i otwarta agresja Rosji wymierzona przeciwko Ukrainie. Podjęto wówczas działania hamujące, ale one okazały się niewystarczające - argumentuje. Grzech Europy - zaniedbanie "Przymykanie oczu" i uleganie urokowi Moskwy zaczęło się jednak znacznie wcześniej. - Przez minione dwa dziesięciolecia Zachód przyglądał się polityce Rosji z daleko idącą wyrozumiałością i tolerancją dla wszystkich przemian, które dawałyby choćby odrobinę nadziei na transformację z zagrażającej światu totalitarnej machiny w mniej lub bardziej demokratyczne państwo obywatelskie. Oczywiście, z uwzględnieniem rosyjskiej specyfiki, ale z demokratycznie wybieraną władzą i nastawioną na zaspokojenie potrzeb obywateli i zapewnienie dalszego rozwoju gospodarką - wskazuje ekspert. Brawurowa gra jednego aktora Mit przez pewien czas udawało się podtrzymywać, między innymi dzięki wybornej grze obserwowanej w teatrze jednego aktora, jakim stał się Kreml. - Jeszcze w czasach "pomarańczowej rewolucji" Władimir Putin starał się przedstawiać Rosję jako wolne państwo, a siebie jako zwolennika daleko idących gospodarczych reform, wolnego rynku oraz demokratycznych metod rządzenia - punktuje dyplomata. W potrzasku propagandy Na lansowanym przez Kreml idealnym wizerunku jego gospodarza szybko pojawiły się pęknięcia, a naznaczone sowiecką symboliką decyzje wprost dezawuowały kłamliwą grę. - Kiedy wróciłem do Moskwy w 2003 roku, byłem świadkiem uroczystości zorganizowanych z okazji 50. rocznicy śmierci Józefa Stalina. Rozkręcono wówczas wielką kampanię propagandową i przedstawiono Stalina w roli największego polityka w dziejach związku sowieckiego, co w zestawieniu z jego zbrodniami popełnionymi na przedstawicielach opozycji było bardzo niesmaczne - recenzuje ekspert. Gigantyczna centralizacja władzy Wątpliwości co do prawdziwych zamiarów Władimira Putina, który skupił w swoich rękach pełnię władzy, przybywało w błyskawicznym tempie. - Najbardziej symptomatyczna okazała się sprawa aresztowania Michaiła Chodorkowskiego, która pokazywała zupełnie inny kierunek niż ten, który wyznaczył Władimir Putin. On sam właśnie w tym czasie zaczął się rozglądać za jakąś ideologią, która zaznaczyłaby jego wyjątkową pozycję. Pierwsza, na jaką się natknął, był związek sowiecki - argumentuje dr Gregorowicz. Kolejną cezurą okazał się rok 2006. W październiku znaleziono w windzie ciało niezależnej dziennikarki Anny Politkowskiej, a miesiąc później radioaktywnym polonem został otruty były funkcjonariusz KGB i FSB Aleksander Litwinienko. Obydwa morderstwa, które opinia światowa ostatecznie przypisała Kremlowi, wywołały powszechne oburzenie, a potem niesmak. - Zjawisk tego typu nie można lekceważyć. One mają bardzo istotne znaczenie i bezpośrednio wpływają na kształt polityki rosyjskiej, która moim zdaniem zmierza w bardzo złym kierunku - tworzenia państwa autorytarnego; wyposażonego w absolutną władzę - ostrzega ekspert. Pogwałcone zasady i zbrojna napaść Ostanie półtora roku zweryfikowały wszystkie pokładane w Rosji nadzieje oraz przyjęte przez wiele państw zachodnich - w tym przede wszystkim Niemcy, które w obecności Władimira Putina na Kremlu widziały głównie czynnik stabilizujący - założenia. - Działania wojskowe Moskwy wobec Kijowa, a przede wszystkim jawne zlekceważenie przyjętych na forum międzynarodowym zobowiązań gwarancyjnych, dokonanie zbrojnej napaści na terytorium Ukrainy, anektowanie jej integralnej części, czyli Krymu oraz otwarte wspieranie separatystów, postawiło na nowo wszystkie zasadnicze pytania dotyczące celów polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej jak i metod jej realizacji - wylicza dyplomata. Lokalna operacja czy sen o wielkim ZSRR? Czy mamy do czynienia z przyjętym przez Rosję szerokim planem uzyskania przy pomocy wszelkich dostępnych, w tym zbrojnych, środków, strefy wpływów w Europie nawiązującym do stanu posiadania Związku Sowieckiego, czy też z lokalną operacją w ramach tak zwanego planu reintegracji obszarów dawnego ZSRR, który w latach 90. został ponownie przywołany przez Władimira Putina ? Radykalizacja metod działania - Wiele przesłanek wskazuje na to, że w polityce zagranicznej Rosji w następstwie widocznych od dłuższego czasu czynników zewnętrznych, jak również tych wewnętrznych znamionujących nadciąganie kryzysu strukturalnego, zachodzi wysoko niepokojąca przemiana w kierunku radykalizacji stosowanych metod działania dla osiągnięcia stawianych sobie celów zarówno z powodów spektakularnych, jak i być może strategicznych - dowodzi ekspert. Skalkulowana na zimno strategia sprawia, że w grę nie wchodzi żaden przypadek. - Polityka Rosji nie posiada żadnych znamion szaleństwa. Jest dokładnie zaplanowana, dlatego należy absolutnie wykluczyć możliwość spontanicznych działań. W sytuacjach dla siebie niedogodnych stosuje kontrowersyjną metodę wywoływania incydentów i pilnego obserwowania reakcji przedmiotu swoich działań. Jeśli pojawi się przerażenie - idzie naprzód, w przypadku jakiegoś oporu - wyczekuje i zachowuje się tak, jakby nic się nie stało - dodaje. Receptą - jak przekonuje ekspert - jest konsolidacja, zdecydowanie i asertywność w decyzjach podmiotów przeciwdziałających polityce agresora. Brutalna rzeczywistość Odważnych ruchów ze strony Zachodu na horyzoncie jednak jak na razie nie widać, co tylko zwiększa ryzyko najgorszego scenariusza. - Moskwa w ostatnim czasie tak daleko odsunęła się od Europy i Ameryki, że powrót na poprzednią drogę, czyli w miarę rozsądnego współżycia i współpracy z demokracjami zachodnimi oraz powołanymi przez nie organizacjami - w tym NATO - stał się bardzo mało prawdopodobny - puentuje ekspert. *** *W Krakowskiej Wyższej Szkole Europejskiej odbyła się Konferencja "Polska-Niemcy-Rosja-NATO. Czy Polska jest stracona dla Zachodu?". Dr Stanisław Gregorowicz - adiunkt w Polskiej Akademii Nauk, długoletni dyplomata RP w Moskwie był na niej jednym z panelistów.