W zamyśle Brukseli zawieszenie członkostwa Grecji w Schengen miałoby być swojego rodzaju karą za brak współpracy w sprawie uchodźców i gdyby doszło do skutku stanowiłoby pierwszy taki przypadek w historii. Co ciekawe, z punktu widzenia prawa, scenariusz zakładający wyrzucenie Aten poza nawias jest realny. Kodeks Schengen przewiduje opcję przywrócenia kontroli wewnętrznych wobec jakiegoś kraju, jeżeli ten nie radzi sobie z ochroną własnych granic, co stanowi bezpośrednie zagrożenie dla pozostałych członków strefy. Komisja Europejska otwarcie zarzuca Grecji, że w obliczu narastającego kryzysu migracyjnego nie wywiązała się ze złożonych zobowiązań. Lista grzechów - Podstawą zawieszenia mógłby być fakt, że Grecja miała problem ze zorganizowaniem u siebie tak zwanych hot-spotów, czyli miejsc, w których powinni być sprawdzani przybywający na wyspy uciekinierzy, głównie z Syrii. Zatem de facto nie wprowadziła pewnych mechanizmów, których wymaga strefa Schengen - wyjaśnia w rozmowie z Interią dr Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Na liście grzechów Aten pojawia się także niewykorzystanie wsparcia ze strony oddziałów szybkiej interwencji (tzw. RABIT). Zasłaniając się "naruszeniem własnej suwerenności", zrezygnowała z kontroli na swoich granicach, tymczasem w obliczu narastającego napływu uchodźców, kompletnie z ich zabezpieczeniem sobie nie radzi. - Grecja nie jest jedynym krajem, który tego nie zrobił, ale z drugiej strony wprowadzono jasne wytyczne. Ich celem miało być ograniczenie fali uchodźców. Przykładowo Włochy skorzystały z pomocy RABIT, a zatem z tej perspektywy Ateny mogłyby zostać ukarane. Pojawia się tylko pytanie o sens takich działań - wskazuje ekspertka. Kozioł ofiarny i dziecko do bicia Grecy mogli zakładać, że uchodźcy potraktują ich kraj jako przystanek i będą uciekać dalej, przede wszystkim do Niemiec. W ocenie naszej rozmówczyni rezygnację z narzuconych rozwiązań należy wiązać bardziej z powstałym w Atenach bałaganem i chęcią zaoszczędzenia konkretnych środków, które jak wiadomo nie są małe. - Ale dążenie do tego, żeby nie wdrażać postanowień z Schengen, nie jest w ich interesie - precyzuje. Z tej perspektywy można domniemywać, że Grecja stała się swojego rodzaju kozłem ofiarnym. - Gdyby takie rozwiązanie doszło do skutku, byłaby to swojego rodzaju zemsta na Atenach za ich niesubordynację wobec Unii Europejskiej - wyjaśnia dr Renata Mieńkowska-Norkiene. - Pewnie kraje, które rozważają takie rozwiązanie, dostrzegają nieudolność Grecji. W związku z tym zawieszenie w prawach członka Schengen skończy się na tym, że pojawi się silniejsza ochrona na granicach z Grecją, ale nie na wewnętrznych, bo to już jest prawdopodobnie nie do uratowania - dodaje. Kryzys przybrał rozmiary trudne do określenia W ocenie ekspertki, wszystkie coraz chętniej wysuwane pomysły ograniczenia strefy Schengen są przede wszystkim wyraźnym sygnałem, że z Unią Europejską dzieje się coś niedobrego, a powstały kryzys przybrał rozmiary trudne do określenia. Każdy medal ma jednak dwie strony i na sprawę należy patrzeć znacznie szerzej. - Bezpieczeństwo jest rzeczywiście bardzo ważne. Kluczową sprawą w ramach tego, co w Schengen można zrobić, jest przeniesienie jak największej ilości środków na uszczelnienie zewnętrznych granic. Jeśli Grecja, pomimo że ma taką możliwość albo tego nie robi, albo nie daje sobie z tym rady, zwiększa zagrożenie - argumentuje. - Wiadomo, że Schengen to układ polityczny i pozostali członkowie będą starali się chronić swoje granice. Z tego punktu widzenia są to zatem jakieś próby podejmowania konstruktywnych działań. Obecnie na inne kroki nie ma już ani miejsca, ani czasu - dodaje. Dwulicowość Niemiec i gra Merkel Nie zmienia to jednak faktu, że naciśnięcie na Grecję, będzie niesprawiedliwe. - Pamiętajmy, co Niemcy robiły na początku, a jak zachowują się teraz. Widać, że Angela Merkel zmieniła front i czuje coraz większą presję polityczną we własnym kraju. Pojawiły się nawet pomysły, żeby ustąpiła ze stanowiska. W tym kontekście Grecja mogłaby się stać czymś w rodzaju kozła ofiarnego i kraju, na którego zrzuca się odpowiedzialność - punktuje ekspertka. Nie oznacza to wcale, że innym graczom grzechy ciężkie się nie zdarzały. Grecja jednak drzwi do oskarżeń sama otworzyła. - Bardzo łatwo winić ją za wszystko, bo poniekąd sama się o to prosi, wywołując całą serię poważnych kłopotów. Nie sądzę jednak, żeby akurat zawieszanie jej w prawach członkach Schengen było dobrym rozwiązaniem - wylicza nasza rozmówczyni. - Myślę, że to byłoby zwykłe zrzucenie odpowiedzialności na Grecję, która co prawda narobiła bałaganu, nie wykorzystała w wystarczający sposób sił RABIT i nie poświęciła wystarczających środków na ochronę granic, ale w większym stopniu trzeba złożyć to na karb nieudolności niż politycznego i celowego działania - dodaje. Absurdalne założenia Tym sposobem gorączkowe próby ratowania Schengen niebezpiecznie uchyliły furtkę. Stworzyły możliwości do wykluczania kolejnych członków, a nawet wygaszenia całej strefy i nierzadko ocierają się o absurd. - Założenia wysuwanego przez Holandię projektu czyli stworzenia tak zwanej "małej Schengen" są niedorzeczne. Nie byłoby w niej przykładowo Grecji, Hiszpanii, Włoch oraz krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ale już dla Belgii, kolebki wielu ataków terrorystycznych, miejsce by się znalazło - ocenia ekspertka. - Jasne, możemy nie wpuszczać migrantów, ale to wcale nie oznacza, że będziemy bardziej bezpieczni. Przecież Schengen to strefa, w której ma obowiązywać swoboda i to nie tylko ta dotycząca przepływu osób, ale i towarów. Rezygnacja z niej może doprowadzić do bardzo trudnych do zniesienia skutków. Istnieje ryzyko, że na granicach znowu pojawią się gigantyczne kolejki tirów i nie będzie możliwości bardzo szybkiego przewozu towarów. Zwróćmy uwagę, że teraz też są kontrole, ale one są rozsiane wewnątrz poszczególnych krajów, co jest dowodem na to, że siła prewencyjna Schengen działa - dodaje. Doszło jednak do wyraźnego zaniechania. Członkowie strefy Schengen powinni od dawna działać w sposób, jaki został wskazany w samym akcie jej powstania i zastosować bardziej restrykcyjne środki wobec tych, którzy próbują się do Unii Europejskiej dostać, a nie mają unijnego obywatelstwa. - Zasadnicza odpowiedzialność za wwiezienie osób, które nie mają obywatelstwa Schengen albo nie posiadają ważnych dokumentów, spoczywa na przewoźnikach, zatem UE powinna już od bardzo dawna walczyć z tymi, którzy imigrantów przez granicę szmuglują i tworzą zorganizowane grupy przestępcze. Tego brakuje i zamiast się wdawać w polityczne utarczki, Unia Europejska powinna od dawna w większym stopniu nad tym pracować. Niestety, to się nie udało - wylicza nasza rozmówczyni. Zmierzch Schengen? Najgorszy scenariusz możliwy Na przyszłość ekspertka kreśli czarne scenariusze. - Moim zdaniem ograniczenie Schengen jest ogromnym nieporozumieniem. Może się jednak okazać, że w zaistniałej sytuacji, to jest jedyne rozwiązanie. Zwłaszcza, jeśli nie będzie odpowiedniej mobilizacji sił, środków oraz woli politycznej, żeby spróbować wspólnie tej strefy pilnować i zaprowadzić porządek na jej zewnętrznych granicach. Zróżnicowane interesy poszczególnych państw pokazują, że to wcale nie jest takie oczywiste i niekoniecznie musi dojść do konsensusu w tej kwestii - puentuje.