Arabia Saudyjska będzie miała niebawem liczący 965 kilometrów mur na granicy z Irakiem. Poza tym ma już mur o długości 1,7 km, oddzielający ją od Jemenu. Kolejnym państwem odgradzającym się w ten sposób od sąsiadów jest Turcja, która od 2013 roku wznosi wysoką ścianę na granicy z Syrią. Cel: odciąć się od prawdopodobnych terrorystów - czytamy w artykule Iana Bremmera. Swój "płot" ma również będąca członkiem Unii Europejskiej Bułgaria. Wysokie ogrodzenie z zasiekami i czujnikami ruchu wzniesiono na granicy z Turcją. Premier Węgier Viktor Orban również dąży do wzniesienia muru, który zatrzymałby napływ imigrantów z Serbii. Tunezja wznosi podobne "fortyfikacje", by odciąć się od Libii. "Mury są archetypowym, szybkim rozwiązaniem problemu" - zauważa Bremmer. Ostre, stanowcze zaznaczenie granicy uspokaja społeczeństwo. To jasny podział: oni i my. Dlaczego dziś nam się wydaje, że powrót do średniowiecza jest jedynym słusznym rozwiązaniem? "Time" przypomina, że wzniesienie muru na Zachodnim Brzegu wpłynęło na zmniejszenie liczby samobójczych ataków. To zachęciło inne państwa do inwestowania w zaznaczanie granic. Kwestia Izraela powinna być jednak traktowana jako wyjątek od reguły, a nie reguła - podkreśla Bremmer. Mury są bardzo kosztowną inwestycją. Chodzi nie tylko o budowę, ale również o utrzymanie. I nie zniechęcają imigrantów, którzy - by dostać się do danego kraju - po prostu decydują się na pokonanie morderczych tras. Poza tym tego typu ogrodzenia mają negatywny wpływ na handel zagraniczny, a przede wszystkim na reputację kraju. I - co najważniejsze - nie zahamują terroryzmu. EKM Zobacz też: Turcja wznosi mur. Nie chce uchodźców i ISIS