Mateusz Lubiński, INTERIA.PL: - Dlaczego zdecydował się pan przyjąć propozycję, by zostać kandydatem na premiera w ramach planowanego przez PiS na listopad zgłoszeniu wniosku o konstruktywne wotum nieufności dla rządu? Prof. Piotr Gliński, kandydat PiS na premiera: - Długo się zastanawiałem, ale ostatecznie zadecydowała diagnoza obecnego stanu rzeczy, która jest bardzo krytyczna. Nie widzę szans, żeby Polska rządzona przez pana premiera Donalda Tuska przygotowała się do stawienia czoła nadchodzącemu kryzysowi i uważam, że obecna polityka rządu nie jest polityką rozwojową. Michał Kamiński z PJN w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" powiedział, ze PiS na kandydata szukał jelenia. Wielu komentatorów uważa, że jest pan niepoważnym kandydatem, bo nie ma szans na to, aby wniosek uzyskał wymaganą większość. Jakby pan to skomentował? - Wydaje mi się, że jak na niespełna trzy tygodnie obecności na scenie politycznej, już udało mi się postawić kilka ważnych pytań w debacie o przyszłości naszego kraju. Czy jestem poważnym kandydatem porozmawiamy za jakiś czas. Szkoda, że zamiast dyskusji merytorycznej, padają argumenty skierowane do mojej osoby. To obniża poziom kultury politycznej w Polsce. - Szkoda, że tak wiele osób nie chce zrozumieć, że aktywna działalność opozycji jest podstawą funkcjonowania każdej demokracji. I moja misja po prostu wpisuje się w tę podstawową zasadę demokracji i wolności w życiu publicznym, gwarantowaną konstytucyjnie. Wypowiedzi pana Kamińskiego nie będę komentował. Jeszcze kilka tygodni temu, gdy pod hasłem zmiany premiera i poparcia dla TV Trwam przeszedł przez Warszawę marsz "Obudź się Polsko!", projekt zgłoszenia konstruktywnego wotum nieufności dla rządu wyglądał trochę bardziej realistycznie niż teraz, po tym, jak premier Tusk poprosił o wotum zaufania i je dostał. Jak pan uważa? - To prawda, że dynamika działań politycznych uległa nieco zmianie. Ten manewr Donalda Tuska to swoista ucieczka do przodu. Niestety dla Polski, bardzo źle przygotowana. Proszę uważnie przeczytać wystąpienie pana premiera, to zrozumie pan, że to co jest w nim zawarte w żaden sposób nie przygotowuje Polski na kryzys, na najbliższy rok, a bezrobocie już rośnie od liku miesięcy. Rząd powinien się przygotowywać do niezbędnych reform od dawna. Zamiast tego mamy do czynienia z kolejną zagrywkę piarowską. - Premier wymienił wiele liczb, które na ogół nie miały większego sensu, i kilka bardziej konkretnych propozycji, które zaspokajają najprostsze postulaty socjalne, postulaty pracodawców i wreszcie postulaty koalicjanta, dzięki czemu scementował koalicję na głosowanie. Była to sprawna technicznie operacja. Ale szkoda Polski. Czyli pan ocenia, że te pomysły z "drugiego expose" nie mają sensu? - W większości premier wymienił inwestycje (w energetyce, w wojsku czy policji), które i tak muszą być zrealizowane, od dawna są zaplanowane, żebyśmy nie znaleźli się na dnie cywilizacyjnym . Mało tego, niektóre z tych "nowych" propozycji odnoszą się do inwestycji, które już są realizowane i nie wiadomo, kiedy będą skończone (np. w transporcie). To jest pomieszanie najróżniejszych poziomów, jeśli chodzi o charakter podawanych sum, okresy budżetowe i horyzont czasowy. Było to bardzo niestaranne i wprowadzające w błąd opinię publiczną wystąpienie. Np. jakie " inwestycje polskie" na 40 mld, to jest lewarowanie na taką sumę a więc zaciągnięcie kredytów, które trzeba będzie spłacać; co to za rewelacja, że komendy policyjne mają być remontowane przez trzy lata za 1 mld PLN, skoro w latach 2007-2009 wydano na ten cel 1,3 mld PLN itd., itp. - Sposób uprawniania polityki przez pana premiera Donalda Tuska to jest polityka propagandowa. W tej chwili rząd się zmobilizował i poszczególni ministrowie opowiadają, co będą realizowali, inwestowali. Ale to nie jest żadna nowa polityka antykryzysowa. 5 lat faktycznie już rządzą a wiele spraw jest wciąż nierozwiązanych, i nie ma nadziei, żeby te sprawy były rozwiązane. Sytuacja służby zdrowia to piramida nonsensu, polska szkoła leży, cyfryzacji wciąż nie ma, mimo wielokrotnych zapowiedzi, inwestycje, które miały być skończone przed Euro, nie zostały do dziś zakończona, zmarnowano przy tym miliardy złotych. Jak pan myśli wobec tego, dlaczego Polacy zaufali Tuskowi na drugą kadencję? - Dlatego, że my mamy niedojrzała demokrację, uczymy się demokracji, naród dopiero uczy się wyciągać wnioski. Ponad 50 proc. Polaków jest biernych politycznie, parę milionów ludzi wyjechało z kraju, a z drugiej strony rząd sprawnie operuje mediami w Polsce i ma pełne ich wsparcie. A przede wszystkim rząd ma poparcie wśród rozmaitych nieformalnych grup interesu; część z nich obecny rząd sam stworzył i wciąż je wspiera. Nie ma w tym winy opozycji? - Na pewno najsilniejsza opozycja, czyli PiS, popełniała błędy. Prawo i Sprawiedliwość wykazywało niedostateczną konsekwencję w pracy medialno-merytorycznej, która została ostatnio poprawiona i obecnie uwidacznia się wreszcie merytoryczna siła tej partii: debaty, prezentacja konkretnych projektów ustaw itp.. Częścią tej pracy, jak rozumiem, jest wniosek o wotum nieufności dla rządu. Arytmetyka jest taka, że potrzebują państwo wszystkich głosów opozycji i jeszcze 4 głosów posłów koalicji. Czasu zostało mało do listopada. Jak pan ocenia szanse, że ten projekt PiS-u się uda? - To będzie zależało od dynamiki wydarzeń politycznych, od dojrzałości polskiego parlamentu. Ja uważam, że mam dostateczne argumenty, żeby przedstawiać tę alternatywną dla rządu propozycję, jaką jest projekt rządu technicznego. Nie oceniam w tej chwili szans na sukces, tylko pracuję ciężko, żeby zebrać tę wymaganą większość. Tusk w stanie na dzień dzisiejszy ma większość sejmową, kogo pan ma za sobą? Lud smoleński, który poszedł wraz ze związkiem zawodowym "Solidarność" w marszu "Obudź się Polsko!" odpowiadając na apel o. Rydzyka? - Idea rządu technicznego ma za sobą w tej chwili większe poparcie wyborców, niż rząd Donalda Tuska: jak wynika z badań TNS OBOP, taki rząd pod moim kierownictwem popiera 43 proc., a rząd Donalda Tuska 32 proc. Obecny premier ma wprawdzie poparcie polityków - posłów w Sejmie, lecz stracił poparcie Polaków: przeważająca większość ocenia ten rząd negatywnie, co potwierdzają liczne badania. - Masowe manifestacje są wyrazem opinii tej większości, rozczarowanej faktem że rząd nie rozwiązuje ważnych dla kraju problemów. - Natomiast "lud smoleński" to pejoratywne określenie z obszaru mowy nienawiści, a takiego języka wolałbym unikać. Ludzie, którzy nie akceptują sposobu wyjaśniania katastrofy smoleńskiej to w moim odczuciu świadomi obywatele, którym należy się szacunek za ich postawę. Zostanie pan kandydatem PiS- u na dłużej niż do listopada? Czy projekt premier Piotr Gliński umrze wraz z wnioskiem o wotum nieufności? - Jak już mówiłem sytuacja jest dynamiczna i trzeba ją cały czas na bieżąco trzeźwo oceniać. Podjąłem się tego zadania z pełnym przekonaniem. Drugie expose Premiera dodatkowo potwierdziło, że rząd nie ma wizji a jego pomysły na czas kryzysu są chaotyczne. A czy taki wariant, że będzie pan kandydował z list PiS-u w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego, wchodzi w grę? - To jest najmniej prawdopodobny wariant. Mogę zostać w polityce, mogę wrócić do pracy naukowej. Obecnie jednak koncentruję się na zadaniu wskazania alternatywy dla rządu pana premiera Donalda Tuska.