blipującym miejscem w Polsce jest krakowski Rynek, fot. A. Kaczmarz/Dziennik Polski" align="center" enlarge="0" />Choć ostatnio obecność polityków w nowoczesnych mediach wydaje się najbardziej widoczna, aktywnie na tym polu działa też Kraków, którego promocji - o zasięgu ponadlokalnym - trudno nie zauważyć. - Pomysł pojawił się w zeszłym roku - mówi Paweł Krawczyk z Biura Prasowego Urzędu Miasta Krakowa. - Początkowo był to profil na Facebooku i równocześnie na Blipie - dodaje. Blip to serwis mikroblogowy, nazywany polskim odpowiednikiem Twittera - a więc witryna, na której użytkownicy zamieszczają swoje wypowiedzi jak na internetowym blogu, ale ograniczone do 160 znaków. Mikroblogi poszczególnych internautów połączone są w system, który pozwala obserwować wypowiedzi innych na interesujące nas tematy albo wszystkie wypowiedzi konkretnych osób. Rodzimy Blip liczy sobie obecnie ponad 120 tysięcy aktywnych mikroblogerów. Amerykański pierwowzór - Twitter - święci za oceanem sukcesy, a ilość jego użytkowników przekroczyła 100 milionów osób na całym świecie. Pierwsze ćwierkające miejsce - Strona Krakowa nie była wystarczająco dynamiczna, dlatego chcieliśmy mieć sposób na bezpośrednią komunikację. Trochę bardziej ośmieliliśmy się, gdy zaistnieliśmy jako Krakowski Rynek. Zaczęliśmy pisać w pierwszej osobie, jak zwykły użytkownik - Olga Solarz, także z biura prasowego, mówi o drugim koncie Magistratu na Blipie. Obecnie wypowiedzi krakowskiego Rynku obserwuje ponad 250 internautów, a stronę na Facebooku - przeszło półtora tysiąca. - Pomysł wzorował się na znanym profilu londyńskiego Tower Bridge na Twitterze - dodaje Paweł Krawczyk. Ów profil to swoista personifikacja najbardziej znanego mostu na Tamizie, który wysyła jedynie komunikaty o swojej aktywności w prawdziwym świecie. Obserwujący go (ma swój odpowiednik także na Blipie) mogą przeczytać na przykład "Otwieram się przed SB Cabby [nazwa statku - red.] płynącym w dół Tamizy", aby po około dziesięciu minutach otrzymać wiadomość "Zamykam się za SB Cabby płynącym w dół Tamizy". Profil krakowskiego Rynku dostarcza szerszych informacji: serwuje obserwującym go na Blipie i Twitterze informacje o życiu Krakowa w swobodniejszej formie, niż ma to miejsce na oficjalnych portalach internetowych, a także codziennie zamieszcza nagranie hejnału z Wieży Mariackiej. - Po konsultacjach z administracją Blipa doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jeśli wiadomości będzie wysyłał Rynek Główny. Jako "gadające miejsce" byliśmy pierwsi w Polsce - cieszy się Krawczyk. - Myśleliśmy o wieży ratuszowej lub Kościele Mariackim. Wybraliśmy jednak Rynek i dopiero się rozkręcamy - dodaje, wspominając wiadomość, którą zamieścił w imieniu krakowskiego Rynku wkrótce po pogrzebie pary prezydenckiej: "Jeszcze odpoczywam. Ciężko wrócić do normalności. Swoją drogą, zastanawiam się, ile może ważyć 50 tysięczny tłum...". Przy okazji rozpoczęcia juwenaliów, zamieszczając zdjęcie licznie zgromadzonych pod wieżą ratuszową studentów, Rynek żalił się: "Z gumy nie jestem!". Z innej okazji zachęcał jednak do wizyty: "podczas nadchodzącej nocy muzeów otwieram swoje wnętrzności dla Was". Kobiecą wrażliwość opiekunki profilu na piękno widać z kolei w opisie na Facebooku: "Jestem kwadratem o wymiarach 200 x 200 m, podobno najpiękniejszym w Europie". Jak równy z równym - Nie jest to główna działalność marketingowa Krakowa, ale raczej nasza inicjatywa oddolna; profile aktualizujemy zazwyczaj po godzinach i w weekendy - mówią pracownicy magistratu. - Chętnie odpowiadamy na proste pytania internautów. Naszym założeniem było właśnie ułatwienie kontaktu i promocja ciekawych wydarzeń w mieście - dodają. A internauci doceniają, kiedy widzą, że pracownicy biura prasowego zabierają się do tego z pasją. Jednym z podstawowych powodów furory, jaką robią serwisy społecznościowe, jest możliwość bezpośredniej komunikacji. Kiedy ma się do dyspozycji 160 czy nawet 140 znaków, nie rozpoczyna się pytania od zwrotów grzecznościowych, zwykle stosowanych w korespondencji z miejskimi urzędnikami, tylko od razu przechodzi do meritum. Znajomości z Rynkiem nie trzeba zresztą zawierać nieśmiało - każdy krakowianin zna go osobiście, więc od razu może zwracać się jak do wieloletniego przyjaciela. Z kolei profil ^Krakow we współpracy z Magistratem prowadzi Krakowskie Biuro Festiwalowe, które było inicjatorem jego powstania. Obserwuje go przeszło pół tysiąca osób. Kraków ma fanów na całym świecie - Obecni jesteśmy na Facebooku, Lastfm, Youtube, Goldenline i Blipie. Tam każda z organizowanych przez nas imprez kulturalnych ma swój profil, a niektóre z nich w ciągu roku zdobyły 2,5 tysiąca czy nawet ponad 3 tysiące fanów - mówi Izabela Helbin, zastępca dyrektora ds. marketingu Krakowskiego Biura Festiwalowego. Interesujące jest to, że najwięcej fanów mamy spoza Krakowa. To ludzie z całej Polski i z zagranicy. Naszymi znajomymi są Europejczycy jak również mieszkańcy np. Izraela i Japonii. Prowadzimy z nimi dialog: oprócz konkursów z nagrodami, przed samymi Wiankami udostępnimy grę, w której użytkownicy będą mogli pleść wirtualne wianki i wklejać swoje zdjęcia - dodaje. Choć za wszystkie dziewiętnaście profili odpowiada jedna osoba, o prężnym ich rozwoju każdy może przekonać się samodzielnie, klikając przycisk "Lubię to". - Target naszych profili jest uzależniony od targetu danej imprezy, której profil dotyczy - dodaje Helbin. Potwierdzają to odpowiedzialni za profil krakowskiego Rynku: "Nasze działania kierujemy do ludzi w wieku 20-35 lat, którzy są dobrym odbiorcą: chodzą na koncerty, a do miasta przyjeżdżają nie tylko po to, aby wypić hektolitry piwa". Prezydent o sobie i o Krakowie W najważniejszych portalach społecznościowych swoją obecność wyraźnie zaznacza także prezydent miasta, prof. Jacek Majchrowski (należałoby napisać: ^Majchrowski, bo tak podpisują się użytkownicy Blipa), który ponoć wszystkie informacje publikuje w wolnym czasie sam. Choć na przyjęcie do grona znajomych na Facebooku trzeba przez to czekać czasem kilka dni, obserwując wypowiedzi prezydenta można poznać nie tylko informacje o ciekawych wydarzeniach, ale także krótkie notki o ważnych dla niego służbowych spotkaniach. Ostatnio chwalił się na przykład podpisaniem listu intencyjnego ze znanymi tenisistkami, siostrami Radwańskimi, swoją mikroblogową wypowiedź okraszając fotografią z tego wydarzenia. Przełom w myśleniu o informacji Serwisy mikroblogowe znajdują szczególne zastosowanie w chwilach, kiedy potrzebna jest szybka informacja z pierwszej ręki. W ostatnich dniach, kiedy cały Kraków żył pod presją zagrożenia powodziowego, mikroblogi rozgrzewały się do czerwoności. Krakowianie informowali się wzajemnie o zalanych ulicach i prosili o pomoc, a mieszkańcy innych miast zapewniali tą drogą o solidarności. Dokładne zdjęcia stanu wałów Wisły w różnych rejonach Małopolski często wyprzedzały ogólnikowe informacje, podawane w lokalnych rozgłośniach radiowych. W akcję zaangażowały się oficjalne profile: ^Krakow i ^Majchrowski uzupełniali się wzajemnie, udzielając wskazówek dotyczących zmian w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej i organizacji objazdów w związku z zamknięciem ważnego mostu. Ktoś inny stworzył specjalny profil, w którym agregował komunikaty z mediów i informacje od innych użytkowników. W serwisach społecznościowych ujawniła się wielka różnica między tegoroczną powodzią, a historycznym kataklizmem z 1997 r. Tym razem informacje rozchodziły się znacznie szybciej, bo internauci - których zresztą jest wiele więcej niż 13 lat temu - mieli zupełnie inne narzędzia, które pozwalały im błyskawicznie rozpowszechniać informacje lub korzystać z materiałów publikowanych przez inne osoby - i to nie tylko słownych opisów, ale zdjęć czy filmików. Wiele przed nami Powoli w serwisach społecznościowych pojawiają się także inne profile, związane z Krakowem: na Facebooku obecna jest miejska wypożyczalnia rowerów BikeOne, a na Blipie portal Edukacyjny Kraków, prywatne serwisy Kraków4u i plkrakow, zamieszczające od czasu do czasu artystyczne zdjęcia miasta, a ostatnio także Uniwersytet Ekonomiczny i Akademia Górniczo-Hutnicza. W ślad za Krakowem podążają inne miasta, z których szczególnie aktywny jest choćby Radom. Wciąż jednak "web 2.0", czyli sieć opierająca się na interakcji redaktorów z użytkownikami, jest wyzwaniem dla administracji i instytucji, pozostając sferą, którą można owocnie i twórczo zagospodarować. Michał Wsiołkowski