Zdaniem amerykańskiego politologa Stany Zjednoczone płacą obecnie dużo wyższą cenę za kryzys finansowy, niż okupione wojną w Kongresie 700 mld dolarów (koszt planu Paulsona) - nadwyrężeniu uległa bowiem "marka" Stanów Zjednoczonych. Wszystko przez załamanie się dwóch fundamentów polityki USA, które dominowały w globalnym myśleniu od lat 80. Pierwszy filar promował taką wizję kapitalizmu, w której niskie podatki, minimalna regulacja i nie wtrącający się rząd to gwarancja wzrostu gospodarczego. Drugim było uznanie Ameryki za rzecznika liberalnej demokracji na całym świecie. Według Fukuyamy właśnie obserwujemy z jakim hukiem łamią się owe filary. Powtarzając jak mantrę zasadę "mniej rządu", Waszyngton zawiódł w roli regulatora sektora finansowego. Mit "kraju niosącego demokrację" nadszarpnięto jeszcze wcześniej. Gdy okazało się, że Saddam Husajn nie posiadał broni masowego rażenia, administracja Busha starała się usprawiedliwić atak na Irak "drogą do wolności". Nagle okazało się, że szczepienie demokracji to cel wojny z terroryzmem. Teraz - bez względu na to, kto wygra wybory prezydenckie - Ameryka musi poszukać nowych fundamentów swojego przewodnictwa w świecie. Który z kandydatów zrobi to lepiej? Według Fukuyamy "Obama niesie ze sobą mniej bagażu przeszłości, ale McCain może być jedynym Republikaninem zdolnym wprowadzić swoją partię w erę post-reganowską. Czasem można jednak odnieść wrażenie, że jeszcze się nie zdecydował, jakim Republikaninem chce być i jakie priorytety powinny teraz przyświecać Stanom Zjednoczonym". "Potęga Ameryki może i zostanie przywrócona" - zapewnia dalej politolog. W końcu USA wychodziły już nie z takich kryzysów. Ale fundamentalne zmiany są konieczne. "Obniżanie podatków może i jest przyjemne, ale nie zawsze przyczynia się do zwiększenia wzrostu gospodarczego. Amerykanom trzeba wreszcie uczciwie powiedzieć, że będą musieli za siebie zapłacić" - prognozuje Fukuyama i jednocześnie przestrzega przed przesadą - "Instytucje finansowe wymagają silnego nadzoru, ale nie jest powiedziane, że potrzebują tego też inne sektory gospodarki. Wolny handel wciąż pozostaje silnym bodźcem dla wzrostu gospodarczego". Jednak największa zmiana, jaka czeka Amerykę, to przedefiniowanie polityki. "Ostatecznym testem dla modelu Stanów Zjednoczonych będzie jego zdolność do przekształcenia. Budowanie świadomości marki nie polega na nakładaniu szminki na świnię. Polega na posiadaniu odpowiedniego produktu - tłumaczy Fukuyama i dodaje - Amerykańska demokracja ma więc jeszcze trochę do zrobienia". Agnieszka Waś-Turecka