Polscy uczniowie Seung Sahna (78. patriarcha w linii spadkobierców Buddy, reprezentujący koreańską linię buddyzmu Czogie) zalegalizowali swe istnienie w 1981 r. jako związek wyznaniowy o nazwie Buddyjskie Stowarzyszenie Zen Kuan Um. Na praktyki zbierają się w prywatnych mieszkaniach lub skromnych świątyniach - zaledwie jedno pomieszczenie z równie skromnym ołtarzem. Zawiódłby się ten, kto szukałby tu kolorowego wschodniego folkloru. Buddyzm zen bardzo różni się od buddyzmu tybetańskiego, luźniejszego, o bardziej malowniczych obrzędach. Tu obowiązuje większa dyscyplina i konkretna praca nad sobą. Specyfikę zenu przybliża Marek z Katowic, jeden z polskich nauczycieli dharmy. Najważniejsza jest praktyka - Kierunków, linii i szkół w buddyzmie jest wiele i nic dziwnego, że przeciętnemu człowiekowi wychowanemu w naszej kulturze wszystkie one po prostu się mylą - mówi Marek. - Szkoła, do której ja należę, to zen koreański, ale jest także zen japoński i chiński. W Polsce zaś najbardziej zna się buddyzm tybetański, właśnie ze względu na jego charakterystyczną egzotykę. W naszej szkole nastawieni jesteśmy na czyste nauczanie, forma zewnętrzna jest bardziej surowa, bardzo mała jest obrzędowość, skromny ołtarz. Praktyk nie odbywa się w żadnych specjalnych rytualnych szatach, jedynie w narzuconych szarych tunikach. W zenie pomarańczowa szata przysługuje wyłącznie mnichom. Nawet mistrzowie zen, nie będący mnichami, noszą szaty szare jak uczniowie. Ale te wszystkie różnice między kierunkami i szkołami są zupełne drugorzędne. Najważniejsza jest praktyka, doskonalenie się i główny cel - przebudzenie, osiągnięcie oświecenia. Dlatego kierunki w buddyzmie nie zwalczają się, przeciwnie, organizuje się nawet tzw. wesaki, czyli wspólne spotkania, żeby się wzajemnie poznać, poznać swoje śpiewy czy modlitwy. Wszelkie porównywanie wyznań tylko odwodzi od praktyki, licytowanie się różnych religii przejawia się w wojnach na świecie. Dialog jest możliwy Zen jest otwarty nie tylko wobec innych buddystów. Jego wyznawcy uważają, że możliwy jest dialog i porozumienie wszystkich wielkich religii. Zdarzają się też duchowni, którzy realizują to w praktyce. W USA pracuje np. ksiądz katolicki, będący jednocześnie nauczycielem dharmy, czyli nauki buddyjskiej, a w Watykanie istnieje specjalna komórka, gdzie księża praktykują zen. Gdy zaś sam mistrz Seung Sahn przebywał w latach 1982 i 1986 w Polsce, odwiedził sporo klasztorów, m.in. benedyktynów w Tyńcu, dominikanów i kamedułów w Krakowie, franciszkanów w Łodzi, a także klasztor na Jasnej Górze. Wszędzie tam przeprowadził naukę medytacji buddyjskiej i uczestniczył w sesjach pytań z mnichami. Nawet sam papież Jan Paweł II został zaproszony przez Seung Sahna na uroczystości obchodów 10. rocznicy istnienia buddyzmu koreańskiego w USA. W liście do papieża mistrz pisał: "Biblia mówi: 'Bądź cichy, wiedz, że Ja jestem Bogiem'. Buddyzm mówi: 'Wszelkie rzeczy są nietrwałe'. To jest prawo pojawiania się i znikania. Gdy znika pojawianie się i znikanie, wówczas jest cisza, błogość. Biblia mówi: 'Bądź cichy'. Buddyzm mówi: 'Cisza'. To jest ta sama cisza. Jeśli każdy z nas osiągnie tę ciszę, wówczas umysły wszystkich połączą się, będą jednym umysłem, co oznacza brak konfliktu, pokój na świecie. (...) Zapraszamy więc Waszą Świątobliwość wraz z innymi wielkimi przywódcami religijnymi, abyśmy wspólnie praktykowali, aby każdy z nas osiągnął pierwotny punkt, własny ośrodek, abyśmy wspólnie zebrali energię i uczynili pokój pomiędzy wszystkimi religiami. Wówczas pokój pomiędzy różnymi ustrojami politycznymi okaże się możliwy". Ten wspomniany "pierwotny punkt" to w zenie Bóg. Oświecony człowiek - My nie wierzymy w Buddę, nie modlimy się do Buddy - wyjaśnia Marek. - Buddę traktujemy jak oświeconego, przebudzonego człowieka. Zaś Bóg to pierwotna natura całego wszechświata, pierwotny punkt. Nie definiujemy go, nie wyobrażamy go sobie w żaden określony sposób. Pierwotny punkt nie ma kształtu, postaci ani wyrazu. Jeżeli otwieramy usta, by coś o nim powiedzieć - już popełniamy błąd. Marek praktykuje zen od 18 lat, jest nauczycielem dharmy. Wyższy stopień to mistrz dharmy, najwyższy - mistrz zen. Ale celem praktyki nie jest zostanie mistrzem, lecz osiągnięcie przebudzenia. Nauka dharmy może odbywać się tylko przez osobistą praktykę, żadne książki nie doprowadzą do wiedzy. Przekaz dharmy od mistrza do ucznia odbywa się bezpośrednio z umysłu do umysłu - lecz następuje to dopiero w momencie, gdy uczeń jest odpowiednio przygotowany. I nie ma reguły, po ilu latach praktyki może to nastąpić. Jest to zależne wyłącznie od stanu świadomości. Jeżeli zaś mistrz nie znajduje odpowiednio przygotowanego ucznia - nie daje przekazu. Wtedy linia danego mistrza umiera. Umieć być tu i teraz - Moja rola jako nauczyciela dharmy polega na wprowadzeniu adepta w pierwszą fazę praktyki zen - mówi Marek. - Potem wszystko zależy już od własnej pracy ucznia. Efekty są bardzo widoczne. Jeśli ktoś robi pierwszy krok ku przebudzeniu, to najpierw zaczyna mieć dobre stosunki z najbliższymi ludźmi - rodzicami, dziećmi, współmałżonkiem. Potem zrozumienie, współczucie i miłość przenosi się na zwierzęta, świat przyrody ożywionej i nieożywionej. Dlatego w zenie nie stawia się wymogu wegetarianizmu; w miarę praktyki i tak samemu się do tego dochodzi. Podobnie jak nie narzucamy zakazu palenia; palić nie wolno tylko w świątyni. Zerwanie z papierosami samo przychodzi z czasem, podobnie jak uspokojenie, wyciszenie emocji, wyciszenie umysłu. Cała nauka Buddy sprowadza się bowiem do tego, żeby umieć być tu i teraz, świadomie, ale bez szarpania się, gonitwy, bez ulegania emocjom i przywiązania do rzeczy. Czym jest umysł oświecony, najlepiej oddaje jeden z naszych ulubionych cytatów: "Nawet gdyby słońce miało wzejść na zachodzie, to umysł bodhisattwy pozostanie nieporuszony". Bodhisattwa to osoba już oświecona, wyzwolona, która postrzega cierpienie ludzkiego świata i odradza się, aby pomagać innym. Reinkarnacja i cuda Buddyzm zen zakłada oczywiście istnienie reinkarnacji, lecz nie jest ona roztrząsana i dyskutowana. Podobnie jak nikt nie skupia się na szczególnych umiejętnościach mistrzów i "cudach". - Buddyzm zen jest pozbawiony jakichkolwiek cudowności, których ludzie czasem w nim poszukują, skuszeni orientalnym folklorem i legendami o cudach czynionych przez mistrzów. Tymczasem to nie są żadne cuda - tłumaczy Marek. - Wszystko na świecie jest jednością, nawet materia jest jedna, a przebudzenie, oświecenie - to doświadczenie jedności ze wszystkim. Jeśli stajesz się jednym ze ścianą, z materią ściany, to nie ma już żadnej przeszkody żebyś przez nią przeszedł. Na poziomie mistrzów zen, gdy wszystko jest jednym, zamiana wody w wino nie jest bynajmniej największym z cudów. Lecz to są jakby "efekty uboczne" praktyki. Gdy pierwsi uczniowie zajmowali się takimi rzeczami, Budda surowo ich karcił. Nie po to bowiem idzie się ścieżką zen. Ewa Dereń