Rodziny żołnierzy z Rosji zabitych na Ukrainie walczą o sprawiedliwość. Stoczenie tego boju jest jednak niezmiernie trudne. Matki żołnierzy dostają bowiem akty zgonu, w których w rubryce PRZYCZYNA ŚMIERCI wpisano zawał serca lub samobójstwo. Nie ma w nich ani słowa na temat tego, że żołnierz zginął podczas walk. Pogrzeby wojskowych odbywają się najczęściej w ścisłej tajemnicy i bez żadnych honorów. Pod osłoną nocy wykopuje się grób i pozwala najbliższej rodzinie pożegnać się ze zmarłym. Końcem sierpnia niezależne rosyjskie media informowały o tym, że kilku żołnierzy elitarnej rosyjskiej 76. gwardyjskiej dywizji desantowo-szturmowej zostało pochowanych na cmentarzu w Wybutach (obw. pskowski). Pogrzeby te oczywiście miały pozostać ścisłą tajemnicą. Wiadomo jedynie, że w ceremonii uczestniczyło około 100 osób, którym podano jedynie imiona i nazwiska poległych.Dziennikarze, którzy próbowali dostać się w miejsce pochówku żołnierzy zostali pobici przez nieznanych sprawców. Zdjęcia udało się jednak udostępnić gazecie "Pskowskaja Gubiernija". Jej szef, Lew Szlosberg, niemal przypłacił to swoim życiem. Po opublikowaniu tych zdjęć został on tak poturbowany, że trafił do szpitala z silnym wstrząśnieniem mózgu i złamanym nosem. Mężczyzna częściowo stracił także pamięć. - 4500 zgonów, które są już potwierdzone. Nie więcej niż 300 osób pochowanych poległych - takimi danymi dysponuje Jelena Wasiljewa, rosyjska aktywistka. Wasilijewa też walczy o prawdę o poległych żołnierzach. Założyła ona grupę "Ładunek 200 z Ukrainy do Rosji". Nazwa wzięła się od rosyjskiego "Gruz 200", którym w wojskowej terminologii określano oznaczenie transportu ciała poległego żołnierza. O prawdę walczą także matki rosyjskich żołnierzy. Dla nich nie jest to nowość, bo w 1990 roku podczas działań w Czeczeni państwo rosyjskie stosowało tę samą strategię w sprawie poległych żołnierzy. Do takich samych manipulacji dochodziło podczas radzieckiej interwencji w Afganistanie. "Foreign Policy" przypomina, że zginęło tam wówczas niemal 13 tysięcy żołnierzy. Jednak o ich śmierci nie poinformowano od razu. Prawda wyszła na jaw dopiero po 1989 roku. Prawda wychodzi na jaw Ukrywanie obecności rosyjskich żołnierzy na Ukrainie staje się dla Władimira Putina coraz trudniejsze. 26 sierpnia Służba Bezpieczeństwa Ukrainy powiadomiła o tym, że dziesięciu spadochroniarzy z Rosji zostało zatrzymanych w regionie donieckim około 20-30 kilometrów od granicy z Rosją. Później minister obrony tłumaczył, że byli oni jedynie w celu patrolowania działań Ukraińców. Żołnierze wrócili już do swojego kraju. Kolejną "wskazówką" może być także to, iż Władimir Putin postanowił odznaczyć Orderem Suworowa - prestiżowym wojskowym odznaczeniem - 76. dywizję spod Pskowa. Pytania pojawiły się po tym, jak eksperci zaczęli tłumaczyć, że Order Suworowa może zostać przyznany jedynie za udział w działaniach bojowych. W jakich zatem działaniach brali udział żołnierze 76. dywizji? Rosyjski żołnierz, który nie pomyślał, zanim zrobił sobie serię zdjęć i wrzucił je na Instagram, to kolejny dowód. Sanya Sotkin robił sobie tzw. selfie i wrzucał je na swój profil. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na zdjęciach nie pojawiała się np. wyrzutnia rakiet Buk, jaka została użyta do zestrzelenia malezyjskiego boeinga. Dodając zdjęcia Sotkin zapomniał także o tym, że aplikacja pokazuje, gdzie zdjęcie zostało wykonane. W tym przypadku była do Ukraina, a dokładniej teren kontrolowany przez prorosyjskich separatystów. - Władimir Putin złamał wszelkie prawa. Nie tylko te międzynarodowe, nie tylko Konwencję Genewską, ale także prawo Federacji Rosyjskiej - mówi w rozmowie z "Daily Beast" Walentina Melnikowa, która kieruje stowarzyszeniem matek żołnierzy. - On wymusza na swoich żołnierzach, aby walczyli w obcym kraju, na Ukrainie, nielegalnie. Potem matki otrzymują anonimowo trumny z ciałami swoich synów". Katarzyna Krawczyk