Mateusz Lubiński: - Pani profesor, czy idea związków partnerskich jest sprzeczna z art. 18 polskiej konstytucji? Ewa Łętowska: - Sama idea nie, jakieś konkretne projekty ustawy o związkach partnerskich pewnie są sprzeczne, inne - pewnie mogłyby przejść test konstytucyjności pomyślnie. - Art. 18 początkowo pomyślany był bez jakiejkolwiek wzmianki na temat charakteru małżeństwa i miał znaleźć się w rozdziale dotyczącym praw i wolności. Natomiast później został przesunięty do rozdziału pierwszego, który zawiera zasady konstytuujące Rzeczpospolitą. - To przesunięcie było elementem kompromisu konstytucyjnego polegającego na tym, żeby właśnie stworzyć w konstytucji zaporę przeciwko małżeństwom jednopłciowym i stąd wzięła się ta wzmianka o małżeństwie będącym związkiem kobiety i mężczyzny. To jest fakt. Czyli konstytucja sprzeciwia się związkom jednopłciowym? - Otóż na pewno sprzeciwia się jednemu: nie może być małżeństwa w sensie tego, co rozumiemy pod pojęciem małżeństwo, w odniesieniu do związków innego rodzaju. Natomiast bynajmniej nie wynika z konstytucji, że tylko związek kobiety i mężczyzny może podlegać instytucjonalizacji w prawie jako związek partnerski. - W moim przekonaniu ani z brzmienia konstytucji ani z sensu tego kompromisu, nie można wyprowadzić wniosku, jakoby inne formy niż małżeństwo, o węższym zestawie praw i obowiązków, były niedopuszczalne. - Węższym, bo małżeństwo wobec umiejscowienia art. 18 w rozdziale I pozostaje pod ochroną i opieką Rzeczpospolitej, co oznacza, że ma sytuację uprzywilejowaną. Uprzywilejowana forma, uświęcona tradycją i wprowadzająca pewien porządek dla państwa - to jest rola małżeństwa zapisana w konstytucji. Ale z tego nie wynika, że jest to forma związku między ludźmi wyłączna. Związki partnerskie nie zagrażają instytucji małżeństwa? - Ten argument, że zagrażają, jest nieprawdziwy w tym sensie, w którym mówi się, że związki partnerskie (w tym jednopłciowe), to jakaś nieuczciwa konkurencja, która wyprze instytucję małżeństwa. - Natomiast jest coś na rzeczy, jeśli zwolennicy związków partnerskich piszą w swoich projektach o tym, żeby partnerzy mieli wzajemnie miedzy sobą jakieś świadczenia socjalne finansowane z pieniędzy nas wszystkich. Bo jeśli jest jeden tort, a więcej talerzyków, to na każdym talerzyku znajdzie się oczywiście mniejszy kawałek. I wtedy zachodzi sytuacja zagrożenia dla uprzywilejowanej pozycji małżeństwa. Oponenci wobec idei związków partnerskich mówią, że ludzie mogą sobie życiowe sytuacje ułożyć na podstawie istniejących instrumentów, więc nie ma potrzeby tworzenia nowych bytów prawnych. Nie jest tak? - Faktycznie mogą zapisać sobie coś w testamencie, mogą ustanowić współwłasność, mogą innymi środkami dążyć do zapewnienia sobie praw. To jest prawda. Tyle tylko, że obecne ustawodawstwo nie pokrywa wielu bardzo ważnych obszarów istotnych dla ludzi. Chodzi na przykład o informację w szpitalach. Albo sprawy związanej z możliwością odebrania dziecka z przedszkola przez osobę współzamieszkującą z rodzicem. - Nie jest tak, że wszystkie istotne kwestie, wokół których koncentrują się interesy osób pozostających we wspólnym gospodarstwie, pożyciu, związku, są już pokryte i wyczerpane przez istniejące ustawodawstwo. Można oczywiście zawrzeć umowę z partnerem - pytanie, czy będzie taką umowę szanowało otoczenie, w tym np. urzędy i instytucje. Czy to są przesłanki, by nad ustawą o związkach partnerskich poważnie dyskutować? - Zrozumiałe jest pytanie, czy wobec tego, że od uchwalenia konstytucji minęło lat prawie dwadzieścia, to czy jest czas na rewizję kompromisu konstytucyjnego. W świecie, do którego należymy, czyli w Europie demokratycznej, w tym okresie bardzo wiele zrobiono, gdy idzie o prawną instytucjonalizację alternatywnych form wobec małżeństwa. I to jest też fakt, który daje przyczynek do dyskusji o związkach partnerskich. Odwoływanie się do tego kompromisu, który był zawarty w swoim czasie, wymaga obecnie co najmniej zastanowienia. - Jednak poziom niechęci objawiany w naszej debacie publicznej i to ze strony osób bardzo wysoko lokowanych w hierarchii autorytetów, wyraźna rezerwa prezydenta, niechętne stanowisko innych organów państwowych, to źle wróży i próbom dyskutowania na serio i wynikom tej dyskusji, jeśli miałaby ona kończyć się próbą liberalizacji obecnego stanu prawnego. ----- Ewa Łętowska - profesor prawa, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w latach 2002-2011, pierwszy polski Rzecznik Praw Obywatelskich (1987-1992).