- Muszę powiedzieć, że spodziewałam się innego przemówienia. Po zaprzysiężeniu Andrzej Duda jest już głową państwa. Jest już prezydentem, a nie prezydentem elektem. Oczekiwałam więc, że jego orędzie nie będzie kontynuacją kampanii wyborczej z populistycznymi hasłami; nie będzie przemówieniem jak na politycznym wiecu. Liczyłam, że jednak pan prezydent skończy wreszcie z kampanią wyborczą na rzecz PiS. Oczekiwałam deklarowanej bezstronności politycznej, skoro ma być prezydentem nas wszystkich - mówi Interii Elżbieta Radziszewska. - Prezydent de facto mówił: "będę realizować politykę PiS". Według mnie jego orędzie było niestety bardzo powierzchowne, bez konkretnej wizji przyszłej prezydentury, która stałaby przez następne pięć lat na straży polskiej konstytucji i broniła interesów polskich w świecie - dodaje posłanka PO. Radziszewska skrytykowała prezydenta za składanie lekkomyślnych obietnic. - Prezydent powinien się wypowiadać w poczuciu odpowiedzialności za państwo, bo każda propozycja ustawowa musi mieć pokrycie w finansach publicznych i musi być realna - nie może niszczyć państwa - uważa. Nasza rozmówczyni zwróciła uwagę, że w trakcie przemówienia Andrzej Duda nie poruszył tematu wojny na Ukrainie. - Pan prezydent odnosił się do NATO, odnosił się do Unii Europejskiej, ale właściwie zapomniał o polskiej polityce wschodniej - o polityce, która dla nas jest bardzo ważna. Na Ukrainie trwa wojna i giną ludzie. Nie było o tym wzmianki. Dla mnie to zadziwiające - tego zdecydowanie zabrakło. - Gdyby przyszło mi powiedzieć jednym zdaniem, jakie było to wystąpienie, powiedziałabym: nie dało się w nim wyczuć majestatu głowy państwa - podsumowuje posłanka, ale zastrzega: - Życzę panu prezydentowi wielu sukcesów, bo życzę ich Polsce. Jest on też moim prezydentem i chciałabym, żeby jako prezydent szanował wszystkich Polaków i przestrzegał wszystkich zasad, na które dzisiaj złożył przysięgę. Buczenie posłów - przesłanki słuszne, reakcja naganna Poprosiliśmy posłankę PO o komentarz do gorszącej sytuacji w Sejmie, kiedy to posłowie buczeli podczas przemówienia Andrzeja Dudy. - Nie wiem, kto buczał i mnie się ta reakcja też nie podobała. Ale to było po tym, jak pan prezydent powiedział, że są głodujące dzieci na polskiej wsi. Jego ocena sytuacji w Polsce lokalnej mnie bardzo zdziwiła. Nie pamiętam takiego okresu w naszej historii, żeby Polska lokalna tak mocno się rozwijała. Przykładem tego jest choćby Nowa Sól czy rozwój mojego regionu - wymienia Elżbieta Radziszewska. - Słysząc twierdzenie, że dzieci w naszym kraju głodują, a Polska lokalna właściwie upada, czuję się zażenowana. Nie wiem, kto buczał, uważam, że nie powinno być takiej reakcji, niemniej oburzanie się na pojedyncze buczenie, a nieoburzanie się wtedy, kiedy były gwizdy i obraźliwe słowa przy prezydencie Komorowskim czy pani premier, jest przejawem ludzkiej i parlamentarnej hipokryzji - przekonuje posłanka. Radziszewska uważa, że słowa o głodujących dzieciach wpisują się w zapoczątkowaną podczas kampanii wyborczej narrację "Polska w ruinie". - Są oczywiście rozległe obszary biedy w Polsce, ale przez ostatnie osiem lat zrobiliśmy w tej kwestii bardzo dużo. Nie przeczę, że jest jeszcze wiele do zrobienia, ale przedstawianie tak czarnego obrazu jest nie do przyjęcia. To typowa polityczna agitacja, nieuwzględniająca rzeczywistej sytuacji. To jest ciąg dalszy mówienia: "Polska w zgliszczach", "Polska w ruinie" i że cała Polska już wyjechała, bo ludzie u nas głodują. Przejaskrawiam, ale to jest niesprawiedliwe wobec wielu osób działających lokalnie. I tylko przeciwko temu protestuję.