Wydawało się, że Platforma Obywatelska zdominuje wtorkowe posiedzenie Sejmu, które zainaugurowała podniesionymi w górę kartkami, układającymi się w napis: "Kaczyński, przeproś Polaków". Happening PO przerwała jednak Beata Szydło, która w czasie burzliwych, sejmowych obrad zmieniła swoje oblicze. Dotychczas była postrzegana jako merytoryczna, spokojna i łagodna twarz PiS. Na wtorkowym posiedzeniu Sejmu ostro zaatakowała polityków PO, deklarując: "Nie ugniemy się przed wami!". "Nie staracie się o dobro Polski! Byliście aroganccy i pyszni" - grzmiała premier z sejmowej mównicy w kierunku opozycji. Dr Olgierd Annusewicz, politolog z UW przyznaje, że ostatnie wystąpienia premier Beaty Szydło było zupełnie inne od tych, które dotąd znaliśmy. - Postrzegaliśmy ją jaką osobę bardzo spokojną, taką u której proporcja argumentacji merytorycznej do argumentacji emocjonalnej jest zdecydowanie na korzyść tej pierwszej. Wtorkowe wystąpienie w Sejmie było natomiast absolutnie odmienne i mocno emocjonalne, zarówno w warstwie językowej, jak i werbalnej. Ona po prostu krzyczała z mównicy sejmowej - tłumaczy ekspert. Taka postawa premier nie służy wizerunkowi PiS We wtorkowym, wieczornym orędziu po głównym wydaniu "Wiadomości" na antenie TVP Beata Szydło powiedziała do Polaków: - PO chciała z Trybunału Konstytucyjnego czynić ostatni bastion swoich rządów. Złamali konstytucję, powołali sędziów z politycznego nadania - mówiła premier. - Ten plan PO się nie udał - dodała. Zdaniem eksperta taka postawa premier nie służy wizerunkowi Prawa i Sprawiedliwości. Dr Annusewicz uważa, że retoryka polityczna i słowa, które padają z ust działaczy partyjnych mogą być ostre, ale działania rządu powinny być stabilne, stonowane i racjonalne. - Ogień polityczny, którym dotąd płonęła Beata Szydło, był dość łagodny i nieintensywny. Być może postanowiła zapłonąć bardziej jaskrawym światłem po to, żeby wyróżnić się na tle Jarosława Kaczyńskiego - mówi politolog. Festiwal strachu, polaryzacja i populizm Premier uspokajała w orędziu Polaków i zaznaczyła, że "oczekiwane tak bardzo przez obywateli zmiany są i będą wprowadzane". W swoim wystąpieniu kolejny raz apelowała, by Polacy wspólnie z rządem tworzyli "jedną, wielką, biało-czerwoną drużynę". Mówiła o "festiwalu strachu", sianym przez opozycję, która "histerycznie nie potrafi pogodzić się, że straciła władzę". Podkreśliła również, że tym, "którzy głośno krzyczą, nie chodzi o demokrację", a ostatnie wydarzenia stanowią "zasłonę dymną dla ochrony własnych wpływów". - Polacy to wielki i mądry naród. W tych wielkich momentach jesteśmy razem. Siła tkwi w naszej wspólnocie, która potrafi pokonywać nawet największe przeszkody - mówiła Beata Szydło w orędziu. Zapowiedziała jednocześnie "koniec z ignorowaniem głosu obywateli". - Chcemy Polski uczciwej, sprawiedliwej, otwartej na każdego obywatela. Polski, gdzie rządzą obywatele, a nie grupy interesów, które mają reprezentantów wśród władzy - deklarowała premier. Dr Olgierd Annusewicz wtorkowe wystąpienia Beaty Szydło określa dwoma słowami: polaryzacja i populizm. - Z jednej strony Beata Szydło polaryzuje elektorat i odbiorców, mówiąc im "albo jesteście z nami, albo jesteście przeciw nam", "albo jesteście z ludźmi, albo jesteście z bankami", "albo jesteście z narodem, albo jesteście przeciwko niemu". Z drugiej strony argumentuje, że opozycja rzuca Prawu i Sprawiedliwości kłody pod nogi, by partia nie mogła realizować swojego programu. Jest to szalenie polaryzujące i jednocześnie populistyczne - komentuje politolog. - To argumenty płytkie, które w erystyce określa się jako tzw. "wodę na młyn": "To, co wy mówicie, jest wodą na młyn tych wszystkich złych ludzi, którzy na nas czyhają" - tłumaczy dr Olgierd Annusewicz. Ekspert podkreśla, że populizm, jako element retoryki, jest zjawiskiem powszechnym. - Dzisiaj nie ma polityka, który nie uprawia populizmu. W retoryce, która posługuje się populizmem, politycy mimo wszystko zwykle starają się jednak zachować balans z treściami i argumentacją rzeczową. W przypadku sejmowego wystąpienia Beaty Szydło nie było argumentacji rzeczowej. Nie było tam nic konkretnego, ani konstruktywnego - ocenia dr Annusewicz. Syndrom oblężonej twierdzy Premier zaapelowała we wtorkowym orędziu telewizyjnym, by na zbliżające się święta Bożego Narodzenia Polacy nie dali się podzielić. - Cel jest wspólny, budowa Polski, która nikogo nie dzieli - powiedziała na antenie TVP. Swoje wystąpienie tradycyjnie już zakończyła słowami "Damy radę!". Politolog dr Annusewicz twierdzi, że wejście przez premier Beatę Szydło na wyższy poziom emocji spowoduje, że twardy elektorat PiS będzie jeszcze bardziej za nią. - Buduje się w ten sposób syndrom oblężonej twierdzy: "My tu jesteśmy prawi i sprawiedliwi, którzy chcą realizować program, których wybrał naród, a oto wszystko jest teraz przeciwko nam" - komentuje dr Annusewicz. Ekspertowi jednocześnie wydaje się, że centrowy elektorat, który zaufał PiS, i dzięki któremu partia wygrała wybory, może czuć się zawiedzony. - Pierwsze sondaże pokazują spadek poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Może to świadczyć o tym, że ta strategia nie jest fortunnie dobrana - twierdzi politolog. "Polityk krzyczący z mównicy nigdy nie uspokoi obywatela" Ostra krytyka Beaty Szydło odnosiła się do kilkutygodniowego sporu politycznego, jaki trwa w Polsce w sprawie Trybunały Konstytucyjnego. Na środowej konferencji prasowej w Kancelarii Premiera powiedziała, że na szkodę Polski nie działa spór wokół TK, ale "awantura, jaką wywołała opozycja". Dodała, że "czas uspokoić sytuację i znaleźć rozwiązanie, które pozwoli wyjść z tego politycznego pata". Jak wskazuje dr Olgierd Annusewicz z UW, krzyki z mównicy, czy emocjonalne orędzia wygłaszane do Polaków wcale nie zmienią dotychczasowej atmosfery politycznej, ani nie uspokoją Polaków. - Polityk krzyczący z mównicy sejmowej nigdy nie uspokoi obywatela. Retoryczne, komunikacyjne i polityczne działania PiS, zarówno w rozumieniu aktywności ustawodawczej, jak i nominacji personalnych, raczej podsycają atmosferę, niżeli ją uspokajają - mówi politolog.