Niewygodna przeszłość Po upadku ZSRR, wiele państw bloku wschodniego zaczęło nowy rozdział. Aby jednak skierować się ku niepodległości, konieczne było rozwiązanie wielu problemów, m.in. rozliczenia się z niewygodną przeszłością. W tym celu powstawały ustawy lustracyjne, które miały przyczynić się do wykazania dawnych powiązań ze służbami, a proces karania tajnych agentów miał oczyścić postkomunistyczną atmosferę. Który kraj najlepiej poradził sobie z rozliczeniem przeszłości - zapytaliśmy eksperta. - Pokazowym przykładem dekomunizacji i lustracji były Niemcy Wschodnie (NRD). Jednak trzeba zauważyć, że było im nieco łatwiej, ponieważ po wchłonięciu NRD przez Niemcy Zachodnie, kwestia lustracji i dekomunizacji została tak naprawdę narzucona. Niemcy Zachodnie niemalże skolonizowały NRD, co ułatwiło proces wymiany wojska, czy władzy - tłumaczy dr hab. Tadeusz Rutkowski. Zobacz: Szef niemieckiego odpowiednika IPN o dekomunizacji Oprócz NRD, także Czechosłowacja szybko rozwiązała kwestię lustracji. Węgry, Bułgaria, czy Rumunia, trochę później. Zakres ustaw przyjmowanych przez wymienione kraje był jednak niejednolity. W przypadku Czechosłowacji i Węgier wprowadzono ograniczenia w dostępie do najważniejszych stanowisk w państwie osobom, które w przeszłości współpracowały ze służbami. Po rozpadzie Czechosłowacji, obostrzenia te pozostały w Czechach, natomiast Słowacja zaniechała stosowania ustawy, przyjmując za priorytet zgromadzenie i opracowanie archiwów służb. Z kolei Rumunia czy Bułgaria charakteryzują się łagodniejszym podejściem do kwestii dekomunizacji, bo obowiązujące tam ustawy nie ograniczają wysokim rangą urzędnikom państwowym dostępu do stanowisk. Krótka historia lustracji w Polsce - Pod kątem lustracji i dekomunizacji, Polska wypada źle na tle innych krajów postkomunistycznych, jesteśmy niemal na końcu - zauważa historyk Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwsze próby dokonania rozliczenia z niewygodną przeszłością rozpoczęły się już na początku lat 90. Pierwszy projekt ustawy lustracyjnej zgłosił klub parlamentarny Konfederacji Polski Niepodległej. Projekt ten został jednak odrzucony już w pierwszym czytaniu w Sejmie. Kolejną próbę podjął w roku 1992 poseł Janusz Korwin-Mikke, który zgłosił uchwałę lustracyjną, zobowiązującą ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza do podania pełnej informacji na temat tajnych współpracowników SB, piastujących wysokie funkcje państwowe. Przygotowana przez ministra spraw wewnętrznych lista, która miała zawierać ponad 60 nazwisk, nie została jednak upubliczniona w związku z decyzją o odwołaniu rządu Jana Olszewskiego i powołaniu nowego na czele z Waldemarem Pawlakiem. Polscy parlamentarzyści powrócili do tematu lustracji w 1994 roku, kiedy to do Sejmu wpłynęło pięć nowych projektów ustaw. Ostatecznie w kwietniu 1997 roku Sejm uchwalił ustawę lustracyjną, w której obowiązkiem lustracji objęto m.in. prezydenta, posłów, senatorów, wysokich urzędników państwowych, a także sędziów, prokuratorów i kierownictwo mediów państwowych. - Nierozwiązanie w Polsce kwestii lustracji zaważyło na wielu, patologicznych wręcz, wydarzeniach z lat 90. - komentuje w rozmowie z Interią historyk Tadeusz Rutkowski. Lustracja dziś Ustawa z 1997 roku obowiązywała przez 10 lat. W 2007 roku weszła w życie nowa ustawa lustracyjna, uchwalona kilka miesięcy wcześniej. Według nowej ustawy, funkcję badacza oświadczeń lustracyjnych powierzono utworzonemu na tę potrzebę Instytutowi Pamięci Narodowej. Lustracją objęte są takie osoby jak np. prezydent, parlamentarzyści, czy posłowie do Parlamentu Europejskiego. Każda z wymienionych w ustawie osób ma obowiązek złożenia oświadczenia lustracyjnego, jednak przyznanie się do współpracy z dawnymi tajnymi służbami nie wyklucza piastowania wysokiej funkcji publicznej - decyzję taką podejmują wyborcy lub pracodawca. - To ustawa, która zakłada przyznanie się do współpracy bez ponoszenia konsekwencji. Idea ustawodawcy była taka, żeby ujawnić powiązania z przeszłości i karać jedynie tych, którzy się nie przyznają do współpracy - wskazuje dr hab. Tadeusz Rutkowski. Wspomniane przez eksperta nieprzyznanie się do niewygodnej przeszłości nie jest jednak równoznaczne z karą. Ustawa przewiduje karę w postaci zakazu pełnienia funkcji publicznych dla osoby, która podała nieprawdę w swoim oświadczeniu lustracyjnym. Jednak samo udowodnienie kłamstwa nie jest już takie proste. - Moim zdaniem, wadą tej ustawy jest ujęcie lustracji w przepisach prawa karnego. Aktualnie trzeba udowodnić komuś winę, czyli współpracę ze służbami. Specyfika akt jest jednak taka, że nie zawsze da się udowodnić, że ktoś donosił, mimo że zachowały się potwierdzenia współpracy z SB. Orzecznictwo sądów ukształtowało się w kierunku konieczności pełnego udokumentowania współpracy. Tu następuje poważne spięcie między pracą historyków, a orzeczeniami sądów. Sąd orzeka w trybie karnym, co oznacza, że jeśli nie ma podpisanego oświadczenia o współpracy z SB, własnoręcznych donosów, a jedynie notatki ze spotkań z funkcjonariuszami SB, to sąd stwierdza, że ta osoba nie donosiła. Z kolei historyk, który to bada, ma prawo stwierdzić, że sekwencja różnych wydarzeń przemawia za tym, że ta osoba jednak donosiła - mówi ekspert. - To jest właśnie casus Lecha Wałęsy. W jego przypadku nie było oryginałów, ale badania nad zachowanymi dokumentami wskazywały, że jednak współpracował z SB - dodaje. Polska więźniem przeszłości - W takich krajach, jak Bułgaria czy Rumunia, temat lustracji także czasem powraca, jednak nie jest to na pewno dominująca część życia publicznego, jak ma to miejsce w Polsce - zauważa dr hab. Rutkowski. Dlaczego wobec tego Polska nie zdołała uporać się z lustracją i dekomunizacją, przez co ciągle wracamy do tego tematu? - Na kwestii lustracji bardzo mocno zaważyło stopniowe przejście z jednego ustroju do drugiego. Tam, gdzie doszło do gwałtownych przemian, np. w Czechosłowacji, rozstrzygnięcia lustracyjne były znacznie szybsze. W Polsce, Okrągły Stół i jego następstwa spowodowały, że opór przeciwko lustracji był bardzo duży. Nie weszła w życie także dekomunizacja, co spowodowało, że wysoko postawieni funkcjonariusze PRL, w tym także agenci dawnych służb, zrobili kariery, także na szczeblu państwowym - pełnili funkcje ministrów czy ambasadorów - wyjaśnia ekspert. Zdaniem eksperta, powodów nierozliczenia z przeszłością należy także doszukiwać się w specyficznej na tle krajów postkomunistycznych historii Polski w latach 80. - Utworzenie w Polsce "Solidarności" - elity antykomunistycznej, spowodowało, że aparat władzy inwigilował to środowisko z bardzo dużym natężeniem. Inne kraje postkomunistyczne aż takiego nacisku jak Polska nie odczuły, jeśli chodzi o kwestię inwigilowania i pozyskiwania tajnych współpracowników. - Środowisko, które po obaleniu komunizmu w Polsce, doszło do władzy, było siłą rzeczy w mniejszym lub większym stopniu infiltrowane przez SB, co utrudniło podejście do lustracji - wyjaśnia. - Wśród elit, które wykształciły się po ’89 roku, zabrakło także podstawowego zrozumienia dla kwestii rozliczenia się z przeszłością. Wiele rzeczy nie zostało również początkowo zrobionych po to, żeby nie drażnić Związku Radzieckiego, którego wojska nadal stacjonowały w Polsce - dodaje. Ekspert, pytany o najbardziej efektywny model lustracji, wskazuje na skupienie się na egzekwowaniu posiadanej wiedzy o współpracy danych osób z SB i nie wysuwaniu ich na stanowiska państwowe. - Wydaje mi się, że powinien być określony ustawowo wykaz stanowisk objętych zakazem piastowania przez osoby, które figurują w aktach jako TW, chyba że udowodnią w sądzie, że te akta są nieprawdziwe. W tej chwili możemy jednak powiedzieć, że już coraz mniej jest takich osób, ponieważ "biologia załatwia sprawę" - podsumowuje.