O obozie koncentracyjnym Auschwitz III-Monowitz mówi się niewiele. Pozostały po nim jedynie schrony przeciwlotnicze, pozostałości bunkrów i trzy pomniki upamiętniające więźniów. Tymczasem miejsce to wiąże się z kilkoma kontrowersyjnymi wątkami - w tym z działalnością niemieckiego koncernu IG Farbenindustrie, który nie tylko wykorzystywał więźniów z KL Auschwitz do przymusowej pracy przy budowie fabryki, ale również traktował obóz jako dostawcę taniego materiału doświadczalnego w postaci więźniów do swojego farmaceutycznego pionu (Czarna transakcja farmaceutycznego giganta). Dokumenty z puszki Historia znalezienia - w wyniku kilku zbiegów okoliczności - cennych poniemieckich dokumentów z monowickiego obozu ma swój początek w kwietniu 1947 roku... Oto u 30-letniego strażnika Państwowych Zakładów Syntetycznych w Dworach zjawia się 43-letni Stanisław Kobek. Sprawa jest niezwykle banalna - mężczyzna chce zapalić, ale nie ma bibułki. Młodszy kolega, jak się okazuje, również nie ma odpowiednich materiałów do zawijania tytoniu, więc wręcza starszemu pracownikowi wytargany z większej kartki kawałek cienkiego papieru. Na podarowanym papierze Kobek dostrzega coś niepokojącego. Odczytuje kolejne nazwiska, numery i daty. Wie, że trzyma w ręce poniemieckie dokumenty... "Zwróciłem się do Bartuli Władysława z prośbą, by wypożyczył mi bibułkę do zwijania papierosów. Oświadczył, że bibułek nie ma i do zwijania papierosów używa papieru oraz wręczył mi kawałek tego papieru. Po przyjrzeniu się stwierdziłem, że na papierze tym widnieją nazwiska, numery i daty, przy czym z treści wynikało, że są to papiery poniemieckie" - zeznał w styczniu 1948 r. Stanisław Kobek. "Zapytałem, skąd ma takie papiery, na co on wyjaśnił mi, że właśnie w tym dniu w czasie wydobywania kału z dołów kloacznych na terenie istniejącego za Niemców przy przedsiębiorstwie IG Farbenindustrie obozu zwanego lager IV wydobył puszkę blaszaną, w której znajdował się plik papierów" - zeznawał Kobek. Na znalezionych kartkach, jak się okazało, znajdowały się zestawienia zawierające nazwiska więźniów przebywających w obozie nr IV w Monowicach. Budowa fabryki i obozu w Monowicach Konieczność zwiększenia dostaw kauczuku syntetycznego wymusiła na Wehrmachcie i ówczesnym chemicznym gigancie III Rzeszy - koncernie IG Farbenindustrie - decyzję ws. rozbudowy istniejącej fabryki lub budowy nowej. Wizja rozbudowy istniejącego już kombinatu w Huels była bardzo ryzykowna, ponieważ skumulowanie produkcji w jednym miejscu stanowiło łatwy cel bombardowań, co mogło pozbawić armię, uzależnioną od dostaw kauczuku z IG Farben, niezbędnego tworzywa. Ostatecznie postanowiono wybudować dwie mniejsze fabryki - w tym jedną na terenie Monowic. Ponieważ plany budowy osiedli dla robotników cywilnych, jak i przejmowania pożydowskich kamienic, okazały się niewystarczające i przysparzały wielu problemów, zdecydowano się na wzniesienie obozów barakowych dla pracowników zatrudnionych przy budowie fabryki, co rozwiązywało również problem zakwaterowania nowych "dostaw" więźniów z pobliskiego obozu macierzystego. W 1944 roku istniało już 11 takich obozów barakowych, z niemal 27 tysiącami miejsc do spania. "Zamieszkałem w jednym z baraków" 29-latek, który znalazł cenną dokumentację, był przed wojną właścicielem jednej z działek przejętych przez Niemców. Wszyscy Polacy, będący wówczas właścicielami gruntów w Monowicach - miejscowości, w której miał powstać potężny kombinat IG Farben - zostali wywłaszczeni bez odszkodowania. W archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau znajduje się notatka służbowa z października 1941 roku, w której opisano działania prawne dotyczące konfiskaty polskich gruntów na terenie tej miejscowości. Po wysiedleniu prawowitych właścicieli z przejętych gruntów zaczęto budować obóz dla więźniów zatrudnionych przy budowie, a następnie obsłudze potężnej fabryki należącej do koncernu IG Farbenindustrie. IG Farben przejęła grunty należące do wsi Dwory, Monowice, Zaborze, Poręba Wielka, Broszkowice, Włosienica - był to obszar o łącznej powierzchni ponad 20 km kw., z czego prawie połowę przeznaczono na fabrykę, a resztę m.in. na obozy dla robotników i osiedle dla kierownictwa. Władysław Bartula wspomniał w zeznaniach, że "obóz był oznaczony jako lager IV i pomieszczeni w nim byli więźniowie ubrani w pasiaki". "Po oswobodzeniu kraju zamieszkałem w roku 1946 w jednym z baraków, wchodzących w skład dawnego obozu. Barak ten miał tabliczkę z napisem niemieckim Krankenbau (czyli szpital obozowy - red.)" - zeznał Bartula. Szpital Jak zakładał pierwotny plan, obozowy szpital - dzięki osobnej kostnicy oraz komorom do dezynfekcji ubrań i spalania odpadków - miał być jednostką niezależną od szpitali w Birkenau i w obozie macierzystym. Miał się mieścić w sześciu barakach i składać z oddziału chirurgicznego, wewnętrznego i zakaźnego, oraz posiadać własną salę operacyjną. W pobliżu szpitalnych zabudowań miały powstać łaźnie, latryny i umywalnie. Realizacja tego planu ograniczyła się początkowo do umieszczenia szpitala w jednym bloku. Na pacjentów czekały trójpoziomowe prycze. Na każdej często spały po dwie osoby z zupełnie odmiennymi chorobami. Później utworzono kolejne oddziały, w osobnych barakach. Od wiosny 1943 roku szpital posiadał już komorę dezynfekcyjną. Zbudowano również umywalnie i latryny. Personel nie był wykwalifikowany, brakowało leków, a w role lekarzy wcielali się więźniowie, których diagnozy i tak były podważane. Chorzy musieli wychodzić do pracy. Gdy szpital się przepełniał, organizowano selekcję. Niezdolnych do pracy odsyłano do obozu macierzystego. "Nie wiem. Nie wiem bracie, gdzie cię wywożą" Więźniowie, którzy mieli zostać wywiezieni do obozu macierzystego, wychodzili zwykle na dziedziniec szpitala. Niektórzy bez oporu, inni próbowali się gdzieś ukryć i uniknąć rychłej śmierci... Piotr Setkiewicz przytacza w obszernej historii obozów IG Farben Werk Auschwitz fragment wspomnień jednego z polskich sanitariuszy: "Jeszcze gorsze było wynoszenie z bloków na auta chorych, którzy nie mogli się poruszać. Stawiali zawsze to samo pytanie: Gdzie my jedziemy?". Wszyscy doskonale wiedzieli, dokąd są wywożeni, ale każdy mimo wszystko łudził się, że ktoś temu zaprzeczy. "Nie wiem. Nie wiem, bracie, gdzie cię wywożą" - odpowiadał wówczas jeden z pflegerów (sanitariuszy - red.) Mieczysław Zając. Dokumenty w puszkach po konserwach W pobliżu baraku z tabliczką Krankenbau znajdowały się - jak zeznał Bartula - fundamenty i doły kloaczne innego baraku. "W kwietniu 1947 r. wydobywałem z kanału kloacznego tego rozebranego baraku kał, by użyć go do znawożenia ziemi. Wydobywałem nawóz wiadrem przytwierdzonym do drąga. W czasie tej pracy wydobyłem wraz z kałem z kanału puszkę blaszaną związaną drutem. Sądzę, że puszka ta przywiązana była tym drutem do jakiegoś kamienia i wraz z nim została zatopiona, gdyż po zaczerpnięciu wiadrem puszka wypłynęła na wierzch" - wspominał pracownik zakładów syntetycznych. Jak się okazało, puszka składała się z dwóch mniejszych, po konserwach. Mężczyzna znalazł w środku paczkę zawiniętą w gruby, poplamiony rdzą papier. W paczce znajdował się plik białych i niebieskich kartek. "Opakowanie porzuciłem na miejscu, a resztę papierów zabrałem do mieszkania, ponieważ brakło mi prawie bibułek do zwijania papierosów, a papiery w puszcze były cienkie, przeto urwałem kawałek kartki i używałem go do zwijania papierosów" - zeznał Bartula. Ludzie z wykresów Mężczyźni przekazali znalezione papiery Franciszkowi Targoszowi, który w 1948 roku pełnił funkcję wicedyrektora Państwowego Muzeum w Oświęcimiu. Były to dokumenty z listopada 1942 r. i grudnia 1944, zawierające zestawienia cyfrowe, wykresy liniowe oraz zestawienia z nazwiskami, datami i numerami. Następnie znalezione dokumenty zostały przekazane przez członka Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędziego Jana Sehna, na ręce funkcjonariusza Prokuratury Trybunału Wojskowego Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej w Norymberdze, Herberta Ungera. "Dokumenty wydane przeze mnie są autentycznymi poniemieckimi materiałami szpitala obozu Buna-Monowice, oznaczonego również jako obóz IV przedsiębiorstwa IG Farbenindustrie w Dworach-Monowicach obok Oświęcimia" - oświadczył wówczas Sehn. Tak więc gdyby nie przypadkowe spotkanie dwóch osób w 1947 roku, cenne dokumenty, na których ludzkie losy zostały przedstawione w formie wykresów i tabel, wymknęłyby się historii, ulatując - niestety nad wyraz symbolicznie - wraz z dymem z papierosa... ----- Źródła: Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, HKB Buna, tom 1 Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Zespół Wspomnienia Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, D-Au III Monowitz Piotr Setkiewicz, "Z dziejów obozów IG Farben Werk Auschwitz 1941-1945", Oświęcim 2006