Traktowanie studiów doktoranckich od początków XXI wieku jako trzeciego stopnia studiów umożliwiło zwiększenie ilości przyjmowanych kandydatów. Do lat 90. zeszłego stulecia podjęcie studiów doktoranckich wiązało się w zasadzie wyłącznie z zatrudnieniem na uczelni na stanowisku asystenta i początkiem kariery naukowej. Na przełomie wieków forma studiów doktoranckich uległa transformacji w czteroletnie studia, jednak w większości wypadków bez sztywnych ram i programów. Od paru lat programy studiów doktoranckich zostały w dużej mierze ujednolicone zgodnie z wymogami Unii Europejskiej oraz przekształcone w trzeci, po studiach licencjackich i magisterskich, stopień studiów. Tym samym uczelnie zaczęły traktować kształcenie doktorantów jako pewnego rodzaju wyższą formę studiów, bliższą bardziej studiom magisterskim niż właściwym przygotowywaniem przyszłej kadry naukowej. Z rozmów przeprowadzonych z doktorantami z różnych krakowskich uczelni wynika, że powody podejmowania studiów doktoranckich są rozmaite. Nie zawsze dobro i rozwój nauki są główną motywacją do podjęcia tego rodzaju studiów. W dużej ilości przypadków chodzi przede wszystkim o podniesienie własnych kwalifikacji, poszukiwanie nowych możliwości rozwoju czy rozwinięcie własnych zainteresowań, odbiegających od pracy zawodowej, a nie o karierę naukową. Pasja i poświęcenie Część osób, które decydują się na studia doktoranckie, interesuje się danym działem wiedzy i zamierza uczynić z niego źródło swej przyszłej pracy. - Od zawsze wiedziałem, że chcę pracować na uniwersytecie jako wykładowca - mówi dla INTERIA.PL Darek. - Już w liceum interesował mnie ten dział nauki i pomyślałem, że fajnie byłoby móc się nim zajmować w pracy zawodowej - dodaje. Te osoby w głównej mierze pasjonaci, którzy są w stanie poświęcić się interesującej ich dziedzinie nawet za cenę mniejszych zarobków w porównaniu z pracą w prywatnych firmach czy korporacjach. Jest to generalnie ta sama grupa, która wcześniej, w latach, gdy studia doktoranckie nie miały tak powszechnego charakteru, decydowały się na ich rozpoczęcie i początek kariery naukowej. Większe szanse u pracodawców Druga pula osób, która wybiera studia doktoranckie jako dalszą część swojego kształcenia, to ludzie o ugruntowanej pozycji zawodowej, którzy poszukują nowych możliwości rozwijania swoich zainteresowań, dokształcania i poszerzania swojej wiedzy. W większości wypadków mają oni już stałą pracę i ustabilizowaną sytuację materialną, a studia doktoranckie traktują jak swego rodzaju dodatkowy kurs kształcenia, który da im w przyszłości wyższe kwalifikacje, a tym samym polepszy ich sytuację na ciągle zmieniającym się rynku pracy. - Mam dobrą pracę w firmie, jestem parę lat po studiach, ale zdecydowałam się zacząć doktorat, żeby podwyższyć swoje kwalifikacje - mówi portalowi INTERIA.PL Aneta. - W obecnej sytuacji na rynku pracy każdy ma magisterium i dodatkowe kursy czy szkolenia. Dopiero doktorat robi wrażenie na pracodawcach. Ale i tutaj obecnie sytuacja zaczyna się powoli zmieniać ze względu na coraz większą popularność studiów doktoranckich i dużą ilość miejsc dla nowych kandydatów. Niemniej warto zauważyć, że wprawdzie liczba osób, które zaczęły studia doktoranckie wzrosła od początku lat 90. parokrotnie, to odsetek, który kończy swoje studia obroną rozprawy doktorskiej i uzyskaniem stopnia naukowego doktora zwiększył się już nieznacznie. Powody są oczywiście rozmaite. Najczęściej powodem jest niska liczba i wysokość stypendiów doktoranckich. - W obecnej sytuacji, gdy stypendium otrzymuje parę osób na cały wydział, sytuacja wygląda bardzo kiepsko - żali się w rozmowie z INTERIA.PL Szymon. - Wynajęcie mieszkania czy pokoju kosztuje, dodatkowo utrzymanie i na to idzie większa część stypendium. A przy tym należy prowadzić zajęcia i uczęszczać na zajęcia studium doktoranckiego, więc poszukiwanie dodatkowej pracy jest trudne - dodaje. - Do tego dochodzi jeszcze brak perspektyw zatrudnienia na uczelni. Nie wszędzie sytuacja wygląda tak samo. Na różnych wydziałach tych samych uczelni są różne programy studiów doktoranckich, różnej wysokości stypendia oraz ich ilość i kryteria przyznawania. Do tego dochodzą obecne możliwości udziału doktorantów w grantach czy ubiegania się o dodatkowe dofinansowanie. Szkoda zniżek i stypendiów Istnieją jeszcze pomniejsze grupy złożone z osób, które trzeci stopień studiów traktują jako przedłużenie studiów magisterskich. Nie mają oni sprecyzowanych planów na przyszłość, stałej pracy ani stabilizacji finansowej i decydują się przedłużyć swoje studia na trzecim stopniu. Dodatkową zachętą do rozpoczęcia studiów doktoranckich dla większości osób z tej grupy jest fakt, że można w ich trakcie liczyć na różnego rodzaju stypendia, a także zniżki studenckie, które w pewnej mierze obejmują również doktorantów (np. na przejazdy komunikacją miejską i krajową). - Skończyłem studia, ale nie chciałem jeszcze iść do pracy - mówi INTERIA.PL Krzysiek. - Pomyślałem, że mogę pójść na studia doktoranckie. Nawet jeśli nie zakończę ich doktoratem, to dalej będę miał zniżkę, a dodatkowo mogę załapać się na stypendium czy jakiś wyjazd zagraniczny. O stałej pracy będę myślał później - dodaje. Jak widać, obecna sytuacja studiów doktoranckich jest dość skomplikowana. Z jednej strony pozostają one do pewnego stopnia kontynuacją elitarnych studiów, które istniały w przeszłości, gdy doktoranci uczyli się fachu pod okiem swoich mistrzów, prowadząc badania i zajęcia dydaktyczne, ale mając swobodę wyboru własnej drogi i brak skrępowania przez konieczność uczęszczania na zajęcia. Z drugiej jednak strony cały czas są coraz bardziej przekształcane w kontynuację studiów drugiego stopnia na wyższym poziomie. Tym samym stają się swego rodzaju dodatkowym kursem dokształcającym, który można dodać do swojego CV, a który może podnosić szanse kandydata na zdobycie lepszej pracy. Studia doktoranckie dziś niekoniecznie są początkiem kariery naukowej. W większości wypadków są pewnym etapem na drodze do kariery, czy to zawodowej, czy naukowej, bądź też swego rodzaju wypełniaczem miejsca pomiędzy końcem studiów a podjęciem pracy dla osób, które jeszcze nie zdecydowały, co będą robić w przyszłości. Na prośbę rozmówców nie ujawniliśmy ich nazwisk Katarzyna Jasińska