"KP PiS prosi by nie sugerować się wystąpieniem przewodniczącego Kuchcińskiego i mimo wszystko głosować za kandydaturą Krzysztofa Putry na marszałka sejmu" - takiego sms-a rozsyłali sobie w poniedziałkowe popołudnie posłowie PiSu. Sms aż kipiał od skrytej radości. Oto przewodniczący klubu miał okazje wygłosić pierwsze w tej kadencji ważne wystąpienie. I wygłosił je tak, że połowa sejmu ("dużo większa" połowa) kuliła się ze śmiechu, a połowa ze wstydu. Stwierdzenie o większości narodowej, która jest dziś w opozycji przejdzie do sejmowych annałów. Podobno tuż po tym sławetnym przemówieniu, prezes-premier powiedział "dobrze byłoby żeby poziom naszych wystąpień nie odbiegał tak rażąco od innych wystąpień klubowych", czym wprowadził większość posłów PiS w stan euforii. "Jak to dobrze, że Jarek miał okazję usłyszeć tę miernotę, teraz już wie, co myśmy musieli tu ścierpieć" mówił mi z ogniem w oczach jeden z "młodych gniewnych" PiSu, snując plany rozprawy z "kuchcińszczyzną" i "gosiewszczyzną". Mniej czy bardziej szary, będący w pierwszym czy w ostatnim z kręgów wtajemniczenia, pisowski poseł, wie dziś jedno "Prezes to świętość". Prezesa się nie atakuje, ba nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, by prezesa obciążyć odpowiedzialnością za wyborczą porażkę. Ale już na prawo i na lewo od prezesa rozciągają się całe rewiry, które z krytyki i pytań od odpowiedzialność zwolnione nie są. W oczy najbardziej rzuca się w oczy rewir "zakonny". "Zakon PC" czyli przede wszystkim trójcę Gosiewski, Kuchciński, Putra, oskarża się o tłumienie poselskiej wolności słowa i odpychanie wszystkich "młodych, zdolnych i ambitnych" od pierwszych (dosłownie i w przenośni) rzędów. Jacek Kurski przepchnięty z czwartego do ósmego rzędu ław PiS czuje się pewnie niczym zbity bulterier, i nie sądzę, by łatwo pogodził się z tym, że znów będzie musiał pytać szefa klubu czy może wystąpić rano w radiu. Posłowie PiS są przekonani, że "trójca" podzieliła się już stanowiskami. Putra - wicemarszałkiem, Gosiewski - szefem klubu. Kuchciński - zastępcą i chce zrobić wszystko by do tego nie dopuścić. Nie maja jeszcze gotowego planu. Ale już szukają alternatywnego kandydata na szefa klubu - i myślą np. o Adamie Lipińskim. Drugi rewir niechęci to rewir "spin doctorski". Jego symbolem jest były szef sztabu i rzecznik partii - Adam Bielan. Jeszcze niedawno uchodzący za cudotwórcę, po przegranych wyborach został obwołany "ojcem klęski". Obwinia się go o złą kampanię, o nieprzygotowanie premiera do debat, o mówienie o walce z korupcją, zamiast o niskim bezrobociu.... Zarzutów jest co niemiara. Nie wszystkie trafne, ale wszystkie doskonale czyniące z Bialana kozła ofiarnego tych wyborów. I zmywające z innych poczucie odpowiedzialności za język i styl rządów ostatniego dwulecia. Powyborczy PiS nie jest już taki sam. List trójki wiceprezesów jest tego najlepszym dowodem. Ten mikro-bunt został zduszony. Ale podejrzewam, że jeśli nic się nie zmieni - będą następne. Prezes musi upuścić trochę ciśnienia z wrzącego pisowskiego kotła, kogoś odsunąć na boczny tor, albo publicznie zganić. Bo inaczej przyjdzie moment, że ktoś zada sobie pytanie, czy i car nie zaczyna przejmować złych nawyków od swych bojarów. Konrad Piasecki