W latach 90., mimo sporów wokół spraw wewnętrznych, w dziedzinie polityki zagranicznej panowała zgoda co do priorytetów: były nimi zmiana położenia geopolitycznego i awans cywilizacyjny Polski, którym służyć miały członkostwo w NATO i UE. Nie zastanawiano się natomiast nad tym, co ma nastąpić po osiągnięciu tych celów, w szczególności nad strategicznymi interesami, którym ich osiągnięcie miało służyć. W rezultacie, wciąż brak jest wizji strategicznych priorytetów, co prowadzi do mieszania celów ze środkami, a ukryciu tego stanu rzeczy służy retoryka narodowej godności, w której tak gustował poprzedni rząd. Co ma do zaproponowania w tym względzie była opozycja, biorąca się teraz za rządzenie? Otóż proponuje ona na razie głównie "zmianę stylu polityki zagranicznej" oraz "zwiększenie jej profesjonalizmu", cokolwiek by to miało znaczyć). W sprawie zmiany treści polityki prowadzonej przez PiS - z niewielkimi, choć ważnymi wyjątkami - panuje cisza. Dotychczasowy obóz władzy i dotychczasowa opozycja spotykają się na gruncie podporządkowania polityki zagranicznej logice wewnętrznej walki politycznej. Tytułem przykładu, PiS zarzuca poprzednikom rozmowy z Niemcami "na kolanach", gdy dotychczasowa opozycja zarzuca PiS płaszczenie się przed Amerykanami. Obiekt adoracji różny - sposób myślenia podobny. U jego podstaw kryje się obawa przed zdefiniowaniem na nowo polskiej racji stanu w nowym otoczeniu międzynarodowym. Wyjście z tego zaklętego kręgu wymaga chłodnego namysłu, a jako wstęp do takiej refleksji proponuję dziesięć tez. Teza pierwsza: podejmując działanie należy dysponować trafną diagnozą sytuacji oraz mieć świadomość celu. Przykład pierwszy z brzegu: sprawa zależności energetycznej od Rosji i w tym kontekście kwestia niemiecko-rosyjskiego gazociągu północnego. Decyzja ta nie była w naszym interesie m.in. z uwagi na osłabienie pozycji Polski jako państwa tranzytowego. Możemy też mieć pretensje do Niemców, a przede wszystkim do ex-kanclerza, Gerharda Schroedera, iż ponad naszymi głowami porozumiał się z Rosjanami w raczej podejrzanych okolicznościach. Z drugiej strony, celem Berlina nie było zaszkodzenie Polsce. Przywoływanie, w kontekście niemiecko-rosyjskiego porozumienia, paktu Ribbentrop-Mołotow, idzie zbyt daleko. Niemieckie, austriackie, holenderskie, włoskie czy brytyjskie rozumienie strategicznej potrzeby dotarcia do rosyjskich surowców i dywersyfikacji różni się od naszego rozumienia różnicowania źródeł dostaw surowcowych. Kontynuacja polityki niemieckiej w tej sprawie pod rządami kanclerz Merkel nie jest kwestią przypadku. Jednak w Warszawie walkę z rurą uznano za cel strategiczny. W istocie była to i jest nadal kwestia taktyczna. Racją stanu jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju, a jej realizacja wymaga zwiększenia racjonalnie skalkulowanych wydatków dotyczących dywersyfikacji zaopatrzenia, rozbudowy własnych źródeł energii oraz potencjału umożliwiającego magazynowanie zapasów. Przede wszystkim zaś wymaga to koncentracji wysiłku politycznego na europejskim systemie bezpieczeństwa gazowego i na maksymalnym zintegrowaniu z nim naszej sieci dystrybucyjnej oraz na przełamaniu narodowych monopoli w krajach europejskich uzasadniających m.in. monopol produkcyjny i dystrybucyjny Gazpromu. Pomysł "paktu muszkieterów" sformułowany przez pierwszy rząd PiS był mało produktywnym sposobem uporania się z tym problemem. Z celu taktycznego uczyniliśmy kwestię racji stanu wchodząc w bezsensowne spory z większością Europy. Teza druga: nie należy dopuścić, by taktyczne zwycięstwo zamieniło się w strategiczną porażkę. Uzyskanie solidarności Unii Europejskiej w sprawie rosyjskiego embarga na import polskiego mięsa i czasowe zablokowanie przez Polskę nowego porozumienia UE-Rosja, a także groźba weta wobec członkostwa Rosji w WTO przyniosły korzyści taktyczne. Celem głównym jest wszakże skłonienie Rosji do przestrzegania europejskich i międzynarodowych reguł postępowania, a nie jej blokowanie. Nie liczmy też ani na spektakularną kapitulację Kremla, ani na to, że solidarność z polskim stanowiskiem będzie w UE wieczna. Jest prawdopodobne, że brak elastyczności zmieni taktyczny sukces w strategiczną porażkę. Potrzebny jest, uzgodniony z Komisją Europejską, pakiet ofert umożliwiający wyjście z grożącego klinczu zanim solidarność UE wyczerpie się - de facto, nie de jure - i zostaniemy sami ze swoim problemem. Tymczasem dla nas trwanie przy swoim stało się samoistnym celem, niekoniecznie z korzyścią dla nas samych.