Dariusz Jaroń, Interia: Ostatnie doniesienia o zakażeniu wirusem ebola w Madrycie są niepokojące. Dr Iwona Paradowska-Stankiewicz: - Sytuacja jest niepokojąca, ponieważ do tej pory epidemia eboli rozwijała się tylko na terenach Afryki Zachodniej. Teraz mamy pierwsze przypadki, które wyszły poza afrykański kontynent. Pierwszy potwierdzony przed paroma dniami w Stanach Zjednoczonych, drugi - bliżej nas, przez co tak nas niepokoi - to przypadek pielęgniarki z Hiszpanii. Ta pani miała bezpośredni kontakt z zakażonym ebolą misjonarzem, przetransportowanym z kraju Afryki Zachodniej do Hiszpanii. Pielęgniarka opiekowała się pacjentem. Była wyposażona w strój indywidualnej ochrony. Wobec tego jak mogło dojść do zakażenia? - Tego na razie nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Z dużym prawdopodobieństwem uważamy, że doszło do błędu. Strój ochronny służby medyczne w specjalny sposób muszą zakładać, a także, co nawet jest ważniejsze, kiedy dojdzie do kontaktu z pacjentem, zdejmować. Wydaje się, że na tym poziomie mogło dojść do błędu. Czy w Polsce są opracowane procedury na wypadek pacjentów chorych na ebolę? - Większość krajów Unii Europejskiej posiada wytyczne dotyczące postępowania w takim przypadku, w Polsce też mamy procedury i zalecenia. Z poziomu centralnego przekazane zostały one na wojewódzki, a następnie na poziom powiatowy. Właściwie każdy lekarz i dyspozytorzy pogotowia ratunkowego powinni być wyposażeni w wytyczne. Jeżeli gdzieś te materiały nie dotarły, można je ściągnąć ze stron Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny lub Głównego Inspektoratu Sanitarnego. O czym te procedury i zalecenia informują? - Celem tych dokumentów jest przekazanie wytycznych, które powinny pomóc służbom medycznym i spowodować, że pacjent podejrzewany o zakażenie wirusem zostanie odpowiednio przyjęty. Kluczowe są pytania, które należy na początku postawić. Czy pacjent był w Afryce? Czy miał kontakt z chorymi, albo innymi osobami, które znajdowały się na terenie ogniska epidemicznego danego obszaru? Mamy osobę, która wróciła do Afryki i źle się poczuła. Co powinna zrobić? - Jeżeli pojawią się niepokojące objawy należy zadzwonić do lekarza pierwszego kontaktu, a najlepiej na pogotowie. Dyspozytorzy, kierując się zaleceniami, przeprowadzą krótki wywiad, zadając podstawowe pytania o objawy i ryzyko zarażenia. Następnie wysłana zostanie odpowiednio wyposażona karetka pogotowia, która przetransportuje pacjenta do wyznaczonego przez wojewodę szpitala, który ma warunki na przyjęcie wysokozaraźnego pacjenta. - Warto pamiętać, że osoby wracające z Afryki mogą być zakażone nie tylko wirusem ebolą, ale też prezentować objawy typowe dla innych chorób regionu. Diagnostyka powinna być zatem nakierowana na ebolę, ale też na malarię i np. dengę. Nie można, koncentrując się na eboli, zapomnieć o innych możliwych zakażeniach. Jakie objawy występują przy eboli? Często słyszymy o podwyższonej gorączce, obawiam się, że wiele osób może ją zlekceważyć. - Gorączka charakterystyczna jest dla wielu chorób infekcyjnych. W przypadku eboli jest ona wysoka, zwykle powyżej 38,6 st. Celsjusza. We wczesnej fazie choroby dochodzą także inne objawy grypopodobne: bóle głowy, mięśni, osłabienie, poczucie rozbicia. W kolejnych dniach, statystycznie w piątym dniu, występują nudności, wymioty biegunka. Następnie pojawiają się wylewy, to już jest znak, że stan pacjenta jest ciężki. W którym momencie pacjent zaczyna zarażać? - Już pacjent objawowy jest zakaźny, czyli może zarażać inne osoby. Wcześniej jest bezpieczny, nie transmituje wirusa. Jak można się zarazić? - Podstawową drogą zakażenia jest bezpośredni kontakt z wszelkimi płynami ustrojowymi. W pewnym okresie mówiono także, że rezerwuarem wirusa jest mięso padłych zwierząt, m.in. nietoperzy owocożernych, spożywane w Afryce. Ale to nie dotyczy Europy. - Chyba, że mamy do czynienia z osobami, które przebywając w Afryce mogły spożywać takie mięso, a następnie wróciły do Europy. Nie można tego wykluczyć. Przypadki występujące w Europie związane są z zakażonymi osobami, które zostały przetransportowane z Afryki do swoich krajów, lub samodzielnie z niej wróciły, nieświadome zakażenia. Dzisiaj w kilkanaście godzin można dotrzeć na drugi koniec świata, co ma to też negatywne skutki, ponieważ przyspiesza proces transmisji i rozprzestrzeniania drobnoustrojów. Jakie środki zaradcze, oprócz odradzania lotów do Afryki Zachodniej, może pani polecić? - Rzeczywiście, jeżeli nie musimy lecieć do krajów objętych epidemią, odłóżmy podróż aż sytuacja, miejmy nadzieję, się ustabilizuje. Podstawową sprawą jest higiena, a w przypadku kontaktu z pacjentem przebywającym w szpitalu - wysoki stopień ochrony indywidualnej i przestrzeganie procedur bezpieczeństwa. Przypadek odnotowany w Madrycie niepokoi. Powinniśmy się martwić, że wirus dotrze wkrótce do Polski? - Nie można tego wykluczyć. Ryzyko jest nieduże, ale jest. Zwłaszcza biorąc pod wagę to, że liczba osób, które ulegają zarażeniu rośnie bardzo szybko. To powoduje, że prawdopodobieństwo wystąpienia wirusa w Polsce zwiększa się. Amerykanie modelowali ryzyko dla Europy Zachodniej. Różne kraje miały różne wyniki, ale sięgały nawet 50-70 proc. Jakieś słowo otuchy na koniec? Myśląc o epidemii eboli mamy przed oczami obrazki z Afryki Zachodniej, w Europie miałaby ona o wiele łagodniejszy przebieg. - Tak. Pamiętajmy o tamtejszych zwyczajach. Przy pochówku jest bliski kontakt ze zmarłymi, chorymi na ebolę. Do tego dochodzi całkowicie sparaliżowana ochrona zdrowia, nie ma szpitali, nie ma środków ochrony, wręcz nie ma lekarzy. To sprzyja szerzeniu epidemii. Na razie, odpukać, żaden przypadek do nas nie trafił. Przykłady USA i Madrytu pokazują, że koncentrując siły można spróbować powstrzymać wirusa na poziomie jednej chorej osoby. Jak najbardziej powinno się to udać.