Serbia to kraj, który - według wielu swoich mieszkańców - ma przeciw sobie cały świat. No, prawie cały. Oprócz Rosji. Dlatego - jak pisze Andrzej Stasiuk w "Fado" - staje się śródlądową wyspą otoczoną krajami, "które mają pretensje do Serbii i vice-versa". To prawda - Serbia non-stop otrzymuje od Zachodu kopniaki. Serbowie całą sytuację postrzegają bardzo prosto: Zachód w jednym ręku trzyma bat, ale w drugim - marchewkę w postaci perspektywy członkostwa w UE. I na przemian leje Serbów batem i wabi unijną marchewką. Ostatnim takim ciosem była dla Serbii poparta przez Zachód niepodległość Kosowa. Od jej ogłoszenia minęło ponad pół roku, a w Serbii nadal jest to - i długo jeszcze będzie - temat numer jeden. Kosovo je Srbija? Belgrad to miasto - na oko - o wiele bardziej europejskie od Warszawy, ale na murach roi się od przekreślonych liter "EU". Po ulicach jeżdżą autobusy, na których burtach zamiast reklam umieszczone są napisy przypominające, że "Kosovo je Srbija". W prasie nie ma wywiadu, w której nie pojawiałaby się kosowska kwestia. Trudno się temu - z serbskiej prespektywy - dziwić, bo trudno znaleźć choć jednego Serba, który popierałby kosowską niepodległość. Niezależnie jednak od poglądów na sprawę niepodległości Kosowa, obecne Kosowo to - po prostu i de facto - już nie Serbia (z wyjątkiem serbskich enklaw, w których serbskość manifestowana jest w sposób bardzo mocny i dość wzruszający). W obecnych warunkach przejęcie przez Serbów kontroli nad Kosowem wydaje się po prostu nierealne: na ulicach kosowskich miast, szczególnie po antyserbskich wystąpieniach 2004 roku, słychać wyłącznie albański, a po powstaniu zrębów albańskich instytucji, z którymi identyfikuje się praktycznie całe społeczeństwo, po gigantycznych inwestycjach, które poczynili Kosowarzy w niepodległościowym entuzjazmie - oddanie tego kraju na powrót pod serbską administrację równa się naciśnięciu guzika z napisem "przelew krwi". Kosowska niepodległość to, co prawda, dość nieładna polityka faktów dokonanych - ale jednak faktów. Nic dziwnego, że Serbia tej niepodległości obecnie nie jest w stanie przetrawić. I że jest skołowana co do tego całego, przeklętego Zachodu, który nie wiadomo, czego chce. "The Bad Guys", reż. Emir-Nemanja Kusturica - Może byśmy i chcieli do Unii Europejskiej - mówi Petar, mieszkaniec Nowego Sadu - ale przecież wszyscy wiedzą, jaka jest opinia o Serbii. Jesteśmy "the bad guys", jak w hollywoodzkim filmie. Ktoś musi być tym złym. A jeśli mowa o filmie, to niezłym przykładem człowieka, który jest uosobieniem mentalności serbskiej oblężonej twierdzy może być wybitny reżyser Emir Kusturica. Kusturica urodził się w bośniackiej rodzinie muzułmańskiej w Sarajewie. Wojnę przeczekał w Paryżu, czego nie omieszkują mu wypominać mu jego bośniaccy rodacy. BYLI bośniaccy rodacy, dodajmy. Bo Kusturica już po wojnie ogłosił się Serbem i ochrzcił w monastyrze Savina w czarnogórskim Herceg Novi. Nawrócił się, bo uznał, że fakt, iż jego przodkowie ugięli się przed Turkami i przyjęli islam, nie ma nic wspólnego z jego życiem i tożsamością. W końcu - objaśniał - jego przodkowie, zanim przyjęli islam ("by przeżyć" - mówił reżyser) byli prawosławni. I do - było nie było - muzułmańskiego imienia Emir dodał czysto prawosławne: Nemanja. To wszystko można zrozumieć, ale trudno nie zauważyć, że przy okazji poglądy Kusturicy ewoluowały w stronę pielęgnowania serbskiego "nikt nas, Serbów, nie rozumie, świat jest zły". Z serbofilskiego rozpędu reżyser wybudował nawet rekonstrukcję tradycyjnej serbskiej wioski w górach na bośniackiej granicy. Miała to być ostoja artystów i tradycji, wyszło z tego jednak coś w stylu luksusowego i drogiego hotelu z wycieczkami helikopterowymi w ofercie. W "Drvengradzie" obejrzeć można galerię, w której Emir-Niemanja wystawia prace Rosjanina Andrieja Budajewa: są to fotomontaże, na których autor pozwala pohasać swoim antyamerykańskim i antyzachodnim fantazjom, ubijając w serbskich głowach ideę antyserbskiego i proalbańskiego spisku. Oto Emir Kusturica rzuca do stóp Miloseviciowi skrępowanego George'a Busha. Oto Bush w towarzystwie m.in. Hashima Thaci, Agima Ceku i ubranej w faszystowski mundur Madeleine Albright podpisuje na stosach dolarów akt kosowskiej niepodległości. Oto załzawione oczy Radovana Karadzicia pod srebrnym dwugłowym orłem na wojskowej czapce. Radovan Travel Jeśli chodzi o Radovana Karadzicia, który do niedawna ukrywał się w Belgradzie jako guru medycyny alternatywnej Dragan Dabić, to obecnie w serbskiej stolicy organizowane są wycieczki jego szlakiem. - Ludzie zbierają się w centrum, pod konnym pomnikiem księcia Michała Obrenovicia codziennie o 16 - mówi pracowniczka miejskiej informacji turystycznej, zaznaczając jednocześnie, że miasto odcina się od tego typu inicjatyw. Na ulicach roi się od wielkoserbskiego graffiti, podobizn Karadzicia i Ratko Mladicia. Napotkać można też plakaty, na których ikona św. Jerzego ma wklejoną twarz Slobodana Milosevicia.